czas korekty, erratum

Erratum, reż. i scen. Marek Lechki, Polska 2010

Co stoi na przeszkodzie, by o Erratum pisać?
To, że tę opowieść buduje intryga skromna, więc każde jej zapowiadanie niepotrzebnie odsłania treść (no, ale… kto widział, temu słowo nie zaszkodzi, zresztą – spróbuję delikatnie).

To, że ujęły mnie niedopowiedzenia, milczenie, skupiona gra Tomasza Kota i Ryszarda Kotysa, którzy mimo zbliżeń, nie odsłaniają wszystkiego. Oszczędność, minimalizm (no, ale… jest co interpretować: sytuacje, przedmioty, relacje – mimo prostoty mają charakter znaków).

To, że przeczytałam recenzję Iwony Kurz w kwietniowym „Kinie”, a w niej jest ujęte w zasadzie wszystko, co i dla mnie w odbiorze było ważne (no, ale… mogę przecież  – nie kopiując – po swojemu u siebie zanotować).

Droga powrotna
Michał wybrał Warszawę, tu ma rodzinę (synek za kilka dni przyjmie Pierwszą Komunię) i pracę w biurze rachunkowym (stabilną, choć obojętną). Szczecin, w którym zostawił przeszłość – zerwane przyjaźnie, grób matki i żyjącego samotnie toksycznego ojca – jest nie po drodze. Tymczasem zlecenie szefa każe mu wyruszyć właśnie tam, a ciąg przypadkowych zdarzeń zatrzymuje go w rodzinnym mieście na kilka dni. Musi być tak, że coś nas przynagli, by stanąć twarzą w twarz z własnym życiem. Dobrowolnie nie da rady, machinalnie prostujemy kanty, byle nie widzieć ich zbyt namacalnie. Na ogół ceną jest powierzchowność albo (ze wspomnianej recenzji:) bycie „nie do końca obecnym we własnym życiu”. Czas jest nieodwracalny, nieuleczalny. A tytuł filmu trafiony jak rzadko. Errata, czyli wykaz błędów. Errata, czyli sprostowanie. Korekta ex post, poniewczasie, ale nie na tyle późno, by uświadomienie sobie omyłek nie mogło czegoś uleczyć.

Ten film jest między innymi o tym.

O szukaniu własnej tożsamości, choć pozornie Michał zajęty jest ustalaniem tożsamości NN, bezdomnego, którego tragicznie potrącił.
O ważności spotkań, bo czasem w najbardziej przypadkowych można się przejrzeć jak w lustrze. Michał w szkolnym przyjacielu zobaczy rewers swojego losu, w anonimowym bezdomnym projekcję własnego ojca.
O tym, że kluczowych relacji nie można z życia wykreślić. Móc – można, ale z opłakanym skutkiem. Tu mowa przede wszystkim o relacji ojca z synem, raniącej obie strony, niewyjaśnionej, obrosłej niechęcią i  (znów obustronnym) poczuciem odrzucenia.
O niezrealizowanych marzeniach, które wracają rykoszetem bądź jako nostalgia, bądź jako gorycz codziennego banału, jako zazdrość wobec tych, którzy byli bardziej uparci. Michał uciekał ze Szczecina na studia na Akademii Muzycznej, porzucił zespół, zostawił na strychu trąbkę. Bo ostatecznie uciekanie stało się ważniejsze od celu.

O grze aktorskiej

Tomasz Kot w roli Michała Bogusza: introwertyczny, poraniony, szukający. Wiarygodny. Żadnej nadekspresji. Kilka świetnych scen, oddających nieporadność wyrażania emocji, np. próba rozmowy z synem (kończąca się sakramentalnym: co tam w szkole?); spotkanie Zbyszka na skrzyżowaniu dróg w Szczecinie – powitanie, zażenowanie, chęć ucieczki (co okazuje się po chwili dość kluczowym rysem Michała, uciekającego bez ustanku, od tego dnia, gdy wsiadł do pociągu Szczecin – Warszawa); na pozór obojętne, ale podszyte pretensją i starym żalem rozmowy z ojcem, również ta jedna, wykrzyczana. I wiele scen, w których gra wyraża się nie w słowach, a w mowie ciała i twarzy.

Ryszard Kotys w roli ojca Michała. Milczący, zdradzony, przegrany i samotny, ale też antypatyczny. Czy jego bohater jest winny czy skrzywdzony? Myślę, że jedno i drugie, choć to się nie rozstrzygnie. Tajemniczy. Dlaczego stroi się w garnitur? Coś przegapiłam? Dokąd on się wybiera? Okropny zakapior, dogadać się z takim, trzeba by cierpliwość mieć anielską. Na ogół milczy, więc gra Kotysa wyraża się w sposobie bycia, w zamkniętej twarzy, w chęci ukrycia emocji. Dwie sceny, które to przełamują: na targu staarociami (rozluźniony, sympatyczny, otwarty) i w finałowej scenie pukania w drzwi. Piękna scena, nie do zapomnienia. Bardzo dobra rola. Świetne przełamanie srogości chorobą. Dobrze, że nadarzyła się taka okazja, by zrzucić kostium Paździocha (Świat według Kiepskich) i pokazać emocje innej próby.

Rola ojca ma ciekawe rozwinięcie, bo paralelnie wchodzą w nią również inne postaci: wspomniany już Bezdomny, blacharz Nawrocki (bardzo ojcowski w radach, których ostrożnie udziela Michałowi, w przeprowadzaniu go przez doświadczenie konfrontacji) czy Policjant – empatyczny, przenikliwy, ojcowski. Dodam dla formalności, że Nawrockim jest w filmie Jerzy Rogalski a Policjantem – Janusz Michałowski.


Rozbłyski różne

* Przedmioty, które zostają po człowieku. Bezdomny nosił przy sobie zdjęcie syna sprzed lat, z czasów, gdy wszystko było na swoim miejscu. Od lat nie ma z nim kontaktu, choć mieszka niedaleko. Zdjęcie zaklina to, co utracone – i co jak widać wciąż jest ważne, mimo nieporadności i rezygnacji.

* Zabawna ksywka: Andrzej Kmicic… bezdomny kochał Trylogię.:)

* Jest smycz, jest pies… Rudy, sympatyczny, typ obserwatora. Skojarzenie z Kieślowskim – dość swobodne, ale zważywszy na naszpikowanie filmu znakami, może usprawiedliwione – z Czerwonym.

* Płonąca wieża obserwacyjna. Pożar wywołany niechcący, wraz z nią spala się (oczyszcza?) przeszłość, może też zgrubienia na źle zabliźnionych ranach. Widowiskowe. Metafizyczne (jeśli ktoś chce).

* Morze towarzyszące spacerom Michała – szumiąca woda, która zagłusza lub prowokuje myśli. Symbolika szeroka: od oczyszczenia po bezmiar, który zasysa, wciąga w wir.

* Zepsute, niefunkcjonalne elementy – skrzynka na listy, prysznic z defektem odpływu… Coś, co da się naprawić przy odrobinie wysiłku, gdy komuś zależy.

* Plama krwi na mankiecie, deska z zamazanym napisem, wędka, drzwi niczym konfesjonał… Znaki lub nie, ale zostają w pamięci.

*****************************************************************************

Świątecznie

By czas na życiowe poprawki był niewymuszony i nieponaglający.
By oczyszczenie (uczuć, myśli i wszelakich zapętleń sytuacyjnych) było ożywcze i uzdrawiające.
By przez wszystkie możliwe szczeliny wkradała się zieleń nadziei i życia.


życzę

ren

23 komentarze do “czas korekty, erratum

  1. nutta

    Kolory tego święta to życie promienne i pełne nadziei. Każdy początek to obietnica powodzenia.

    Miłych Świąt:)

    Odpowiedz
  2. Lirael

    Kochany Tamaryszku, Tobie też życzę, żeby zieleń i radosne kolory dominowały w te Święta!
    Z przyjemnością przeczytałam o „Erratum”. Bardzo chciałabym obejrzeć ten film.
    Uradowała mnie Twoja opinia o Kocie. Cieszę się, że pokazał lwi pazur. :) Przeczuwałam, że poza talentem komediowym drzemie w nim wiele dobrego.

    Odpowiedz
  3. tamaryszek Autor wpisu

    Dziękuję :))
    Ba! Cóż mądrego rzec o tej godzinie – że święta, święta i po świętach?
    Chwilo nie mijaj! Lub choćby: wracaj szybko.

    Lwi pazur u kociaka dobrze wróży.
    Ysabell, Nutto, Lirael, wszystkiego dobrego na po świętach.

    Odpowiedz
  4. czara

    Mam tylko nadzieję, że w maju jeszcze się załapię w Polsce na ten film! Tamaryszku – wszystkiego dobrego po świętach i Tobie!

    Odpowiedz
    1. czara

      Nie wiem, czy mam aż taką kondycję, w najgorszym razie wezmę na bagażnik dywan ;)
      No i tym razem postaram się trochę czasu spędzić w kinach, chociaż to takie mało towarzyskie ;)

    2. tamaryszek Autor wpisu

      Dywan i latającego Holendra na rowerowy bagażnik! Myślę, że to dobra opcja.
      Są sprawy, które się wykluczają, ale kino i towarzystwo wcale nie – istnieje malutka część wspólna.:) Milczenie przez chwilę po seansie.

  5. fabulitas

    Bardzo jestem ciekawa „Erratum”, chociaż do polskich filmów podchodzę z daleko posuniętą ostrożnością (z jednej strony jestem wybredna, z drugiej, mimo wszystko, dyletantka, jeśli chodzi o X Muzę). Kusisz taką recenzją, oj, kusisz…

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Ma swój klimat ten film. Jak zwykle – coś może nie zaskoczyć, bo aura nie zawsze ta sama.
      I doczepić się – jeśli się chce – też można zawsze. A mnie naprawdę kojarzy się „Erratum” z kinem Kieślowskiego. Co, gdyby trzeba było, przy zapewnionym zawieszeniu innych obowiązków, mogłabym uzasadnić. Tymczasem: nie walczę o widownię dla Lechkiego, lecz dzielę się korzyściami i przyjemnością jaką „Erratum” było dla mnie.
      Pozdrawiam :)
      Fabulitas, dyletantka? Kokieteria.:)

    2. fabulitas

      A tam kokieteria. Przy literaturze czy powiedzmy malarstwie, czuję, że mam jakieś narzędzia, coś już czytałam, coś już widziałam – przy filmie nie. Język filmu znam słabo, tropy jeszcze słabiej i potrzebę pogłębienia wiedzy czuję rzadko, jakoś tak.

  6. Marchew

    Było się, zobaczyło się i solidnie wzruszyło (też „się”). O rety, rety! To kawał szlachetnego kina. Tak, tak, Tamaryszku, znaków w „Erratum” od cholery i ciut ciut. No i ciągle namnażają się przez pączkowanie w głowie. Świetne są też ujęcia zza pleców bohatera (tak m.in widzimy nagą żonę w wannie, koncert rockowo-jazzowy i ojca przed telewizorem). To literacka strategia „mowy pozornie zależnej”. U Lechkiego „zależnej” – no bo z jednej strony determinizm (od losu nie uciekniesz, choćbyś nawiał do samej Warszawy, choćbyś znad Bałtyku wyruszył nad Wisłę – tatusia sobie nie zmienisz). Ale z drugiej „pozornie zależnej” – no bo ten wykaz sprostowań naszych mniemań o bliźnich i sobie na szczęście nigdy się nie kończy. Wielu bohaterów zresztą dotyczy porzucanie pozornych prawd o sobie i innych. W tym kontekście kapitalne też są rozmowy Policjanta z bohaterem. Toż to jako żywo gadki Porfirego z Raskolnikowem.
    Drugi cymes to zbliżenia. Na twarz. Frontalnie. No ale żeby ta sztuczka się udała, to trzeba wyjątkowej obsady. Gra tu sporo tzw. twarzowców (Nawrocki, Kotys, Saternik). O rety, rety! Jak to dobrze, że udaje się od czasu do czasu kino bez silenia się na avant garde, mówiące o sprawach istotnych i do tego niepotykające się o banał. Kto jeszcze nie był na „Erratum” – do kina marsz!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Marcheweczko, świetny pomysł z tą mową pozornie zależną. Zbliżenia twarzy miałam w swojej świadomości. I czułam, że sposób filmowania spotkań Michała z ojcem jest specyficzny, ale faktycznie inne sceny też to mają. Jakby coś przeszkadzało Michałowi w bezpośrednim kontakcie ze światem.
      Brakowało mi tego skojarzenia: Raskolnikow – Porfiry! No jasne! Teraz wydaje mi się to oczywiste. Te rozmowy niby przyjacielskie a drążące. Ta troska i dostrzeganie w Michale partnera. Niby zaufanie a podejrzliwość. Rozmowy o życiu, sztuce…, filozofowanie. Szukałam analogii, ale te, które mi przychodziły do głowy bledną przy Porfirym.

      Policjant i Nawrocki są rzeczywiście rewelacyjni. Film męskich ról. A kobiet żadnych, poza epizodzikami z żoną Michała i żoną Zbyszka.

  7. Marchew

    Erratum do wpisu:
    jest na odwyrtkę, Nawrocki to bohater – gra go Rogalski

    Ale i Ty, Tamaryszku, musisz coś „erratować”
    Pies był beżowy, nie rudy. Znam się na rudych.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      :)) Nie był rudy? Beżowy pies to dziwnie brzmi, może on taki bardziej cafe (mocno) latte? albo mleczny karmel?
      Marchew, zobacz, WordPress Ci przypisał rudego awatara:))

  8. Logos Amicus

    Witaj Tamaryszku dawno nie… widziany.
    Cieszę się, że zastaję Cie w dobrej formie! :)

    Przypomniałaś mi film, który znalazł się wśród najciekawszych, moim zdaniem, obrazów polskiego kina ubiegłego roku.
    Obejrzałem go na odbywającym się ostatniej jesieni w Chicago Międzynarodowym Festiwalu Filmowym (nota bene, reżyser filmu Marek Lechki otrzymał wówczas Nagrodę Specjalną Jury za najlepszy debiut reżyserski Festiwalu).
    Jak wykazuje doskonale Twój wpis, prostota „Erratum” jest pozorna – film roi się bowiem od znaczeń, które trzeba wszak wyłuskać (co Tobie zawsze wydaje się przychodzić z wielką łatwością – nie wiem, może także pozorną? :) – i polotem… o inteligencji nie wspominając).

    Czy będzie wielkim faux pas, jeśli przytoczę tu notkę, którą po obejrzeniu filmu na gorąco sprokurowałem?:

    Trwało to dobrą chwilę, zanim film Marka Lechkiego przekonał mnie do swojego sposobu powolnej, mglisto-szaro-melancholijnej narracji. „Przekonał” nie jest tu chyba jednak odpowiednim słowem, bo właściwie „Erratum” w swoją (filmową) rzeczywistość mnie wciągnął, pochłaniając w końcu całą moją uwagę. Oto co potrafi zdziałać doskonałe wyczucie filmowego medium jakim bez wątpienia wykazał się nie tylko reżyser, ale i autor zdjęć (Przemysław Kamiński) oraz kompozytor (i równocześnie wykonawca) ścieżki filmowej (Bartosz Straburzyński).

    „Erratum” to studium duszy (lub – jak kto woli – psychiki) człowieka, którego traf (a konkretnie wypadek drogowy), zmusza do wędrówki wgłąb własnego wnętrza. Także w poszukiwaniu straconego czasu, co zawsze wiąże się z poczuciem utraty części samego siebie. Ta filmowa opowieść przypomina odyseję współczesnego człowieka, który stara się odnaleźć zagubione gdzieś uczucia i dawno pozrywane więzi z innymi, bliskimi ongiś ludźmi.
    Tak więc „Erratum” jest filmem drogi, a jeśli chciałbym znaleźć dla niego jakiś odpowiednik muzyczny, to byłby to niewątpliwie blues, tyle że z małą optymistyczną nutką, która daje nadzieję i łagodzi ciążący nad tym wszystkim spleen.
    Film bez mała mistrzowski, z wielką dozą artyzmu; z niuansami, które choć są czymś drobnym, to jednak nabierają uniwersalnego znaczenia, wypełniając przestrzeń duchową poszukującego swojej tożsamości bohatera, który zresztą wcześniej chciał od samego siebie uciec. Problem w tym, że uciekając od siebie, trafił w pustkę.

    Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Logosie, witaj:)
      Ano minęło trochę czasu, ale jeszcze żyję. Niedomagań za wiele nie mam, można powiedzieć: forma dobra. ;)

      Cieszę się, że i Ty tak pozytywnie przyjąłeś Erratum. Przeczuwam, że nie dla wszystkich będzie to równie smaczny kawałek kina. Jest w nim coś takiego, że rzeczywiście trzeba się dać przekonać, by w pełni docenić.
      Pamiętałam, że pisałeś o chicagowskim festiwalu i o filmie Lechkiego. Ale ciekawe dlaczego nagrodzono go za debiut, skoro Erratum nim nie jest. Lechki zrobił 8 lat temu Moje miasto.
      Zgrabnie wyraziłeś wahanie między szukaniem a uciekaniem od siebie. W tonacji bluesa.
      Ja też myślałam o filmie drogi. Może tak po prostu jest ten film pomyślany, a może to gra skojarzeń: skończyłam właśnie artykuł do Archipelagu o motywie drogi (drogi powrotnej do/z jądra ciemności), więc prawie wszystko kojarzę z drogą. I zawsze bardziej z metaforą niż z z wędrówką dosłowną.
      Wydaje mi się, że Twoje notatki korespondują z moim wpisem.
      Pozdrawiam

      Ps.
      A skąd wróciłeś?

    2. Logos Amicus

      Wydaje mi się, że każde dzieło sztuki (a wg mnie „Erratum” takim dziełem sztuki jednak jest) uznać można za metaforę.
      A każdą opowieść o życiu człowieka za metaforyczną „drogę”.

      PS. Byłem w Chinach i w Tybecie (wróciłem niedawno, więc co noc jeszcze Chiny i Tybet mi się śnią ;) )
      A dzisiaj wybieram się na najnowszy film Saniewskiego „Wygrany”. Po seansie ma się odbyć spotkanie z reżyserem i Pawłem Szajdą, (który w filmie gra główną, obok Janusza Gajosa, rolę – trochę mi żal, że ten ostatni z Chicago już wyjechał).

  9. Logos Amicus

    Pamiętałam, że pisałeś o chicagowskim festiwalu i o filmie Lechkiego. Ale ciekawe dlaczego nagrodzono go za debiut, skoro Erratum nim nie jest. Lechki zrobił 8 lat temu Moje miasto.

    Dobrze więc, że się to w Chicago nie wydało :)

    Odpowiedz
  10. czara

    Tamaryszku, przyznam, że dopiero teraz przeczytałam w całości Twoją notkę, bo jednak lubię odkrywać filmy jak wyspy dziewicze ;) Ale wracam od razu po obejrzeniu, żeby móc już skomentować.
    Po pierwsze… pies był rzeczywiście beżowy ;) Nawet sam Michał tak mówi w pewnym momencie.
    Po drugie – bardzo dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę na ten film. Gdybym go przegapiła, bardzo dużo bym straciła.
    Po trzecie – Co mogę dodać po tej tak kompletnej recenzji? Może to, że podobały mi się niedopowiedzenia historii tych ludzi, ich niedomknięcia. Nie wiemy co się wydarzyło, nie wiemy co będzie dalej. Zresztą, może tak, jak w życiu bywa nie wydarzyło się „nic” i to samo „nic” będzie trwać… I tylko to „nic” tak boli?
    Po czwarte – podobała mi się szkatułkowość konstrukcji, powoli odkrywana historia Andrzeja Kmicica i jego syna. Z tego wątku (i nie tylko zresztą) płynął taki humanizm i szacunek dla ludzi, że nie mogłam nie myśleć o Agnès Vardzie (no i te znaki, szczegóły!)
    Po piąte – taki trochę realizm magiczny: pies (beżowy;) znikający się i pojawiający (czy to pies Kmicica?), no i mechanik-demiurg i jego deus ex machina…
    Po szóste – zdjęcia. Niebanalne i nastrojowe.
    Po prostu film – pozycja obowiązkowa!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Dziękuję za twoje dopowiedzenia!
      No dobrze, dobrze, niech będzie, że beżowy… Jest magiczny, bo raz: że nie wiadomo skąd, dwa: że nie wiadomo czyj (a może, że Kmicica), trzy: że jest niczym próba – skoro został dostrzeżony, to co dalej? Albo trzeba coś przemyśleć, albo coś zrobić, albo przynajmniej się zatrzymać. A kto przejdzie mimo, ten głupi.
      Właśnie tak, jak piszesz: niedopowiedzenia, nierozstrzygnięcia, ale i niedomknięcia (drzwi może się otworzą).
      No, to ja się bardzo cieszę, że mamy kolejny wspólnie doceniony film. Choć, jak wiesz, nie przeszkadza mi, gdy się różnimy. A zawsze milo, że zdarza nam się to samo przeczytać czy obejrzeć.
      Pozdrawiam!
      Rozumiem, że jesteś w Kraju nad Wisłą. :)

    2. Logos Amicus

      Także się cieszę, że i Czarze film się spodobał.
      Niby nie byłoby tragedii, gdyby się nie spodobał, ale zawsze to raźniej i milej, jak się nam wszystkim to samo podoba :)

  11. czara

    Ha, Logosie, trafiłeś w samo sedno ;) Różnice w zdaniu wzbogacają dyskusję, ale nie ma to jak wspólnie pokiwać głowami ;) Choć pamiętam, że moja ocena filmu Education (Była sobie dziewczyna) różniła się od Waszej i też m to nie przeszkadzało.
    Jeszcze raz dziękuję (Wam obojgu) za pisanie o tym filmie!
    Tak, ja jestem w Kraju nad Wisłą, ale z odkryć kinowych, to niestety moje jedyne…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.