wstydliwie (1)

Sponsoring (Elles), reż. Małgośka Szumowska, Polska, Francja, Niemcy 2011.
Wstyd (Shame), reż.  Steve McQueen, Wielka Brytania 2011

                

O seksie, bardzo bezpośrednio.
Oba filmy odważnie odsłaniają życie intymne swoich bohaterów. Unaoczniają, obserwują, podążają po śladach ich seksualnych doświadczeń, przyglądając się jak wpływają one na to, kim są lub kim się stają. Nie mogę napisać, że analizują „tę sferę życia” bohaterów, bo nie oddałoby to istoty rzeczy. Brandon Sullivan (Wstyd) zdaje się być tak bardzo pochłonięty swą seksualną obsesją, że inne sfery są przez nią zdominowane, jej podporządkowane, przez nią zmarginalizowane etc. Alicja i Charlotta (Sponsoring) to paryskie studentki, które zarabiają na utrzymanie seksem – „znudzeni mężowie” zgłaszają się na ich anons i słono płacą. Dziewczyny nie angażują się (?) emocjonalnie, ale czy można powiedzieć, że te erotyczne doświadczenia oddzielone są od sedna ich tożsamości? Seks wkrada się i przemienia wszystko. A opowieść wciąga w swój wir również widza, który doświadcza konfuzji przekraczania czyichś intymnych granic, wślizgiwania się w cudzą sferę intymną.

To znaczy, że nie są to filmy dla każdego, choć w pewnym sensie o nas wszystkich. Nie, bynajmniej nie doszukuję się w Brandonie everymana, ani w dziewczynach z filmu Szumowskiej nie widzę jakiejś nadchodzącej generacji. Trawestując frazę poetki, przyznam jednak, że: Jesteśmy dziećmi epoki. Epoka jest erotyczna.
[Szymborska, Dzieci epoki (tu: epoka jest polityczna)]

Zbieżność wejścia obu tytułów na ekrany polskich kin sprawia, że one z sobą rozmawiają. Sugerują, że współczesny świat sprzyja erotycznym zawirowaniom, ułatwia je lub wymusza.
Jestem pod dużym wrażeniem filmu McQueena i roli Michaela Fassbendera. Sponsoring mnie nie przekonuje,  mówiąc językiem innej polskiej reżyserki: jest jak artystyczna wydmuszka. Siła Wstydu odbiera impet opowieści Szumowskiej. Wstyd jest odważny, Sponsoring, mimo sięgnięcia po dość drapieżny temat, jest mdły, rozmyty…, a przynajmniej mnie taki się on wydaje.

Studentki marzą o wyrwaniu się ze swoich światów – Alicja przyjechała do Paryża z Polski, Charlotte rozpoczyna w nim życie po opuszczeniu szarej rzeczywistości francuskiego blokowiska. Obie chciałyby żyć elegancko, być kimś takim, jak Anna – dziennikarka poczytnego pisma, która pisze artykuł o studentkach-prostytutkach. Ona ma wszystko, czyli odpowiedni standard życia (!). Ale spotkanie z dziewczętami uświadomi Annie, że „wszystko” to za mało, gdy ze związku (rodzina!), w którym tkwi, wyparowała bliskość.
Ona chciałaby być – trochę – jak one.

Mogłoby być ciekawie, gdybym potrafiła w to uwierzyć. Że dziewczyny zaprzedają się po coś (że to, co chcą osiągnąć jest warte ceny lub przynajmniej „konieczne”). Albo że Anna rzeczywiście ma czego im zazdrościć (że w czymkolwiek one nad nią górują).

I nie chodzi o to, że to nie współgra z moją percepcją świata, zasadami etc. Nie jestem przekonana, bo to, co widzę na ekranie jest niewiarygodne. Mówię sobie: a może tak jest? może Szumowska dotarła do ludzi, którzy tak myślą, sama tak myśli, więc jest w tym jakaś prawda? Ale dlaczego to nie wybrzmiało? Źle zagrane? Chaotycznie poprowadzone? Zbanalizowany scenariusz?

Po kolei. Czego chcą dziewczęta? Szumowska w wywiadzie tłumaczy:  „One po prostu chcą mieć pieniądze. Chcą żyć na takim poziomie, na jakim żyje Anne – zejść rano na śniadanie do kawiarni, kupić fajne ciuchy. A żeby tak żyć w Paryżu, trzeba mieć mnóstwo kasy. One w końcu tę kasę mają, jedyny problem polega na tym, że muszą ukrywać skąd i pewnie płacą za to jakąś wewnętrzną cenę”.

Standard życia jako wartość sama w sobie? Cena, jaką płacą, to poczucie, że muszą kłamać, bo ten obłudny świat nie zniósłby, gdyby mówiły wprost, że pełnią taką a nie inną rolę społeczną? Wydaje się, że cena jest wyższa. Film sugeruje rozpad związku Ch. z jej chłopakiem i A. z matką. Dlaczego aż tak ten koszt zaniżać?

Gdy Anna pyta, czy relacje z klientami je upokarzają – odpowiedź brzmi: nie. Jedna z dziewczyn rozmawia przez telefon z klientem tak czule jak z kimś bliskim, ale fragmenty „spotkań” mówią co innego. Gdy dziennikarka pyta, co sprawiało trudność (oczekuje wyznania, że musiały przełamać jakiś wewnętrzny opór), słyszy, że to w ogóle nie było trudne, a prawdziwą przeszkodą życiową jest „ten zapach”. Jaki? – pyta Anna, mając na myśli chyba co innego, niż usłyszy w odpowiedzi: zapach blokowiska, z którego pochodzę.

Dziewczyny mówią, że ich klienci są „normalnymi, zwyczajnymi facetami” – no tak, ale nie przychodzą do nich, by zaznać zwyczajności. I tylko decyzja reżyserki sprawia, że widzimy ich jako trochę smutnych, trochę niezaspokojonych facetów. Równie dobrze mogliby to być osobnicy bardziej ześwirowani, na prasowy anons może przecież odpowiedzieć każdy.

Dalej: co takiego intryguje Annę, że zaczyna inaczej postrzegać swoje życie? Tu na plan pierwszy wysuwa się Binoche i jej wierzę trochę bardziej (rodzina nie leczy z samotności, mąż przypomina tych podtatusiałych klientów, którzy przychodzą do dziewczyn).
Miota się kobieta po mieszkaniu, przyjemnie się ją ogląda (bo Binoche – elegancka czy rozchełstana – wygląda kobieco i inteligentnie), no musi coś w tej swojej wydmuszce zmienić, ale czy mogą jej w tym pomóc nowo poznane pannice? One są jej potrzebne jako bodziec. Jedyne, czego mogłaby im zazdrościć, to młodość. Ale płacz nad rozlanym mlekiem, czyli wyrośnięciem z wieku wczesnostudenckiego i przebywanie w świecie ludzi dorosłych (zazwyczaj przecież nie dość dojrzałych) to nie jest jeszcze koniec świata.

Mimo to podoba mi się w Sponsoringu kilka scen. Kolacja i śniadanie w finale opowieści. Bratanie się Anne z Alicją (np. ten śmiech z ustami pełnymi makaronu), bliskość z Charlottą, wizyta polskiej mamy w Paryżu (czyli Janda w różowym sweterku!). Może ta scena, w której Alicja i „facet z gitarą” śpiewają piosenkę. I okulary Juliette Binoche, te czarne i te kolorowe. 

*****************

Wolę Fassbendera! To, o czym opowiada film McQueena, mogłoby budzić więcej oporów i zastrzeżeń. Nie budzi, bo jest wiarygodne. Tu opowieść broni się sama. Jest Brandon, jest jego siostra Sissi, jest Nowy Jork… Jest jakieś okaleczenie, narośl, pułapka. Trochę wytwarza je świat, a trochę my sami. Mam pytania, ale nie mam zastrzeżeń. Poza jednym: że nie zmieszczę swoich uwag w tej notce, więc rozbijam ją na „wpis w odcinkach”.

30 komentarzy do “wstydliwie (1)

  1. holly

    Tamaryszku.
    Twoja ocena „Sponsoringu” bardzo pokrywa się z moimi wrażeniami. Tak jak piszesz, film się „rozmywa”, nie jest wiarygodny. Ja także zastanawiałam się dlaczego i doszłam do wniosku, że winą jest w dużym stopniu nijakość czy też wręcz nieobecność Binoche wynikająca pewnie ze słabości scenariusza. Czy to może być wiarygodne, że dojrzała dziennikarka i kobieta nie zadaje tym dziewczynom jednego, podstawowego pytania-czy one naprawdę wierzą w to, że zarabiając w ten sposób pieniądze uda im się przeskoczyć społeczny próg, żyć tak jak ona? Binoche gra jakąś wyimaginowaną, bezkrytyczną dziennikarkę. Coś nam się próbuje wmówić, ale my doskonale wiemy, że to nieprawda.

    Odpowiedz
  2. szwedzkiereminiscencje

    o, dziekuje za briefing z nastepnych aktualnych tematów!

    wstydu jestem b ciekawa i tak „na czuja” wydaje mi sie niezly

    natomiast co do malgoski to ona dobrze mówi w wywiadach, lecz wydaje mi sie, iz jej mysl pikna zupelnie nie ma przelozenia na jezyk filmowy. b sie rozczarowalam 33 scenami, kt pzreciez tez zbieraly pozytywne recenzje. wyszedl jej taki pózny bergman, tylko niespójny i wizualnie nieciekawy. sponsoring to absolutnie ciekawy temat – i przy okazji na pewno film zobacze. ale potwierdzilas moje obawy

    Odpowiedz
  3. katasia_k

    Tamaryszku, bardzo się cieszę, że obejrzałaś Wstyd i, że będziemy mogły wymienić się wrażeniami pod następną notką :) Ja jestem nim zachwycona.

    Nie widziałam Sponsoringu, ale zarys fabuły przypomina mi obejrzany kiedyś film koreański o nastolatkach z dobrych domów, które prostytuowały się… żeby zdobyć pieniądze na bilet do Europy. Tamten film kończy się jednak tragedią; Szumowska uważa najwyraźniej, że w prostytuowaniu się studentek (a tak jak mówisz, mogą przecież wpaść na bardzo niebezpiecznych ludzi w roli sponsorów) żadnej tragedii nie ma. Juliette Binoche na pewno pięknie się prezentuje, ale już na podstawie zdjęcia, które zamieściłaś widzę, że nie kupuję jej roli w tym filmie ;-)

    Odpowiedz
  4. czara

    Jeśli chodzi o sponsoring, coś jest w tym scenariuszu, że rzeczywiście się trochę rozpada. Myślę, że to może być syndrom wchodzenia w cudze buty – Szumowska przyjęła gotowy francuski scenariusz, który podobno na początku był bardzo psychoanalityczny. Ale w trakcie kręcenia, zachciała iść w innym kierunku. I bardzo się kłóciła z Francuzami. I to się rozejście się niestety widać w filmie i rzeczywiście powoduje, że traci on impakt.
    Poza tym polski tytuł jest źle dobrany. Francuski brzmi „One” i bardziej zwraca uwagę rzeczywisty temat filmu, którym wcale nie jest pytanie – jaką cenę się płaci za taki sposób zarabiania Moim zdaniem, to nie tyle jest film o prostytucji, to raczej film o kobietach i ich stosunku do cielesności.
    PS Nie zgodzę się natomiast, co do braku „niebezpiecznych typów w roli sponsorów”. Już sama rola Andrzeja Chyry temu zaprzecza. A Juliette Binoche wcale nie jest filmowana tylko w piękny sposób, w wielu scenach jest po prostu brzydka.

    Odpowiedz
  5. Ewa

    Jestem stałą obserwatorką, ledwie kilku blogów. Kilka odwiedzam okazjonalnie. Sporą część poruszanych w nich tematów – stanowi omawianie aktualnie widzianych filmów. Zastanawiam się na czym polega to zjawisko. Czyżby nadeszły czasy w których to reżyserzy (czy szerzej pojęta – kinematografia) przejmują rząd dusz w całym świecie? Piszący odkrywają swój ogląd świata, odnosząc się z żarem do niemal każdej ekranowej sceny. My komentujący, z nie mniejszym ogniem wysuwamy swoje racje – często skrajnie różne. Świat prezentowany przez filmy to już nie ‚lustro Alicji’, którą interesowało to co poza nim. My widzimy to co się odbija i bardzo chcemy ten widziany w odbiciu świat objąć – wzrokiem, rozumem i sercem.

    Boimy się widzieć, rozumieć, kodyfikować świat, bez pośrednictwa ekranu? A ci, co swoje ‚czucie’ świata „rzucają nam na ekran” – naprawdę stali się dla tego świata tacy ważni – że bez pobytu w kinowej sali, nie wyobrażamy sobie twórczego przeżycia tygodnia choćby? Muszę nad tym pomyśleć, to chyba niezły temat do rozważań.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Myśl, jest nad czym.:)
      Mogę dorzucić do Twoich poszukiwań uogólniających moją odpowiedź subiektywną.
      Piszę bloga o tym, co oglądam i czytam. Taki profil.Tamaryszek potrzebuje „pretekstu”, by się wypowiedzieć. Z założenia są to filmy lub książki.To ma różne dobre strony. Powstaje „kartoteka” tego, czym się kulturowo żywię i próba uchwycenia dokąd mnie to prowadzi, co mi to daje.
      A ponieważ cudze opowieści są na ogół jakąś wizją świata czy glossą do niego, to mój komentarz do nich wpisuje się w pewien dialog. Czy potrzebny jest do tego reżyser, bo bez niego nie można? Można. Tak o życiu po prostu. Ok. Co do mnie, nie wpadłabym na pomysł założenia bloga, gdyby on miał być pisaniem o mnie i o tym, co myślę na każdy temat. Dzisiaj już wiem, że można opowiadać o prywatnym świecie, nie odsłaniając go za bardzo. Ale trudniej wówczas o motywację, by w ogóle głos zabrać. Tymczasem ważne filmy (póki co) działają jak szpila.
      Chyba nie jest to szczególne asekuranctwo. Raczej „specjalizacja” i wybór niszy. :)

  6. tamaryszek Autor wpisu

    Tak myślę: jak tu porozdzielać komentarz na poszczególnych Rozmówców? I w końcu zdecydowałam się na włączenie opcji „telekonferencji wyobrażonej”. Po prostu dorzucam swoje po wczytaniu się w Wasze.
    (@M.) Ja Szumowskiej daję wysoki kredyt zainteresowania. 33 sceny z życia cenię. Właśnie za znalezienie sposobu na opowiedzenie o trudnym temacie. Może to zawyża moje oczekiwania.
    Nie chciałabym być niespójna, ale i wskoczenie w jeden oczywisty ton (np. krytyki) jest mi nie po drodze. Szkoda, że czegoś zabrakło w moim spotkaniu z tym filmem.
    Ja też obstawiałabym scenariusz (@Czaro). Nie próbuję nawet gdybać, w jakim kierunku „powinien” on pójść, bo to nie mój film. Stawiam tylko tezę, że się rozchodzi i że traci na tym wiarygodność.
    Coś jest na rzeczy z przeróbkami (@Czaro). O filmie rozchodziła się fama, że będzie głosem w sprawie prostytucji wśród studentek. A później nastąpił zwrot ku postaci Anny. W pewnym sensie to dobrze, bo mnie akurat jej postać bardzo interesuje. Ale i źle, bo motyw (i portret) dziewczyn strywializował się. Ich punkt widzenia wydawał mi się ciekawy. Mają po 19 lat, traktują swoją cielesność jakby nie była z nimi tożsama (nie pojmuję, ale mogłabym wysłuchać, gdyby tylko nie zmierzało to tak po linii prostej do pieniędzy i lepszych ciuchów). Ciekawe jest to ich przypatrywanie się temu, co młodym dziewczynom na ogół jest obce: męskim rozgoryczeniom, opowieściom facetów w wieku ich ojców (mówią im o pracy!, o swoich żonach, no i świntuszą sobie według potrzeb). To zadziwiający melanż i coś mogłoby wynikać z tego tracenia naiwności. Wynika dziwnie mało.

    A co Wam się podoba w Sponsoringu? Gdy już wyrzuciłam z siebie, że odczułam niedosyt i zgrzyt, to chętnie bym zobaczyła jakieś lepsze strony.
    Nie za dużo tego szamotania się Binoche w jej eleganckim mieszkaniu? Widzę przecież, że jest bogata, jest niezależna, a mimo to ściągnięta do wymiaru klatki. Za długo to trwa.
    Nie rozumiem wątku jej wizyty w publicznej toalecie (coś jak zetknięcie z brudem?). Albo tego masażu stóp starszego mężczyzny. Najważniejsze: chciałabym dać się przekonać do zachowania Anny, gdy proponuje uatrakcyjnienie (?) seksualnej relacji własnemu mężowi. Widzę, że to zmierza do tego, że Anna uświadamia sobie uśpienie swego ciała. Ale nie umiem sobie połączyć tej nowej świadomości z tym, że inspiruje się studentkami (co ją przekonuje?), z tym, że szuka bliskości z mężem, gdy dostrzega w nim pospolitość… Bo co ona o nim myśli, przeglądając zasoby jego laptopa? Porównując go z klientami dziewcząt… To, co odrzuca, jednocześnie przyciąga?

    Wracam do sakramentalnego: nie może zachwycać, skoro nie zachwyca.
    I jeszcze:
    – przyznaję, że Binoche nie jest tak elegancka w filmie, jak na tym zdjęciu, które wybrałam (mały wybór miałam);
    – Chyra rzeczywiście… A to nie prowadziło do żadnego wstrząsu w myśleniu Charlotte. Nadal jest ok…
    – Binoche-dziennikarka nieco się powtarza ze swoimi pytaniami. Ale bardziej mi przeszkadza, że nie mogę zgadnąć, jak poprowadziła swój artykuł. ;)

    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Co to jest DN? Może oni czytują tamaryszka? A może wszyscy myślimy o tym samym. Łojejku. Na polskim ekranie te filmy po prostu idą łeb w łeb. Jeśli na szwedzkim również, to duży sukces Szumowskiej. Intrygującego seansu!

    2. szwedzkiereminiscencje

      DN to Dagens Nyheter. oprócz SD (Svenska Dagbladet) wiodaca gazeta codzienna o zasiegu krajowym

      ten wywiad to glównie binoche, kt najlepiej wspomina wspólprace z kieslowskim. natomiast malgoskaw spomniana j w przelocie dwukrotnie jako nazwisko rezysera – o samej szumowskiej ani slowa. b jestem ciekawa jakie beda recenzje – doniose jak sie wysypia

      poniewaz TY bylas pierwsza, to na pewno sciagneli od ciebie!!

  7. Eireann

    Odebrałam „Sponsoring” jednak nieco inaczej. Mam wrażenie, że na początku wcale nie chodziło o modne ciuchy i bardziej luksusowe życie w Paryżu. Charlotte nie mogła pogodzić prac dorywczych ze studiami – albo brakowało jej na utrzymanie, albo przez nadmiar pracy zawalała studia. Dużo lepiej widać to na przykładzie Alicji, którą okradziono zaraz po przyjeździe, i której na dobrą sprawę nikt w tej sytuacji nie pomógł – ani uczelnia, ani matka; została sama z problemem. Marzenia o takim życiu, jakie było udziałem Anny, pojawiło się później. Czy przypadkiem nie jest to w jakimś stopniu krytyka współczesnego świata, który zmusza kobiety do takich wyborów?
    Wydaje mi się też, że za propozycją Anny (uatrakcyjnienia pożycia) krył się raczej strach – że jej mąż mógłby być klientem jednej z call girls – a kto wie, czy nie jest, skoro ogląda porno w komputerze? Powiedziała „robię to dla nas” – nie wyczuwam tu pewności, przekonania, szczerej chęci – miałam raczej wrażenie, że to gest rozpaczy.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Eireann,
      dobrze, że przywołujesz ten początek. Zwłaszcza sytuacja Alicji wyglądała patowo. To sugerowało, że oto mamy inteligentne (bo studentki), wrażliwe dziewczyny, poddane być może naciskom „losu”. I to się gdzieś rozmywa. Bo wszystkie pytania Anny, dążące do zrozumienia ich wyboru, otrzymywały odpowiedź bardzo konsumpcyjną. Tak najłatwiej (!) zarobić, to daje największy zysk. Tu jest ten przeskok od (niby) potrzeby do wygody i akceptacji, którego nie rozumiem.
      Dlatego wchodzę raczej w skórę Anny i nie mogę się nadziwić, dlaczego dla dziewcząt to jest takie łatwe, nieupokarzające, nienaruszające emocji.
      Ale oczywiście masz rację, że dziewczyny nie sprawiają wrażenia zepsutych czy pazernych. I stąd moja konsternacja. Może Szumowska chciała oskarżyć świat o to, że nie ułatwia ludziom życia. Ale przecież w przypadku Alicji i Charlotte los nie zmusza a zaledwie kusi. Ja nawet nie rozumiem, o co chodzi z tą pokusą? O śniadanie w restauracji i bardziej ekskluzywny zapach?
      Zgadzam się, że poczynania Binoche (Anny) są rozpaczliwe. Nie tylko (i nie przede wszystkim) w tym ironicznym znaczeniu. Z rozpaczy jest cała podszewka. Racja.

      Pozdrawiam!

    2. Eireann

      A może jest tak, że początek jest wymuszony właśnie taką sytuacją losową. Później, gdy mija pierwszy szok, przychodzi refleksja, że to da się znieść, nie jest wcale tak źle, a pieniądze spore. Nagle tę dziewczynę stać na rzeczy, na które w innym przypadku pewnie nie mogłaby sobie pozwolić. Pojawia się chęć, żeby w ten sposób zarobić jeszcze trochę, a potem przestać. Odkuć się, odegrać na tym życiu, które dotąd tak dawało w kość. Ale przestać i wrócić do „normalnego” życia wcale nie jest łatwo. W tym normalnym można przecież spotkać kogoś z klientów… Też nie do końca rozumiem ten mechanizm; może kluczem jest to, że ta profesja naznacza wykonującą ją osobę na resztę życia, może te dziewczyny tak to odbierają, choć nie chcą tego przyznać.
      Nie uwierzyłam żadnej z nich, kiedy twierdziły, że to ich nie upokarza; miałam wrażenie, że to jest zachowanie twarzy przy dziennikarce. Alicja nie odpowiedziała na kilka pytań Anny – nie potrafię ich teraz przytoczyć, ale to było znaczące. Charlotte w ogóle sprawia wrażenie, jakby to wszystko toczyło się poza nią, jakby nie docierało do niej, co naprawdę się dzieje – doskonale to widać w scenie z Chyrą (ale nie tylko).
      Mam też wrażenie, że Anna wcale nie próbuje ich zrozumieć, dotrzeć do sedna. Pytania, jakie zadaje, nie wynikają z przebiegu rozmowy, tylko z planu artykułu, jaki sobie założyła.
      Masz rację, że coś tu nie zadziałało w realizacji, rozmyło się; tych niedopowiedzeń jest za dużo jak na celowe działanie reżyserki.

    3. tamaryszek Autor wpisu

      Jedna z nich mówi do Anny: nigdy nie będę taka jak pani (w sensie: że jest to dla niej nieosiągalne). Więc jest w niej (w nich) świadomość tego, kim są. Choć wydaje mi się, że Szumowska chce wyraźnie podkreślić, że jej bohaterki (jako że wybierają swoją rolę i swoich partnerów) nie mieszczą się w kategorii prostytutek.
      Mam podobny niedosyt jak Ty. I wydaje mi się, że siła tego filmu jest poza nim. To znaczy: on uruchamia jakieś pytania. Ale to nie jest „siła filmu”.

  8. Logos Amicus

    Niestety, coraz większe mam podejrzenia, że wybiorę się by zobaczyć film Szumowskiej (mają go „przemycić” w przyszłym tygodniu do Chicago) tylko z ciekawości, bo już na żadną filmową ucztę, czy choćby tylko na dobry film, się nie nastawiam.
    Ale temat interesuje mnie bardzo ;) Tak bardzo, że jeszcze przed obejrzeniem filmu napisałem (niestety znów długi – pewnie dlatego, że nie miałem więcej czasu, by napisać go krócej ;) ) tekst nawiązujący do tego, jak na to zjawisko społeczne (tj. „sponsoring” vel „uniwersytucję”) reaguje polska prasa, sama pani Szumowska, tudzież środowiska liberalne i obyczajowość. (Jutro lub po jutrze ukaże się on na moim blogu i ciekaw jestem tamaryszku jak wpisze się on w Twoje doświadczenie filmu.)

    I czekam na Twoje wrażenia ze „Wstydu” – o nim to już będę mógł z Tobą pogadać ;)
    (Nie lękaj się jednak ;) )

    @Ewa pisze: „Boimy się widzieć, rozumieć, kodyfikować świat, bez pośrednictwa ekranu? A ci, co swoje ‘czucie’ świata “rzucają nam na ekran” – naprawdę stali się dla tego świata tacy ważni – że bez pobytu w kinowej sali, nie wyobrażamy sobie twórczego przeżycia tygodnia choćby? Muszę nad tym pomyśleć, to chyba niezły temat do rozważań.”
    Tak, jest to moim zdaniem bardzo dobry temat do rozważań.
    Nie Ewo, ja się raczej tego nie boję (widzieć, rozumieć, kodyfikować świat, bez pośrednictwa ekranu). Ekran jest dla mnie po prostu takim pretekstem, by pisać o tym co mnie zajmuje, interesuje, co lubię a czego nie… pisać po prostu o swoim widzeniu świata. Ale chyba jednak za dużo poświęcam ostatnio czasu kinu, bo cierpią na tym inne tematy, które są mi bliskie (np. sztuka, literatura, muzyka czy podróże), a które już zaistniały na moim blogu.

    Spodobał mi się Twój zarzut – pytanie, czy bez wizyty w kinie nie wyobrażamy sobie twórczego przeżycia choćby tygodnia ;)
    Chyba jednak sobie wyobrażamy. I jakby odpowiedzią na to, co napisałaś, będzie mój następny wpis, który wprawdzie odnosi się jeszcze do kina, ale nie ma już zupełnie nic wspólnego z jakimś konkretnym, obejrzanym w kinie filmem.
    A piszę o tym wszystkim, bo uderzyła mnie koincydencja tego wszystkiego z powyższym tekstem tamaryszka – z poruszonym przez nią tematem.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Co do Wstydu, to „impet w narodzie gaśnie”, czyli tamaryszek się leni. To również a propos Twojej uwagi – w imię czego moglibyśmy nie myśleć? Dla mnie – w tej chwili – wystarczającym powodem jest lenistwo.;)
      Ok, studium na temat uniwersytucji chętnie przeczytam. Ciekawe, czy to będzie taki bardziej researching (sugestia w Twojej zapowiedzi), czy wizja autorska?
      Ale powiem Ci, że jeśli już się nasłuchałeś smęcenia (również mojego), to możesz być zaskoczony pozytywnie.:)

  9. Ewa

    tamaryszku i L.A., dziękuję. Czuję się już choć częściowo, zwolniona z myślenia. Bardzo cenię odpowiedź gospodyni bloga – opowieść o filmie jako pretekst do wszelkich rozważań. Logos deklaruje bliźniaczo prawie. Zobaczymy, rozważań Logosa czasem się nawet ‚trochę boję’. Szarpie nam duszyczki na plasterki. Tamaryszek przeciwnie, każdy smuteczek okłada ciepełkiem. Zobaczymy co na dalsze rozważania ‚w tym temacie’ powie moje ewentualne poczucie równoległości, czy potrafię być zbieżna?

    Odpowiedz
    1. Logos Amicus

      Ewo, to nie ma być „zwolnienie z myślenia”.
      To ma być zaproszenie do myślenia ;)

      (Dlaczego mamy się zwalniać z myślenia? Ze strachu, z wygody czy z lenistwa?)

  10. tamaryszek Autor wpisu

    Ewo,
    jesteś z wszystkim bardzo zbieżna i w sam raz osobna.
    Zbieżności nie ma co absolutyzować. Mnie zaczyna paraliżować to, że wszyscy mówią o tym, o czym ja chciałabym mówić. No i nie wiem, czy jest jeszcze jakiś limitowany skrawek dla mnie, czy nie.
    Ciepełko na smuteczki? Ja sprawiam takie milusińskie wrażenie?! :D
    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  11. Pingback: wstydliwie (2) « tamaryszkowe pre-teksty

  12. szwedzkiereminiscencje

    renée – ty, osoba o tak glebokiej kulturze osobistej, odsylasz mnie do wpisu o ohydnym i obrazliwym wzgledem kobiet tytule?

    niech to bedzie cytat z malgoski (tak na marginesie TAK ja wlasnie nazywano w domu – wiec czemu sie czepiaja? poza tym skoro robi filmy w koprodukcji to „rz” w malgorzacie j dla obcokrajowców nie do przejscia!), ale czemu akurat ten zapadl LA w pamiec? mnie, jako kobiecie, UBLIZA

    nie bylam tez w stanie tych wywodów przeczytac

    jak zwykle znakomity wpis ewy!

    pozdr \ m

    Odpowiedz
    1. Logos Amicus

      Pretensje o „ohydność” i „obraźliwość” tytułu należy kierować po adresem pani Małgośki Szumowskiej (tytuł stanowią jej własne słowa – jest on cytatem z udzielonego przez nią wywiadu).

    2. Logos Amicus

      A nie pomyślałaś o tym Sygrfydo Miła, że akurat ten cytat zapadł mi w pamięć właśnie dlatego, że był dla kobiet obraźliwy?
      A mógłbym dodać jeszcze jeden: ten, w którym o matce jednej z dziewczyn uprawiających prostytucję, która nie godzi się z procederem córki, wyraża się per „chamka i wieśniara”.

      Użyłem go celowo dla zwrócenia uwagi na pewien trend, który zaczyna ogarniać nawet tak „renomowane” i opiniotwórcze polskie (i nie tylko polskie) pisma, jak „Newsweek”, by publikować teksty operujące knajackim wręcz językiem (którego ja np. zupełnie nie używam – i oczywiście nigdy bym nie nazwał kobietę, która stara się postępować wg pewnych zasad „piczką zasadniczką” – w odróżnieniu od osób publicznych, które jak widać nie mają pod tym względem żadnych oporów.

    3. szwedzkiereminiscencje

      logosie – jezeli wszyscy kradna to ja tez mam krasc?

      kazdy ustala poziom dyskusji na odpowiadajacym sobie poziomie. cale zycie obywam sie (niemal) bez wulgaryzmów – niezaleznie od jezyka, kt operuje. wiem, ze wystepuje zwulgarnienie jezyka – w szwedzkim tez. ale moje obserwacje potwierdzaja, iz nazw deprecjonujacych uzywaja osoby bez szacunku dla opisywanej osoby. nie przeczytalam co prawda calosci twojej wypowiedzi, lecz nie zauwazylam votum separatum?

      inna sprawa, ze jezyk polski nadal ma trudnosci z wyrazeniem erotyki. moze kiedys dojdzie i do tego, ze zamiast avatara, gravatara czy nicka bedziemy sie przedstawiac zdjeciem swojego organu plciowego (picasso chcial zmusic dore maar do opublikowania rysunków pzredstawiajacych ja „od dolu”) – ale mam szczera nadzieje tych czasów nie dozyc! ;-)

    4. Logos Amicus

      Oto moje votum separatum, które można było jednak znaleźć czytając tekst uważniej:

      w tekście: Symptomatyczne jest w tym kontekście to, że środowisko “konserwatywne”, ludzi o bardziej tradycyjnych poglądach, reprezentujących tzw. “wartości rodzinne”, “wyzwoleni” libarałowie za wszelką cenę usiłują zdyskredytować, często ośmieszyć (to dlatego kobiety, które starają się postępować wg pewnych zasad, nazywa się obraźliwym i pogardliwym w sumie określeniem “piczki-zasadniczki”, a samo środowisko “kruchtą” albo “ciemnogrodem”). Oto np. rada, jaką dała Szumowska Krystynie Jandzie grającej w jej filmie matkę jednej z uniwersytutek, (która oczywiście nie może się pogodzić ze stylem życia prowadzonego przez córkę). Szumowska: “Powiedziałam do niej: ‘Krystyna, musisz zagrać chamkę i wieśniarę’. A ona na to: ‘Nigdy takiej nie grałam’. Kiedy (jednak) zobaczyła kostium swojej bohaterki, już wiedziała, jak ma grać.

      w odpowiedzi na komentarz Ewy: W tym określeniu “piczki – zasadniczki” jest zawarte (ukryte) szyderstwo (insynuujące, że kobieta, która kieruje pewnymi zasadami musi być “piczką”).

      Przykro mi, że Twoja niechęć do mojej osoby przekreśla uważniejsze przeczytanie mojego tekstu i poznanie moich intencji (tudzież wymowy całego artykułu).

    5. szwedzkiereminiscencje

      alez logosie – przekonana jestem gleboko, iz jeszcze zyskujesz przy blizszym poznaniu!

      calosci wpisu nie przeczytalam poniewaz – wybacz mi – byl dosc dlugi, a ja przeszlam w SE na styl bardziej zwiezly. nie mialo to nic wspólnego z imputowana mi antypatia, kt zreszta nie zywie

      malgoska – jak to sie mówi – pojechala ostro po bandzie. przekaze jej przy okazji swoja krytyke – bo mam kanal

    1. tamaryszek Autor wpisu

      Dzięki za doniesienia, werdykt lekko zdumiewający. Ale i ja nie dałabym jedynki.:)
      Może zestawienie z Rzezią i Artystą jest na wyrost, ale to również dowód na głupotę oceniania notami. Na nieadekwatność ocen.
      Niezmiennie ciekawi mnie (choć wcale nie emocjonuje), co dobrego ktoś dostrzega w tym filmie. Znaczy: co się komuś podoba, jeśli się podoba. Wierzę, że coś takiego istnieje, choć mnie się nie objawiło. :)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.