babski spryt i spleen

Karmel, reż. Nadine Labaki, Francja, Liban 2007.
Dokąd teraz? (Et maintenant, on va où ?), reż. Nadine Labaki, Francja, Liban,… 2011.

Nadine Labaki jest libańską aktorką i reżyserką dwóch filmów. W obu gra znaczące role kobiece. W obu mówi o kobietach i z kobiecego punktu widzenia patrzy na świat. Sercem Karmelu jest zakład fryzjerski w Bejrucie i ujawniane w jego tle babskie sekrety. Zabawne chwilami, ale i poruszające takie nuty kobiecej duszy, że melancholia przejmuje pierwsze skrzypce.

W Dokąd teraz? (wciąż na ekranach) to, co babskie, definiowane jest poprzez relację z tym, co męskie. A oba te pierwiastki są jak biel i czerń we wzorze w pepitkę: zespolone i nieprzenikalne zarazem. Z babskiej perspektywy męski świat wydaje się nieobliczalnie naiwny, chaotycznie zadziorny, z dąsami nie wiadomo o co. Gdyby ktoś nakręcił opcję męską, pewnie tak samo niezrozumiale wyglądałyby kobiece przekręty, nawiedzenia i cały ten babski swing. Nie pojmie jedno drugiego, ale czasem sobie w czymś pomoże, ocali nawet.

Dwa różne filmy, ale jeszcze kilka spraw je łączy. Na przykład kompozycja. Powiedziałabym: impulsywna. Owszem, zawiązanie akcji i finał są dość dobitne, ale opowieść snuje się od pomysłu do pomysłu, od sekretu do sekretu, od jednego diabła wyskakującego z pudełka po kolejnego. Nie wszystkie wątki mają swe dopowiedzenia, gdzieś dobrze po połowie pojawia się nowy trop, który zagarnia wcześniejsze. Można by to wytknąć, gdyby ktoś wolał opowieść bardziej uporządkowaną i zwartą. Ale po co komu jakaś żelazna spójność? Te filmy wciągają w krąg sąsiedzkiej zażyłości. Wszyscy uczestniczą we wszystkim, więc my też podpatrujemy to, co akurat się odsłania. 

Dokąd teraz? 

Głos z offu zapowiada, że będzie to „historia kobiet ubranych na czarno, z oczami malowanymi popiołem”.

Wioska na obrzeżach świata. Pop opiekuje się gromadką prawosławnych, imam sprawuje pieczę nad muzułmanami. Gdy w pierwszej scenie widzimy procesję kobiet na cmentarz – a jest to jeden z musicalowych epizodów – to nad kobietami unosi się duch tragedii. Idą na groby swoich mężów, braci czy ojców. Całują zdjęcia przystojnych chłopców, przynoszą kwiaty i opłakują niepotrzebną śmierć. Nie mają żadnego zrozumienia dla konfliktów, które raz po raz zbierają tu swoje żniwo. Mężczyźni są zapalni jak suche drzewo, w kobietach jest żyzność i soczystość życia. Gdy dochodzą do celu, rozdzielają się: po jednej stronie drogi są groby chrześcijan, po drugiej muzułmanów. 

Czego trzeba, by ta droga nie dzieliła? Jest na to sposób i ostatnia scena będzie klamrą, przynoszącą jeśli nie rozwiązanie, to przynajmniej unieważnienie podziału. Ale zanim do tego dojdzie, potrzebny będzie jeden dramat i wiele wariackich babskich pomysłów, by męskie konflikty spacyfikować.

O tym opowiada film, który wbrew cmentarnej klamrze jest komedią, trochę musicalem… z dramatem społecznym w tle. Bo – między jedną a drugą męską awanturą – w wiosce toczy się leniwe życie; gdzieś między kościołem, meczetem i knajpką prowadzoną przez piękną Amale (w tej roli reżyserka). W knajpce Amale plotkuje się i obmyśla plany działania. Szczególną mobilizację trzeba uruchomić, by „uchronić” mężczyzn przed informacją o konfliktach w sąsiedztwie. Oj, ach, uff… Gazety się ukradkiem rekwiruje, jedyny we wsi telewizor – zagłusza podczas transmisji informacji. Kobiety decydują się na sprowadzenie seksownych Ukrainek, by męskie rozproszenie scentralizować i unieszkodliwić. 

Są też ciasteczka z haszyszem. Na pewno smaczne, gdyż apetyczność kucharek musiała jakoś przeniknąć do wypieku. Lubię tę scenę. Ona również ma musicalowy charakter, jest energetyczna, zmysłowa, radosna. Kobiety są w niej razem (i w jedności ich siła), ale każda z nich ma sex appeal o samowystarczalnej mocy. Choć, oczywiście, haszysz już wspomagania nie wymaga. 

Cudna jest scena flirtu między Amale i Rabihem. Mężczyzna remontuje kawiarenkę Amale (cała wioska plotkuje, że dłużej niż trzeba) i wciąż ukradkiem na nią spogląda. A ona dyskretnie unika tych spojrzeń, ale przecież porusza się pod ich wpływem. Musicalowa scena (jest ich w filmie ledwie kilka) surrealnie to wydobywa.

Nadine Labaki robi coś ryzykownego, inkrustując film muzycznymi scenami. Piosenki łagodzą kanty, wprowadzają nastrojowość, nawet melodramatyczność. Pytanie, czy to nie spłyca problemu, nie infantylizuje autentycznych przecież animozji i dramatów? Myślę, że efekt jest świetny: mądra komedia, w której jest ból, jest nieodwracalne cierpienie, ale równie silna jest nadzieja i uparta chęć przechytrzenia losu. Źródłem nadziei są kobiety. Chyba najbardziej poruszający jest tu wątek Takli i jej syna, uwspółcześniony topos Mater Dolorosa. W filmie tych babskich pomysłów jest co niemiara, ostatni (przepraszam, spojleruję!) polega na absurdalnej zamianie ról: muzułmanki zrzucają chusty, chrześcijanki je zakładają. Owszem, komediowe qui pro quo, które wywoła nieco zamieszania. Ale ten pomysł jest genialny! I naprawdę jedyny słuszny: wyjść ze swej skóry, wejść w cudzą, zmienić perspektywę oglądu świata, uwolnić się od najświętszych przywiązań. Nie wiem, czy to jest możliwe (na pewno nie tak dosłownie jak w komedii), ale to jedno naprawdę leczy rany i chęć odwetu.

Karmel

Pod wpływem kinowego seansu sięgnęłam po film sprzed pięciu lat. Rozpoznaję w nim ten sam nerw humoru i wdzięku, przede wszystkim tę samą aktorkę-reżyserkę (tu w roli fryzjerki Layale), tę samą mieszankę sprytu i melancholii. Ale spleenu tu chyba więcej. Sekrety pięciu kobiet są takie, że pewnie żadnej z nas nie przydarzyłyby się wszystkie razem, ale przynajmniej jeden, choćby jakiś jego wariant… na pewno. Arcybabskie kino na wysokich obcasach. 

Jeśli na Dokąd teraz? warto wybrać się do kina w towarzystwie  Mężczyzny (vice versa: gdy się jest facetem to z Kobietą), to Karmel boli najsłodziej w towarzystwie przyjaciółek. Karmel, że słodki to wiadomo, ale w salonie kosmetycznym służy do zabiegów, które bolą jak wszyscy diabli. To bardzo adekwatny tytuł. 

Nie będę tu wtajemniczać w losy Layali, Rimy, Jamale, Rose czy Nisrine, wymienię tylko wyrwane z konteksty sceny, które mnie poruszyły. Dwie drobne, trzecioplanowe. Gdy jedna z bohaterek ścina włosy i później idzie ulicą przeglądając się w każdym lustrze – podoba się samej sobie i nie może nadziwić się zmianie… Bo rzeczywiście młodnieje jakoś i całe życie, nie tylko włosy, wygląda jak odmienione. Drugi epizodzik dotyczy Pana, któremu Rose skraca spodnie. Nic prawie nie mówi, przygląda się krawieckiej robocie Rose i wsłuchuje w jej dialogi z siostrą. A potem wraca. I każe sobie skrócić spodnie jeszcze trochę. Szarmancki pan w za krótkich spodniach rozczula swym dystansem do własnej śmieszności. Z resztą: nie jest śmieszny, budzi westchnienie.

A co tu dopiero mówić, gdy sobie człowiek przypomni czekającą na telefon Layalę? Albo Layalę, która przygląda się żonie mężczyzny, z którym chciała być i której z wolna przechodzi ochota na konfrontację. Że co? Że banał? Ale niech ktoś spróbuje obejrzeć film i nie westchnąć! Co najmniej kilkanaście głębokich westchnień pojawi się niezawodnie. 

42 komentarze do “babski spryt i spleen

  1. Ewa

    Co to się człowiek (czytaj kobitka) namęczy, nauwija nim cokolwiek na tym świecie wyjdzie na prostą… Wespół, zespół by żądz moc (w tym do wojaczki) móc zmóc.
    Dajemy radę śpiewająco – okazuje się, szczęśliwie dla świata.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Ewo, człowiek niejedno może (czytaj: kobitka), na głowie stanie, kozła wywinie, szpagat zrobi i piruet. Jak tylko się zaweźmie. I gdy nie jest nazbyt sam.
      Ale chcę zwrócić uwagę na film Labaki właśnie dlatego, że jest mądrą komedią. To prawdziwa sztuka opowiedzieć coś z uśmiechem, na dnie którego czai się nostalgia. Oczywiście, konflikty muzułmańsko-chrześcijańskie czy arabsko-żydowskie to sprawa serio. Jest wiele ważnych filmów, które się z tym mierzą. Labaki nie rozdrapuje ran (nie nazbyt głęboko), a komedia jest robiona świadomie, ze smakiem, bez unieważniania dramatu, choć w konwencji, która rządzi się swoimi prawami. Faceci wypadają trochę głupawo. Ale nie powinni się obrażać, bo to przecież umowne. :)))

  2. Ewa

    Święte słowa, to przecież umowne.
    Te pokłady testosteronu (który z definicji nie może być głupawy) pustoszą co i rusz kraj po kraju, dziesiątkują populacje – to śmiertelnie poważna sprawa. Gdybyśmy zdołali wypracować zdrowy dystans, częściej spojrzeć na kondycję ludzką z przymrużeniem oka (jak zrobiła to N. Labaki) zrobiłoby się ‚normalniej’.
    Może starczyłoby, gdybyśmy my kobiety, mniej dopieszczały wojowniczą część ludzkości. Może starczyłoby serwować im czasem zabiegi przy pomocy karmelu choćby, by mogli zorientować się w porę, że życie może bardzo boleć i bez kolejnej wojenki :)

    Odpowiedz
    1. PawełW

      Ewo „Może starczyłoby, gdybyśmy my kobiety, mniej dopieszczały wojowniczą część ludzkości” „Karmelu” nie widziałem ale po obejrzeniu „Dokąd teraz” kiedy w kinie znowu zrobiło się jasno miałem w głowie jedną myśl – już gdzieś to widziałem. No jasne, że widziałem ! U Szekspira, u Fredry, w operach Mozarta…. Odwieczna ‚rywalizacja’ między męskim i kobiecym pojmowaniem świata. Układaniem hierarchii wartości. Tym co rodzi emocje. Kobiety w tej libańskiej wiosce nie robią niczego innego, nowego. One tylko walczą. Nie, nie z mężczyznami. One walczą o Dom, o Rodzinę. Walczą z mężczyznami by ich mieć. Jak najdłużej. Tutaj a nie tam, na cmentarzu.
      W „Dokąd teraz” zabrakło mi jednego – dobrych ról męskich. Jest gamoniowaty Burmistrz, dobrotliwi Pop i Immam ale nie ma po tej stronie nikogo, kto ‚odpowiedział by’ kobietom jak i dlaczego tak właśnie jest zbudowany męski świat. Film na wskroś Mądry. Gdybym mógł – zapisałbym go jako lek na recepcie wszystkim Panom.

  3. Ewa

    PawleW. By ich mieć, powiadasz, jak najdłużej… Jeśli już kobiety ‚walczą’ to tylko po to by same się chłopaki ‚nie wybijały’, nie okaleczały. By nie burzono (w ferworze walk) rodzinnych domów – jedni drugim – nie sprowadzano nędzy i głodu (‚zwyczajnych’ w trakcie i po wojence). By żona i dzieci miały w domu chłopa z rękami i nogami – nieamputowanymi. Z niezdemolowaną traumą wojenną głową. I można by tak…

    Męskie pojmowanie świata i rywalizacja, hierarchia wartości. Piękne słowa, tylko co za nimi idzie. Spychanie kobiet do roli rozumiejącej i wybaczającej wszystko, obsługującej, „nagrody wojownika”, chłopca do bicia. Tak właśnie jest najczęściej.

    „Dobrych ról męskich” jest nadmiar w większości filmów, wciąż za mało?

    Jeśli urzędnicy i słudzy boży mają objaśniać kobietom „jak i dlaczego tak właśnie zbudowany jest męski świat” – to ja bardzo dziękuję. I dlaczego sadzisz, że nam bidulkom trzeba to objaśniać.

    Czy ty słyszysz – kolego w blogu – to ty tam sobie opowiadasz? Nawet recepty potrafiłbyś zapisać. Pozazdrościć świetnego samopoczucia.

    No i widzisz tamaryszku, nawet tak jak ja niespotykanie spokojny człowiek, wzburzył się przy słonecznej, majowej sobocie.

    Odpowiedz
    1. PawełW

      Moja Koleżanko z blogu. Primo: nie było moją intencją podnosić Ci ciśnienie. Wręcz przeciwnie. Daleko mi do ‚męskiego szowinizmu’ i tematów pokrewnych. Chciałem jedynie zaznaczyć, że w moim odbiorze jest to film ‚połówkowy’. Z dwóch powodów. Po pierwsze scenariusz, reżyseria i główna rola wykreowane zostały przez Nadine Labaki. Kobietę.
      Secundo: nie ma czegoś takiego jak ‚męskie’ czy ‚żeńskie’ pojmowanie świata – według mnie. Jest jedynie głupie lub mądre.
      W ‚Dokąd teraz ?’ konflikt tworzą i eskalują mężczyźni. Na tle religijnym. Zwróć na to uwagę. Nie spierają się o ‚piłkę nożną’, kobiety, miedzę, konia, krowę czy telewizor. Paniom jest obojętne czy kozy nabrudzą w meczecie labo czy figura chrześcijańska została rozbita. To nawet wzbudza wesołość. Dla mnie jest fajny pamflet na głupotę ‚chłopów’ i inteligencję ‚bab’. Fajnie się go ogląda. Jest pełen znakomitych skeczy jednak słabo składających się w całość. Są znakomite sceny jak choćby składanie do grobu czy Matka Boska biegnąca do kościoła. Ale to tylko migawki. Parafrazując słynną recenzję chciałoby się powiedzieć ‚udatną całość zakończyły ochocze tany’. Bo nie ma tam odpowiedzi na pytanie: Dokąd teraz?

  4. maria

    Lubię ten wątek : Kobiety ratują świat … szczególnie, że w filmie jest to świat, gdzie kobiety za dużo do powiedzenia nie mają, a mężczyźni prowadzą wojny.
    Kobiety ratują świat , zadając pytanie na końcu :Dokąd teraz? I jak zawsze życie napisze następny scenariusz.
    A kto otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla w ubiegłym roku ? Trzy kobiety : z Jemenu i z Liberii.
    Chyba jest coś na rzeczy :))

    Odpowiedz
  5. tamaryszek Autor wpisu

    Przeczytałam komentarze: dziękuję, pięknie dopowiadacie to, co ja ledwie zarysowałam. I taki mini spór się wywiązał. Dramaturgia jest, ale różnice oglądu chyba niewielkie (aż dziw, bo to głosy z obu stron płci). Kobiety „walczą z mężczyznami, by ich mieć” – to świetna fraza. Bo prowokuje, choć zaraz po niej następuje wyjaśnienie, które rozwija później Ewa. I oboje brzmicie jak sopran i tenor w jednym chórze. :)
    Czy warto robić coś, by kogoś wbrew niemu zatrzymać? Absolutnie nic. Chyba, że jest, ale coś mu zagraża (coś, czego w ferworze słów, emocji, no właśnie: chóru podobnych głosów nie potrafi odeprzeć). Chyba, że chodzi o ocalenie (wcale nie tylko dla siebie) – wtedy warto zrobić wszystko.

    [skomentuję później, bo już biegnę do pracy; mam teraz czasu mniej niż naparstek – tylko pozdrawiam!]
    ps.
    Mario, widzę, że widziałaś! :)

    Odpowiedz
  6. tamaryszek Autor wpisu

    A propos „kobiet ratujących świat” i „gamoniowatych facetów”.
    W skali społecznej wolałbym tak nie generalizować. Choć nie mam nic przeciwko docenianiu roli kobiet, które potrafią góry przenosić i zmieniać świat. (Nobel i wszystko, co najlepsze!).

    Czy to dobrze, czy to źle, że w tym filmie widzimy babską rację, a wśród facetów nie ma nikogo, kto by pola dotrzymał?
    Dopóki prowadzony jest wątek Amali i Rabiha (tego, który remontuje jej kawiarenkę), dopóty jest nadzieja, że ktoś na babską arię odśpiewa arię męską. Wątek gdzieś ginie i mikrofon nie trafia do facetów. No ale… No ale na tym polega koncept, że życiową prawdę trzeba – w imię komedii – wyostrzyć.

    Mnie trochę mężczyzn żal, że gamonie i trzeba ich haszyszem karmić, by trzeźwo patrzyli na świat. Ale nie powiem, że Labaki przegina „feministycznie”, bo tu nie ma walki o to, kto silniejszy. Chodzi o ocalenie, o powstrzymanie destrukcyjnej siły – tak, jak piszecie: walka z mężczyznami o nich samych.
    Poza tym: w tym filmie zabawne są obie strony. Z kobiet też można się pośmiać. Jest taka scena: cała wioska ogląda telewizję w plenerze (telewizor jest tylko jeden). Kobiety już wiedzą, że w okolicy są zamieszki i próbują (w swej naiwności) nie dopuścić tej wiedzy do mężczyzn. Tymczasem spiker zaczyna informować… I po kolei kilka kobiet urządza swoim facetom domową awanturę, by zagłuszyć tv. Każda wymyśla co tylko, byle pokrzyczeć, głowę zawrócić, uwagę przytępić. Przypuszczam, że z męskiego punktu widzenia ich zachowanie, choć dziwne, rządzi się tymi samymi prawami, co zwykle. Czyli: kobieta zawsze wyskoczy z czymś nie a propos miejsca i czasu.

    Może są przerysowania, ale zgadzam się z Marią, że „jest coś na rzeczy”.

    Odpowiedz
    1. janek

      Przy okazji filmów, o których napisał T. mamy swoisty powód, by ponarzekać lub wskazać palcem „jacy to Oni”, a jakie to One”. Może jest tu trochę prowokacji? Pewnie tak. Lub siak. Ja jednak zawsze dziwię się tym „wojnom” genderowym, gdyż u tych, co je prowadzą są chyba wynikiem braku akceptacji dla swojej roli w życiu; również w życiu społecznym. Więc zgadzam się z Tamaryszkiem, że „w skali społecznej wolałbym tak nie generalizować”. Nie unikniemy oczywiście tych rozróżnień dwuplanetarnych. Ale raczej należy je, przynajmniej w poważnych dyskusjach, traktować jako pewnik. Jak coś naturalnego. Choć w praktyce widzimy wiele „wypaczeń”: a to skrajny feminizm, a to przerost roli mężczyzny w niektórych kulturach … Zaś jak świat światem kobiety zawsze walczyły z mężczyznami o mężczyzn próbując ich trochę wychować, może ochronić przed nimi samymi. I to jest fajne, mnie się podoba. Bo ileż w tym troski, pewnie czułości? My, mężczyźni znowu walczymy nie z kobietami, a o kobiety. Lub za nich. Czasami pozwólcie nam po prostu upolować przepiórkę, a nawet jak się nie uda – zaakceptujcie gołąbka :). Bo przecież trzeba w końcu usiąść wspólnie przy stole i coś zjeść …
      Pozdrawiam serdecznie

    2. tamaryszek Autor wpisu

      Ha! ha, ha! Te przepiórki! Podane w płatkach róż.:))
      I żadnego dziegciu nie będzie?
      Kobiety (z czułością i troską) walczą z mężczyznami, by ich ocalić. Mężczyźni (walecznie i „honornie”) walczą o kobiety i za nie. Czułość okazując za pomocą kuropatw czy przepiórek. W tyle głowy kołacze mi się pytanie, kto przyrządza przepióreczki? Ale tam, ważne, że upolowane.;)
      Janku, a zauważyłeś, że wracamy do motywu Róży i tego wołania Tadeusza na obiad?
      Pozdrawiam!

  7. janek

    Czułem,że tak to odczytasz! Bo o to mi m. in. chodziło… Dobrej nocy i snów o świecie … moze bez mężczyzn? :)

    Odpowiedz
  8. PawełW

    Teraz nasuwa mi się oklepany cytat z ‚Seksmisji’ kiedy Albert przed trybunałem dowodzi potrzeby istnienia mężczyzn. Janku: nieprzekonanych (Ewy) nie przekonamy. Normalne Kobiety czekają na róże, ciepłe słowa ….

    Odpowiedz
  9. tamaryszek Autor wpisu

    Bez mężczyzn? W żadnym razie! Przydadzą się. Zawsze w jakiejś roli można ich (Was) obsadzić. ;) Czasem nawet w roli głównej (nie jedynej).
    No, Paweł, jakie „normalne kobiety”? Co to jest takiego? Wszystkie (wszyscy) jesteśmy trochę nienormalne, norma to przeciętność. W każdej pozornej „normie” jest ukryty jakiś twist.
    Dla zasady: trzymam z Ewą.:))) Która, jak mniemam (albo i nie mniemam) veta nie zgłasza. Nic przeciw różom nie mamy. A niektóre Róże naprawdę cenimy wysoko. ;)

    Odpowiedz
  10. Ewa

    A wy (Pawle np.) ani na róże ani na ciepłe słowa nie czekacie? Mój Z. za róże dał by się pokroić, uwielbiał. Szczęśliwie – nienormalna.

    Odpowiedz
  11. maria

    Jest taki mój ulubiony fragment na końcu filmu: ‚Lepiej być nie może’ , kiedy Jack Nicholson przychodzi do Helen Hunt i w końcu jej się deklaruje, ona wybucha: Dlaczego nie mogę mieć normalnego faceta ?, na co jej podsłuchująca matka , mówi , ależ kochanie, każda kobieta o tym marzy, ale normalnych mężczyzn nie ma . To tak à propos normalności :))

    Odpowiedz
    1. janek

      No i zrobiło się prawie (nie)normalnie. Martwi mnie tylko Twoja deklaracja Tamaryszku: przecież wiadomo, ze trzymasz ze „swoimi”, już nie musiałaś tego aż tak podkreślać :). Ja tam kocham kobiety i nie chciałbym żyć w świecie bez nich i i bez róż. A trzymam z tymi, którzy są w mniejszości. Chyba że nie mają racji :)

  12. tamaryszek Autor wpisu

    Janku, z Tobą też się solidaryzuję i trzymam (sztamę). Nie zamartwiaj się. ;)
    Ja właśnie jestem ciekawa, dlaczego we wszystkich interesujących miejscach i działaniach mężczyźni są w mniejszości…? Wiem, odpowiedź jest logiczna: zależy jakie są kryteria „ciekawych” miejsc i działań. Przy pieczeniu ciastek z haszyszem – nie ma ich; przy plotkach w kawiarence – może i są, ale przy innym stoliku; gdy trzeba polamentować na cmentarzu – ani widu… I tak dalej. Dobrze, że chwytasz pochwałę nienormalności. Pozdrawiam. Film polecam. Niech żyją róże!

    Mario, w cytacie siła! Ale może – po tym, co ustaliłyśmy – nie ma co przeceniać „normalności” również wśród mężczyzn?

    Odpowiedz
  13. katasia_k

    „Pytanie, czy to nie spłyca problemu, nie infantylizuje autentycznych przecież animozji i dramatów?” – dokładnie to samo pytanie zadałam sobie, czytając Twoją recenzję. Skoro mówisz, że nie, wierzę na słowo – może haszysz i seksowne Ukrainki to faktycznie sposób na zaprowadzenie pokoju na Bliskim Wschodzie? :)

    Odpowiedz
  14. tamaryszek Autor wpisu

    Katasiu,
    no, pamiętajmy, że to komedia. Ale mądra. Oczywiście, że wszystko, co dotyczy w niej tzw. „męskości” czy „kobiecości” jest grą ze stereotypem. Ale: primo – jest podszyte dramatem, secundo: coś ciekawego wydobywa na wierzch.
    A na mnie i tak największe wrażenie zrobił ten wspomniany już w poście (spojlerowy) trick z zamianą religijnej tożsamości. Facetom oczy wyszły z orbit, gdy rankiem zobaczyli swoje muzułmańskie żony z rozpuszczonymi włosami modlące się do Matki Boskiej… Albo odwrotnie: gdy zobaczyli swe chrześcijańskie energiczne połowice opatulone jak muzułmanki. I jak tu nastrajać się wrogo do „innych”, kiedy pod własnym dachem wyrosła swojska inność. Trick rodem z filmu, w życiu bywa trudniej. Ale wyobrażam sobie, że kobiety są do czegoś takiego zdolne. Genialnie zasypują rowy obcości. Po prostu wiedzą, że życie jest ważniejsze od uprzedzeń.
    Polecam.:))

    Haszysz i Ukrainki to sympatyczna lipa.:)

    Odpowiedz
  15. maria

    Nie zapominajmy , że rzecz się dzieje na Bliskim Wschodzie, gdzie kobiety raczej nie mają dużo do powiedzenia. Niby Liban kraj otwarty, kobiety mają więcej swobody niż w sąsiednich krajach, ale jeszcze długo nie będą miały wpływu na politykę pokojową. A końca niepokojów nie widać. Ten film to taka zajawka, niby komedia, musical ale też metoda małych kroczków w kierunku zmian świadomości tamtejszych kobiet. Może kiedyś będą gotowe wziąć sprawy w swoje ręce.
    Co do Karmel , to film będzie można obejrzeć w tym tygodniu w TVP2 , w czwartek o 20.45. Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Labaki idzie tak daleko, że one już biorą sprawy w swoje ręce. W realu na pewnie nie takimi metodami. Ale wydaje mi się, że osiągają swoje, nie czekając aż wypełnią się prawa, które według zachodnich standardów dają wolność działania. Dzięki za zajawkę o programie tv. Ja mam film na półce, ale może ktoś zajrzy na czas i włączy w odpowiedniej chwili tv. :)

  16. buksy

    Dokad teraz jakos mnie ominal, antomiast karmel widzialam. Wydał mi sie mdły i tylko tyle. Nic tam nie było odkrywczego, odwieczne problemy kobiet zeschemtyzowane do kawałka tasmy filmowej dułgości 90 minut. Nawet nie zapiekło.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Buksy, to pewnie nie obejrzysz powtórki (tv)rekomendowanej przez Marię. Dla mnie „Karmel” miał jednak moc zdejmowanego ze skóry rozgrzanego karmelu. Przyznaję, gdy jedna z nich ściera makijaż i nie idzie na spóźnioną randkę, a druga czeka na ślub, z człowiekiem, którego kocha (ale nie ze wszystkim będzie mogła się z nim dzielić), a trzecia pucuje pokój na jego przyjście, które się nie zdarzy…no to pewnie, że nie odkrywcze, ale cóż. Mnie jakoś najmniej wzruszyło mycie włosów dziewczyny, w którą zapatrzyła się kolejna z kobiet. To takie repetytorium babskich zaplątań, trochę dzięki sile babskich więzi rozplątywane. Nie, no naprawdę ok.

      Ale miło, że też widziałaś. :)

  17. Chihiro

    Zachwyciłam się „Karmelem”, ale to co Labaki zrobiła w „Dokąd teraz?” spowodowało, że zaliczyłam film do dziesiątki najlepszych ubiegłego roku. Mało jest tak mądrych komedio-dramatów, tak świetnych ról kobiecych i tak wyważonego humoru. A przy tym Labaki dotyka samego sedna konfliktów na tle etnicznym, religijnym, płciowym. Prawdziwa perła!
    Byłam na spotkaniu z reżyserką i co ciekawe, wszystkie aktorki (poza dziewczyną w czarnej abai) to amatorki, po raz pierwszy grające w filmie. Pani grająca Yvonne jest naprawdę żoną księdza, pani grająca Taklę to matka asystentki Labaki. Muzykę zaś skomponował mąż reżyserki. Lubię czasem poznać takie zakulisowe ciekawostki, pomyślałam, że podzielę się nimi z Tobą :)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Zawsze to miło, gdy się okazuje, że podoba nam się coś wspólnie.:)
      Co do mnie: świeżość pierwszego oglądu każe mi zgłosić akces do grona tych, którym się podoba. Namysł oświetla mi dwa niebezpieczeństwa. Że kobiecość i męskość to kwestie tak archetypiczno-stereotypowe (z jednej strony kulturowe rozróżnienie, z drugiej schemat), że łatwo o banał. I że komedia na zgliszczach tragedii jest ryzykowna. Ale żadnego zgrzytu estetycznego nie czułam, więc temu odbiorowi pierwszemu zawierzam.
      Super informacje! O mężu muzyku słyszałam. Ale dopowiedzenia do bohaterek – pierwszorzędne! Aż nie do wiary. Właśnie Yvonne (ze swoją sceną objawienia Maryi Panny!) i Tadla (czyli Matka Boska ze wsi) wydają mi się bardzo profesjonalne. Pewnie była świetna atmosfera na planie.:)
      Gdy Labaki zrobi swój trzeci film, pójdę. I mam nadzieję, że się nie zawiodę. Mimo kompozycyjnych obsunięć, to kino ma swoją rację.

  18. Ojtam

    „Jeśli na Dokąd teraz? warto wybrać się do kina w towarzystwie Mężczyzny (vice versa: gdy się jest facetem to z Kobietą), to Karmel boli najsłodziej w towarzystwie przyjaciółek.”

    Uff… wytrzymałem i obejrzałem do końca. Panowie czytający ten blog: słuchajcie tamaryszka.! Nie pchajcie się na babskie spotkanie, na którym dziewczyny we własnym gronie chcą obejrzeć ten film. My faceci chyba się nim nie zachwycimy. Nie ukrywam, że gdyby dziewczyna zabrała mnie na niego do kina, musiałaby się zrewanżować pójściem ze mną na wyścigi na żużlu albo jakąś galę MMA czy innego mordobicia ewentualnie jakiś horror :) Ale żeby nie było, jak któryś chce rozgryzać, dlaczego kobiety są z Venus, to jak najbardziej film jest godny polecenia ;)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Oj, brawo za wytrzymałość, było niczym depilacja karmelem? Nie, to chyba raczej obserwacja karmelowej ciągutki i zastanawianie się, dlaczego ona się ciągnie bez końca…;)
      Muszę przemyśleć sprawę transakcji wiązanej. Obawiam się, że mając alternatywę mordobicia, zrezygnowałabym z męskiego ramienia podczas oglądania Karmelu. Ale pakiet Karmel – horror mogłabym wziąć pod uwagę.;)

      Oczywiście, że kobiety są z Marsa a mężczyźni z Venus. Tak już jest.

    2. Chihiro

      A ja się przeciwstawię temu. Oglądałam oba filmy w towarzystwie mojego partnera i był zachwycony obydwoma. Co więcej, w kinie dostrzegłam, że przynajmniej połowa publiczności to mężczyźni, jak nie więcej. Sporo było mężczyzn młodych – jeden zwierzył się Labaki, że ogląda „Dokąd teraz?” już czwarty raz – ale bardzo, bardzo dużo starszych, takich po pięćdziesiątce. I to oni śmiali się głośniej, reagowali entuzjastyczniej niż kobiety. Parę lat temu „Karmel” widziałam w samolocie, ale potem też w kinie i także mężczyzn na widowni było wielu. To jest też film dla mężczyzn, nie uznaję podziału na Marsa i Wenus, jest kompletnie przedpotopowy, nie mówiąc o tym, że sami naukowcy parę lat temu tłumnie odżegnywali się od teorii, jakoby te symboliczne planety miały wyznaczać jakiekolwiek różnice między mężczyznami a kobietami. Te filmy to kwestia wrażliwości, zainteresowania drugim człowiekiem, a nie podziału na to, co kobiecie i to co męskie.

  19. janek

    I ja się przeciwstawiam. Tezom Chihiro. Ale nie w całej rozciągłości. „Karmel” widziałem i jest to jednak film kobiecy. Adresowany raczej do kobiet i przez kobiety zrobiony. Co nie znaczy, że mężczyźni nie mogą. Mogą, jeśli chcą, tym bardziej, ze film ma wartości poznawcze, bo rzecz dotyczy społeczeństwa i kultury nam odległej. Mnie nie zachwycił, ale nie oczekiwałem tego. Najbardziej podobała mi się scena, o ironio, z mężczyzną, który przyszedł do zakładu fryzjerskiego. Zobaczcie na te spojrzenia, damskie i jego reakcje, i lekko kpiarskie przygotowanie do obsługi klienta :). Samo życie!
    Podział na marsa i wenus jest rzeczywiście przedpotopowy. Zaistniał, mam wrażenie, na długo przed potopem i to nie tym szwedzkim. „Tak już jest”, że zacytuję Tamaryszka. Stety lub niestety. I nie ma co, tego co już jest: drzew, gór, rzek próbować obalać, przenosić (choć może przenosić czy wchodzić pewnie warto) czy zawracać. Warto natomiast zaakceptować naturalny podział cech, który tylko urozmaica życie społeczne na Ziemi. Może brzmi to kaznodziejsko, ale trudno. Nie lubię tylko banalnych generaliów oskarżających lub usprawiedliwiających, typu „a wy kobiety to tylko”; „a wy mężczyźni to zawsze”. Zgadzam się zaś co do „kwestii wrażliwości, zainteresowania drugim człowiekiem”, bo z tych powodów obejrzałem ten film i miałem sporo przyjemności. Ale się nie zachwyciłem. Karmel wolę w tej odmianie do spożycia :).

    Odpowiedz
    1. Chihiro

      Janku, odniosę się tylko do Marsa i Wenus – od kilku lat mówi się o tym, że Gray nie miał racji prezentując swoje teorie. Są one, owszem, ciekawe, ale w dużej części nieprawdziwe i stereotypowe. O tym piszą socjolodzi, lingwiści, neurolodzy. Ukazała się nawet książka ” The Myth Of Mars And Venus: Do Men and Women Really Speak Different Languages?” autorstwa Deborah Cameron. Teoria dot. różnic między mężczyznami a kobietami w zachodniej nauce uznana została już za nieaktualną. Nauka poszła naprzód. Polecam interesujący artykuł, jeśli czytasz po angielsku: http://www.guardian.co.uk/world/2007/oct/01/gender.books

  20. janek

    Oczywiście masz sporo racji jak chodzi o ten mit czy stereotyp z planetami. Nie przywiązywałbym do niego, jak i do ksiażki, która go spopularyzowała zbyt wielkiej wagi ze względu na duze uproszczenia. Ale jednak upieram się że się różnimy. I dla mnie to akurat jest piękne. I mówi mi o tym wieloletnie doświadczenie i obserwacje, jak również lektura paru dzieł klasycznych z literatury pięknej oczywiście. Nauka, czy dyskusje akademickie są też ważne: zawsze warto jakąś teorię obalić, by potem można ją było na nowo postawić. Nauka idzie naprzód ale w psychologii społecznej nie ma wielkiej rewolucji. Wciąż, choć może to dla kogoś niewygodne, rodzą się kobiety i mężczyźni. Różnice anatomiczne są znaczne, psychologiczne trochę mniejsze. Może kiedyś i tu będzie rewolucja i świat stanie na głowie. Liczę, ze nie doczekam :).W artykule jest mowa m.in. o zanikających różnicach w komunikacji językowej. OK., ale zobacz i porównaj język ciała kobiety i mężczyzny! No, przepraszam – ja widzę róznice :). Co nie zmienia faktu, że na upartego kobieta może zostać kowalem, a mężczyzna kosmetyczką. To dowód na to, ze te różnice nie są aż tak znaczne … Zaś najważniejsze jest, by w tym Kimś przed Tobą widzieć przede wszystkim CZŁOWIEKA. Pozdrowienia

    Odpowiedz
    1. Chihiro

      Masz rację, różnice psychologiczne między mężczyznami i kobietami istnieją, nie są jednak tak duże, jak sie twierdziło jeszcze parę lat temu – i na pewno nie można przypisywać im różnic w odbiorze filmu takiego jak „Karmel”. Co do języka ciała to jest to w dużej mierze kwestia kulturowa. W zachodniej kulturze np. mężczyznom wypada zachowywać się zupełnie inaczej niż w arabskiej czy indyjskiej, w której mężczyźni często obejmują się publicznie, trzymają za ręce, całują w policzki itp., nie mając orientacji homoseksualnej. Z kobietami tak czynić im nie wolno. W Japonii za nieeleganckie uchodzi siadanie przez kobiety w ten sposób, by kolana się nie stykały (co nie znaczy, że żadna kobieta tak tam nie robi), mężczyznom zaś wolno tak siadać. W naszej kulturze zaś różnic odnośnie siadania raczej nie ma. To są uwarunkowania społeczne, nie mające żadnego związku z psychiką kobiet i mężczyzn.
      Hi hi, mężczyzn kosmetyczek może nie jest dużo, ale np. jeśli chodzi o Wietnamczyków to duża większość manikiurzystów (istnieje takie słowo, czy utarło się w naszym języku, że to zawód kobiecy?) z tego kraju to mężczyźni, a nie kobiety.

  21. tamaryszek Autor wpisu

    Rozbijacie moją iluzję! Nie z Marsa i nie z Wenus? Nawet w mojej wersji, w której faceci są z planety z sex appaelem, a kobiety z tej z groźną miną?
    To jak ja sobie teraz wytłumaczę inwazję kosmitów? A przecież są! Pełno kosmitów, aż czasem myślę, że jestem zapóźnioną ziemianką.

    I tak wciąż na nowo trzeba sobie zadawać pytanie: to be a woman or not to be?
    Ale na wszelki wypadek: to be. :)

    Odpowiedz
  22. Ojtam

    Nie ma o co kruszyć kopii. Mars czy Wenus, to temat rzeka. Amerykańscy uczeni co chwilę odkrywają rzeczy dawno odkryte, lub takie, o których nawet w Ameryce nic nie wiadomo. Czy uwarunkowania społeczne nie kształtowały się przypadkiem pod wpływem różnic w psychice? Nie wiem. Ale diabełek mi podpowiada, że tak. Dla mnie „Karmel” to bardzo kobiecy film. Znaczy to, że jestem tak wrażliwy, że to dostrzegłem, więc pewnie jakiś kobiecy pierwiastek też we mnie siedzi ;)

    A dla tych, co nie znają (a tamaryszek zna!) pamiętnika Rogera i Elaine, a chcą się przekonać, czy istenieją różnice między k i m załączam link (wolno?)
    http://mforum.pl/topic/16244-pamietnik/

    Odpowiedz
    1. janek

      Ojtam, wspaniała w tym linku ilustracja do naszych dywagacji! Właśnie tak, z lekkim przymrużeniem oka lubię spojrzeć na te legendarne różnice płci :).

  23. szwedzkiereminiscencje

    mnie po obejrzeniu „karmelu” (widzialam niedawno) zamarzyly sie meze w beirucie – moja kolezanka wlasnie wrócila zachwycona z opery tamze. poza tym uswiadomilam sobie CZYM moja libanska sasiadka depiluje swoje klientki… a „bollywood” mi sie srednio podobal – wolalabym bez

    co do graya to niedawno byl u niejakiego skavlana w SVT. zostal totalnie osmieszony przez norweskiego premiera, szwedzka niedoszla premier oraz prowadzacego program – bo nikt z nich nie znal „zmeczonego mezczyzny przychodzacego do domu, kt MUSI usiasc na kanapie i MOZE pomóc zonie w JEJ oboiazkach domowych”. faceci zgdnym chórem oswiadczyli, ze wrcaja do domu i sami sie zabieraja do prac domowych :-)

    Odpowiedz
    1. janek

      I alleluja! I proszę bardzo! Jak pięknie się można uzupełniać. Bo kobiety, oczywiście zgodnie, pojechały w tym czasie wymienić oleje w silnikach :).

    2. szwedzkiereminiscencje

      nie sadze – wieczorem mechanik ma zamkniete. oleju nie wymienia sie codziennie, w odróznieniu od odgruzowywania domu czy gotowania posilków

      jak sadze, rodziny, z dziecmi wlacznie, oddaly sie wspólnemu, cieplemu posilkowi i rozmowie. chociaz jak pomysle, to zona skavlana, aktorka maria bonnevie, mogla byc w teatrze i grac

  24. tamaryszek Autor wpisu

    Venus i Mars
    Nie odnoszę się do niegdyś popularnej książki, bo nie czytałam. I skoro nikt nie obstaje, by wskrzeszać pomysły Graya, odłóżmy je do lamusa.
    Zostaje to, co uruchamia samo zestawienie (dwu różnych!) planet: Venus (miłość, ciepło, łagodność, siła wdzięku…) i Mars (waleczność, rywalizacja, ambicja, działanie…). Zgoda, stereotypy. Ale na nich rozegrała swój film Labaki, więc do wyczuwania tych różnic się odnosi.
    Interesujące jest to, co mówi Chihiro, że przeceniamy psychologiczną determinację płciowych odrębności. Ciekawe są te przeplatające się źródła odrębności: psychologiczne, socjologiczne i kulturowe. A nade wszystkim to, że i tak kluczowa pozostaje w tym rozróżnianiu nasza osobowość. Nie ma stuprocentowych kobiet i stuprocentowych mężczyzn. Mieszają się w nas proporcje obu „składników”. O tym chyba piszecie: i Ojtam, i Janek, i M., i Chihiro.
    Inaczej powinnam rzecz ująć: bez względu na to ile we mnie procent cech „iście” kobiecych i „raczej” męskich, mam zagwarantowane 100 % bycia sobą. :)

    Wrażenie robi na mnie również to, że jakaś dwubiegunowość myślenia jednak istnieje, bo głosy męskich komentatorów (Pawła, Ojtam czy Janka) idą analogicznym torem. Kobiety również wykazują zbieżności. Jest coś na rzeczy. I niczemu nie przeczy fakt, że Zygmunt uwielbiał róże, Gucio zainteresował się Karmelem, a Ojtam i Janek potwierdzają, że potrafią się wczuć w babskie problemy, nawet jeśli nie są to ich perspektywy. :))

    Odpowiedz
    1. szwedzkiereminiscencje

      przypomnialo mi sie, co jeszcze mi sie podobalo: babska sztama. podobna jak u aldomovara w „kobietach na granicy zalamiania nerwowego”

      natomiast babskiego sprytu zdecydowanie nie lubie – wiekszosci kobiet wystarczy intelekt

Dodaj odpowiedź do Chihiro Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.