tess

Matnia (Cul-de-sac), reż.  Roman Polański, Wielka Brytania 1966.
Chinatown, reż. Roman Polański, USA 1974.
Tess, reż. Roman Polański, Francja, Wielka Brytania 1979. 

Żaden z powyższych tytułów nie przebił pozycji Lokatora w moim prywatnym rankingu filmów Polańskiego, ale nie ustaję w porównywaniu siły oddziaływania kolejnych. Matnię, Chinatown i Tess obejrzałam w tym tygodniu, każdy z tych filmów po raz pierwszy.  

Po co je porównywać? Prawda, niewiele widzę powodów. Może ten jeden, że jest to rodzaj pomiaru mojej podatności na reżyserskie pomysły Polańskiego. Pewnie więcej wynikałoby z szukania podobieństw niż różnic. Podobieństwa wskazują na „charakter pisma” reżysera. Różnice są oczywiste. Każdy z filmów osadzony jest w innej konwencji, czerpie z innych (a często bardzo wyraźnych) inspiracji literackich, wprowadza ciekawe kreacje aktorskie (a każda sporo wnosi do wymowy filmu). Ale właśnie te różnice przykuwają uwagę, bo wyczytuję z nich dwie przesłanki. Pierwszą – że Polański sięgał po pomysły zgoła odmienne, z odrębnych galaktyk stylistycznych (a mimo to zostawiał na nich własną sygnaturę). Drugą – że nad każdym filmowym obrazem unosi się wyraźnie duch literatury i podpis twórcy jest podwójny: obok autografu Polańskiego pojawia się autograf pisarski.

 

W przypadku Lokatora zachodziła następująca kombinacja: thriller psychologiczny, z kreacją Polańskiego jako Trelkovskiego, w stylu mrocznej groteski Rolanda Topora.

Matnia – przypomina klimatem Nóż w wodzie, kojarzy mi się z egzystencjalnym wariantem szkoły polskiej, to dramat psychologiczny. Troje ludzi w potrzasku. Absurdalność sytuacji wydobywa na wierzch to, co w ich charakterach istotne, rozbijając oswojoną fasadę i niszcząc relacje. Małżeństwo (mieszkające w zamku z XI wieku, w którym niegdyś Walter Scott pisał powieści, gdzie dziś co krok można się natknąć na kury i kopy jaj) zostaje wzięte w areszt przez gangstera, który spartaczył robotę i teraz wyczekuje aż na ratunek przyjdzie mu zleceniodawca (Katelbach). Strach i niepewność budzą irytację i chęć buntu (w żonie) lub paraliż woli (w mężu). Gangster jest prostakiem, ale też nasiąka metafizyczną aurą, gdy uświadamia sobie własną samotność. Katelbach ma przyjechać, ma coś wyjaśnić i usensownić. Ale z Katelbachem jest jak z Godotem – można na niego czekać bez końca. Nie jest to adaptacja, ale ukłon w kierunku Samuela Becketta –  z pewnością.

Chinatown – to film noir, kryminał w stylu Raymonda Chandlera. Osadzony w latach 30. w Los Angeles, które odsłania swe tajemnice (na moment, by je zaciemnić, zanim zdąży się przeciwdziałać złu) dzięki sprytowi prywatnego detektywa, Gittesa (Jack Nicholson). Kino retro: śledzimy niewiernych mężów, a tajemnice alkowy ustępują zagadkom wielkiego biznesowego kalibru. Nonszalancki detektyw przez 4/5 filmu chodzi z zabandażowanym nosem – pamiątką po spotkaniu z małym nożownikiem (Polański). Uczciwy i zdeterminowany, ale w tym świecie dobre intencje czynią więcej szkody niż pożytku. Jest i honorowo, i cynicznie. Z czarnym humorem w dialogach, bez sentymentu. Z powolnym rytmem, który genialnie przyspiesza pod koniec – i to przyspieszenie jest nośnikiem fatalizmu. Oscarowy scenariusz opowiada historię bez happy endu, a każdy, kto jest świadomy tragedii, zostaje z tą świadomością sam na sam, bo gorycz porażki to składnik każdego drinku przełkniętego w nierozrzedzającym się mroku Chinatown. Nicholson i Faye Dunaway – stuprocentowa stylowość.

I to jest chyba najlepszy film z tego tercetu, ale uwagę zwrócę przede wszystkim na Tess, jedyną bezpośrednią adaptację literacką. Polański sięgnął do prozy Thomasa Hardy`ego i przeniósł na ekran melodramat (!) ze schyłku XIX wieku – Tessę d’Urberville. Po dramacie egzystencjalnym, filmie noir i thrillerze przyszedł czas na opowieść o miłości. I choć konwencja przewiduje zaskakujące zwroty akcji, obyczajowe przeszkody, nieporozumienia, ból spóźnionych rozpoznań, to naprawdę: widz niepodatny na sercowe dramaty znajdzie tu wiele innych smaków. Widz podatny na melodramat – dostanie go w pełnym wymiarze. 

W hrabstwie Wessex – scenerii, w której rozgrywają się opowieści Hardy`ego – żyje biedna rodzina Duberyfield. Malownicza prowincja, zamglona, z przestronnym pejzażem, z drogami widocznymi po horyzont, którymi czasem przejedzie powóz, ale na ogół przemierza się je pieszo.  Rodzina, bogata w potomstwo, klepie biedę, nie mając perspektyw na odmianę. I niewiele trzeba, by ziarno wiary wypuściło dziki pęd – że tak to melodramatycznie ujmę – ku zatracie. 

Duberyfield dowiedział się, że jest d`Urbervillem, potomkiem zacnego starego rodu (już wymarłego i bez włości, lecz z pieczęcią). Wysyła więc córkę, nastoletnią Tess, do rodziny (fałszywej, choć to drobiazg w czasach, gdy handel tytułami  jest powszechny). Tess wyrusza niechętnie, bo pazerność i próżność rodziców są jej obce. W ogóle: wszystko opiera się na bardzo szczególnej osobowości Tess. Zagrała ją Nastassja Kinski – i mniejsza o grę, ona była nią znakomicie. Bo Tess jest obrazem: piękna, delikatna, trochę nieobecna.

Jej uśmiech ma jakieś dopełnienie w smutku. Nie jest to smutek ckliwy ani dekadencki. Jest taka rozmowa przy stole bogobojnego pracodawcy, której tematem jest dusza, jej obecność w ciele. Konkluzja brzmi, że dusza nie ma miejsca, lecz nieustannie nas wypełnia. Na co Tess odpowiada, że może być tak, że gdy zapatrzymy się w niebo czy dal i bardzo się z tą wypatrywaną przestrzenią utożsamimy, to jakbyśmy trwali w czymś innym, nie w sobie, bez duszy. Więc tego rodzaju jest to smutek. Tess jest tym, co czyste i tym, co świat potępi. Bo odkąd wyruszyła z domu, czeka ją to, co w oczach świata zasługuje na odtrącenie. Tyle że Tess, zaprogramowana na fatalne perypetie, budzi jednocześnie czułość, i miłość, i współczucie. Tak to jest z tą Tess. 

Więc mamy uwiedzenie albo gwałt, dziecko i śmierć dziecka, życie w cichej rozpaczy i wielką świętą miłość, i rozczarowanie męża prawdą o żonie, a potem upadek, nieszczęście, jeszcze kilka chwil miłości i fatalny koniec, który przeczuwaliśmy od pierwszej sceny, licząc na cudowne niespełnienie oczekiwań. 

Melodramat, czyli miłość z przeszkodami. Tu: w dużej mierze wynikającymi z obyczajowości epoki. Ale Polański nie robi filmu dla oddania klimatu minionych czasów wyłącznie. Jest coś ponadczasowego w oburzeniu Angela (Angel – imię mężczyzny! Matko!), który porzuca świeżo poślubioną żonę, mówiąc: pokochałem inną, nie ciebie – Ty jesteś obcą kobietą w jej postaci. Bo on przecież mówi o rozczarowaniu złudzeniem, które sam wytworzył w swojej głowie. Pokochał jakiś fantazmat, urojenie, a teraz „cierpi”, bo czuje się opuszczony, bo musiałby poszerzyć percepcję odbioru, a to wydaje mu się bolesne niczym wiwisekcja. A wszystko to – dodajmy – nie wynika ze złej, fałszywej czy chwiejnej natury Tess. Chodzi po prostu o pękniętą mydlaną bańkę. I może niepotrzebny jest cudzysłów w poprzednim zdaniu. Bo ludzie naprawdę z takich powodów cierpią.

Co jest takiego w tym filmie, co wykracza poza melodramat, a przynajmniej poszerza go? Myślę, że poezja obrazu i fatalizm losu. Samotność, osaczenie, potrzask, w jakim znalazła się Tess mają swoje podwójne źródło. W obsesjach-lejtmotywach Polańskiego i w prozie Thomasa Hardy`ego. I tutaj muszę wyznać, że jeszcze tej prozy nie znam „literalnie”, ale gdy zestawiam opowieść o Tessie d`Urberville z filmem Jude (Więzy miłości), który jest adaptacją innej powieści tego autora (Juda nieznany), to analogie są bardzo czytelne. Czyste uczucie, duchowa prawość kontra los, który nieuchronnie zmierza do zszargania świętości, do tragizmu. To właściwe słowo. A gdzie tragizm, tam samo życie, prawda?

Poezja obrazu – pejzaż, twarze, kompozycje, zgaszone barwy i woal mgły unoszący się nad światem – to się tłumaczy bezsłownie. Kilka kadrów:

23 komentarze do “tess

  1. Inez

    Film jest niesamowity, dorównuje powieści, jeśli ktoś nie uważa za obrazoburcze porównywanie Wielkiej Literatury do współczesnego filmu. A Nastasja Kinski ze swoimi kocio-smutnymi oczami tak idealnie oddała całą żałość Tessy, że podczas lektury moja wyobraźnia nie była już w stanie stworzyć innego portretu bohaterki… Kawał dobrego kina.

    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      O, Inez, cieszę się, że potwierdzasz moje przeczucie. Bo skoro Wielka Literatura, znaczy, że udało się Thomasowi H. pokonać proces rdzewienia. Będę to miała na uwadze, choć pewnie gdybym sięgnęła po jego powieść, to spróbowałabym Judę nieznanego (może dlatego, że mniej pamiętam film i mogłabym liczyć na jakiś element zaskoczenia). Absolutnie nic obrazoburczego nie widzę w filmowo-literackich analogiach. Rzadko się zastanawiam, co lepsze, bo to są po prostu dwa odrębne dzieła,

      Co do Kinski – Polański trafił w dziesiątkę z obsadą. Trudno mi nawet ocenić, czy ona jest tak dobrą aktorką, czy po prostu genialnie obsadzona „po warunkach”. Uroda i świeżość, i jeszcze ta metafizyczna nadwyżka. I ta rozpiętość: od czystej jak łza po upadłą (ale wciąż nieskalaną!).
      pozdrawiam!

    2. Inez

      Może i Hardy trochę przyrdzewiał, ale mi odrobinę rdzy w literaturze zupełnie nie przeszkadza… Nie znam innych dzieł tego autora. Gdy już skusisz się na „Judę”, koniecznie podziel się wrażeniami.

    3. tamaryszek Autor wpisu

      Nie idzie mi migiem czytanie. Ostatnio więcej bym chciała niż rzeczywiście przyswajam. Ku swemu zaskoczeniu odkryłam, że miałam już z Thomasem Hardy do czynienia. Tyle że w wersji poetyckiej. Polubiłam kiedyś wiersz, który przytaczam. Co prawda ni z gruszki, ni z pietruszki w kontekście Tess, ale co stoi na przeszkodzie, by się podzielić? Ciekawe: oryginał lepszy, czy tłumaczenie Barańczaka?

      Thomas Hardy
      Człowiek, którego zabił

      Niechby się nam to spotkanie
      Zdarzyło koło gospody –
      Wlalibyśmy w dwa gardła po dzbanie,
      A nie mam na myśli wody!

      Ale myśmy byli na wojnie –
      Piechurzy w przeciwnych okopach;
      Ja strzeliłem do niego, on do mnie –
      On chybił, ja nie. Szkoda chłopa.

      Zabiłem go, bo … – ha, sam nie wiem,
      Czemu –bo mógł znów wystrzelić?
      Bo był wrogiem? W tym rzecz, jestem pewien:
      Był wrogiem; chociaż jeżeli

      Było z nim jak ze mną, mógł myśleć,
      Że wojaczka to rzecz przejściowa:
      Gdy roboty nie ma, bieda ciśnie –
      I do koszar człowiek się chowa.

      Ech, ta wojna – cyrk pomylony!
      Normalnie – z kimś takim popijasz
      Albo mu pożyczasz pół korony;
      A tu – strzelasz i go zabijasz.

      (1902) przełożył: S.Barańczak

  2. maria

    Piękna recenzja ‚Tess’ : ‚ból spóźnionych rozpoznań’, ‚ziarno wiary wypuściło dziki pęd ku zatracie’, ‚Melodramat, czyli miłość z przeszkodami’.
    Poezja obrazu, zamglone zdjęcia, ale to ciężkie powietrze przesiąknięte jest atmosferą poczucia winy, kłamstwa, grzechu, kary.
    Grzech pierworodny, raj utracony?
    Bezwolność, nieobecność Tess, jakby była tylko narzędziem do spełnienia jakiejś roli.
    Polański podsumowując rozmowę w ‚Moim życiu’, zastanawia się, gdzie kończy się wolna wola człowieka a zaczyna przeznaczenie.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Bardzo dziękuję za Twoje dopowiedzenie. Bo ja naprawdę czuję pewną nadwyżkę, która historię Tesss wyciąga z gatunkowego melodramatu. I to, co dostrzegasz, to jest właśnie to.
      Oczywiście, można się koncentrować na fabule i irracjonalnych zrywach miłosnych, ale podszewka jest z cennego materiału.

      (Powinnam chyba selekcjonować i obcinać poetyzmy, bo zamierzony efekt sposobu mówienia to prostota.) ;)

  3. szwedzkiereminiscencje

    o katelbachu – tym prawdziwym – pisal mrozek w „baltazarze”

    „dramat” mezczyzny, kt rozczarowuje sie do zony po slubie to wypisz wymaluj historia zwiazków strindberga, kt stulecie smierci wlasnie obchodzimy. obiecywal sobie w jednej postaci matke i dziewice, a zony okazywaly sie kobietami z krwi i kosci. co nieuchronnie doprowadzalo do dramatycznego rozstania. jakos nie mam serca do tego rodzaju meskiego cierpienia – bo sami wybierali uczucie do fanstasmagorii

    nastassja k taka niewinna ponoc nie byla, mimo mlodego wieku ;-) ale miala niezly gust (muzyczny), gdyz byla zwiazana z quincy jonesem

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      M., o jakim Katelbachu pisze Mrożek? Koniecznie sięgnąć po Baltazara (!). Tu dodam (zapomniałam u Ciebie), że nie znam „tylko” listów i dzienników Mrożka. O opowiadaniach i dramatach pojęcie mam.
      Nastassja wygląda jak anioł, a jej filmowy mąż Angel, to już bynajmniej, raczej nie.;) Plotki się rozchodziły, podobno Polański obsadził ją w tej roli pod wpływem osobistego zauroczenia (jeśli to jest dobre słowo). Efekt jest zadowalający.

      Co do fantazmatów, fantasmagorii tudzież innych wszelakich iluzji, to podejrzewam, że ta głupota jest już zaprogramowana w ludzkim genotypie. Można to jednak (czego Ty jesteś orędowniczką) naprostować. :)

    2. szwedzkiereminiscencje

      renée, w takim razie nie bede pisac, kim byl autentyczny katelbach, zeby ci nie psuc przyjemnosci odkrywania

      o nataszy zle napisalam, bo moze miala ochote byc niewinna, ale któtaz to nastolatka bylaby jeszcze niewinna po spotkaniu z polanskim? w tym okresie zjadal dwie na sniadanie

      zacytuje mrozka, skoro juz sie pojawil w naszych rozmowach. mrozek – w odróznieniu od angela czy jeszcze paru innych – dojrzal. i jako dojrzaly mezczyzna napisal cos b, w moim mniemaniu, trafnego:

      ”Zdradzila” mnie dziewczyna, z która zylem od pewnego czasu. Dzisiaj wydaje mi sie to smieszne i dlatego zasluguje na cudzyslów. Moja ówczesna niedojrzalosc sprawila, ze na te zdrade zaslugiwalem. (…)

      Cierpialem strasznie, ale w milczeniu. Kiedys w zyciu mlodego mezczyzny musi przyjsc taka chwila, kiedy cierpi on strasznie.

    3. tamaryszek Autor wpisu

      No tak, łatwo powiedzieć, a droga od chęci przeczytania po ostatnią stronę książki jest długa… jak stąd do Tipperary.:)
      Czy to jest cytat z Baltazara? Jutro wypożyczę!

    4. szwedzkiereminiscencje

      yes, ma’am! a jak nie dojdziesz do biblioteki to ci – po znajomosci – zdradze kim byl mityczny katelbach. ale baltazara polecam serdecznie – czyta sie w trymiga

    5. janek

      Ech, ta NIEWINNOŚĆ. I jej UTRATA. Bardzo ciężko mi o tym pisać, bo zaraz ktoś powie, że potencjalnie mogę (byłem) przyczyną jej utraty :). Przynajmniej w rozumieniu ‘szwr’. Bo cóż to jest ta niewinność i kiedy się ją traci? Może w momencie wkroczenia w dorosłość? A jezeli to nie nastąpi? Czy nadal jest niewinność, a może dziecinność?
      Polański rzeczywiście znakomicie utrafił z obsadą Tess. Bo Kinski niewinność ma wypisaną na twarzy, ma ją w oczach. I śmiem twierdzić, ze ma ją do dzisiaj. Lecz czy nadal jest niewinna?
      Matnia. W sieci można przeczytać, że Andrzej Katelbach był przyjacielem Polańskiego. Więc może to ta inspiracja?
      Ren, podoba mi się ten wiersz Th. H. Prosty i przewrotny, czyli to, co bardzo lubię :)

    6. szwedzkiereminiscencje

      zgadzam sie w zupelnosci z moim znakomitym przedmówca, jankiem. natasza byla i pozostala dziewczynkowata

      wydaje mi sie, ze „tess” to byla rola jej zycia. wyraznie widac fascynacje erotyczna polanskiego – podobnie jak w „gorzkich godach” fascynacje seigner. z tym, ze w „tess” fascynacja j w pewnym sensie perwersyjna, bo wlasnie ta wymalowana na twarzy niewinnoscia

      nie zgadzam sie z kierunkami, w kt powiodlo polanskiego libido, ale to b dobry rezyser – d’ápres moi

  4. Ewa

    Świetnie dobrane tytuły do porównań. Wszystkie je pamiętam ‚z dzieciństwa’, a jednak pamiętam. Więc faktycznie ‚coś’ w nich jest.
    Jak to fajnie oglądać po raz pierwszy coś co powstało dawno, dawno temu. W moim wypadku nie możliwe. Pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      :))
      Hmmm, to ci problem! To może coś z przełomu stuleci? Kacza zupa (1933) braci Marx albo Wjazd pociągu na stację w Ciotat (1895) braci Lumiere? Gdybyś przypadkiem poznawała ten sezon jako świadoma życia nastolatka, to zawsze jeszcze zostaje literatura. Można sięgnąć po Iliadę. To musiało powstać przed Tobą. :)

      Oj, Ewka, kokietujesz młodością ducha i tyle. :)
      Tak, coś w nich jest, zwłaszcza, gdy się je łyka hurtem. Jeszcze trzy mam w planach.

  5. maria

    Absolutnie nie zgadzam się na żadne selekcjonowanie i obcinanie poetyzmów ( bardzo proszę, żebyś tego nie robiła) .
    W prawdziwym życiu ‚ból spóźnionych rozpoznań’ naprawdę boli, ale kiedy te emocje są tak pięknie określone, to mam wrażenie, że boli trochę mniej :)
    Co do Baltazara, zgadzam się, książka świetna.

    Odpowiedz
  6. Ewa

    Iliada przede mną? Niekoniecznie…
    Kacza zupa szczególnie mi pasi, szczególnie że nie wiem o co biega. To już coś!

    Odpowiedz
  7. tamaryszek Autor wpisu

    @ M., spokojnie, wytropię Katelbacha, mam już podpowiedź od Janka. Libido Polańskiego – to wartki temat, ale i grząski, i mimo wszystko wobec twórczości wtórny. Słusznie więc skoncentrować się na tym, do czego można się rzeczowo odnieść. Jestem – jak Ty – za tym, by nie mieszać porządków.

    @ Janku, trochę Ci chyba dopiekłyśmy, bo bierzesz na siebie winę całej męskiej płci. To aż nadto. Prawda jest taka, że niewinność (lub jej utrata) w znacznie większym stopniu zależy od nas samych niż od okoliczności. No chyba, że jakieś ekstremum zachodzi.
    I ja myślę, że wiersz niezły. Lubię strofę drugą.Genialna prostota.
    Hmm, ale zadałeś niezły temat (i tylko z powodu zmęczenia go nie nie podejmę): czyżby zachowanie niewinności pomimo wszystko, oznaczało brak dojrzałości…? Jak gdyby dojrzałość zaczynała się tam, gdzie jest świadomość niezbędnych kompromisów. Nie wiem. Ale sugestia, że czasem niewinność jest kalectwem to jest mocna rzecz. Interesująca.

    @ Agato,
    może zobaczę Wstręt (ponownie), muszę przemyśleć, bo istnieją limity, wszystkiego obejrzeć nie chcę. Optujesz za książką? Domyślam się, że koza niejeden papier zjadła i wie, co mówi. ;)
    Ale wiele zależy od tego, czy ta książka była daniem pierwszym czy drugim. Jeśli drugim (po uprzednim obejrzeniu filmu), to oczy Nastassji musiały się wwiercić w wyobraźnię.

    @ Ewo,
    Kacza zupa, no nic, ale to na pewno nie czernina. Nie „pasi” Ci Iliada? Niemożliwe! Czyżby to popkultura zbierała żniwo?

    Odpowiedz
  8. Agata Adelajda

    I pierwszym i drugim; książkę czytałam iks lat po obejrzeniu filmu, a po kilku latach znów wróciłam do filmu.
    Zresztą, Hardy należy do moich ukochanych pisarzy i jestem (coś mi się wydaje) mało obiektywna.

    Odpowiedz
  9. peregrinopl

    Tamaryszku . bardzo się cieszę, że natrafiłem na Twój blog (poprzez Twój komentarz u Czary) .. Tess Polańskiego ma niesamowity klimat .. przez obrazy ale i przez muzykę Philippe Sarde

    kiedy wiele lat po objerzeniu filmu dotarłem o poranku do Stonehenge to miałem w oczach Tess i Angel …. tak smutno, że to dopiero po latach Angel zrozumiał jak niezwykłą kobietą była

    Nastasia jest w tym filmie hipnotyzująca .. podobnie jak w Paris, Texas ale to już zupełnie inna bajka :^)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Peregrinopl, miło mi gościć. Ale trafiłeś tu już niegdyś i rozmawialiśmy o poezji (Dickinson & Frost).
      Tess niezwykła, dzięki za dodatek muzyczny – bo tego odtworzyć z głowy nie potrafię. Swoją drogą: tę historię można było zepsuć, ściągnąć w kicz. Tyle skrajności jest w głównej bohaterce: stuprocentowe stężenie ufności, oddania i samotności… desperacja, „całopalenie”…
      Zresztą w nim też – choćby to niestosowne imię: Angel. ;)
      A wiesz – jeśli chodzi o spóźniony refleks – myślę, że tu działa zasada: mężczyźni wybierają zołzy.
      Tess zołzą nie była.

      Świetnie, że miałeś okazję trafić do Stonehenge. Niesamowite, że przypomniałeś sobie wówczas Tess. :)

    2. peregrino

      Tamaryszku .. zawstydziłem się, że zapomniałem nasz ‚poezyjną’ rozmowę :^) .. pamięć o niej zawieruszyła mi się gdzieś w internetowej czeluści .. tak więc na nowo udkryłem Twój blog flimowo tym razem :^) .. i dodam do ulubionych by co chwila tutaj coś interesującego

      tak ‚Anioł’ może rozczarować ..tak jak napisałaś zakochał się w jakimś wyobrażonym ideale podlotka a miał przed soba niesamowicie piękną i interesującą kobietę a nie podlotka
      .. z tymi zołzami to może nieco stereotyp ale na pewno jest w nim dużo prawdy bo mężczyźni docenią tylko coś na co ciężko ‚zapracują’ i ich to ciężko doświadczy .. coś co przyjdzie im ‚łatwiej’ już często nie uszanują :^)

      ta scena w Stonehenge bardzo na mnie działała .. jestem prawie pewien, że była filmowana gdzieś we Francji przy modelu Stonehenge (bo Polański nie postawiłby stopy w W Brytanii jako, że bał się ekstradycji do Kalifornii) ale umiejscowienie jej w magicznym Stonehenge tworzy klimat

      słoneczne pozdrowienia :^)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.