Archiwum dnia: 18 Lip 2012

oglądam (NH)

12.MFF Nowe Horyzonty, Wrocław, 19-29 lipca 2012

Człowiek-oko. Człowiek-ucho. Człowiek-kamera. Człowiek-cień. Bo patrzy, slucha, śledzi i w salę kinową się wtapia. Harmonogram na najbliższe dni zaprojektowany, życie pokaże, ile dam radę wchłonąć. Chcę dużo.

Na jeden film czekam. Widziałam go już, kilka lat temu. W tym roku wraca w cyklu Nowe Horyzonty Języka Filmowego (Dźwięk). Niewinnośćwyreżyserowana przez Lucile Hadžihalilović. Ciekawi mnie ten powrót. Mam już przeczucie nastroju (ulegnę), apetyt na obrazy (nasycę), ucho przygotowane na dźwięki (no właśnie, bo z tego powodu odbędzie się seans).

Tak piszą o Niewinności na FilmWebie:
„Mała Iris trafia do żeńskiej szkoły, w której wszystko wydaje się niezwykłe – już sam sposób przybycia – trumna… Życie dziewcząt przebiega tam według restrykcyjnych reguł – przede wszystkim zabronione są ucieczki. Jednak dziewczynki wydają się być szczęśliwe. Samo miejsce, malowniczy las, zachęca do zabawy, lekcje są prowadzone w bardzo interesujący sposób. Tajemnicą owiane są natomiast wieczorne wyprawy najstarszych uczennic, a także to, co kryje się za murami… Film jest pełną metafor opowieścią o dojrzewaniu”.

A tak na stronie Nowych Horyzontów:
„Już sam początek filmu wciąga w rytm powolnego dźwiękowego odjazdu: szumy, podwodne ujęcia, wodospad, strumień, las. Ubrane na biało dziewczęta z kolorowymi kokardkami we włosach bawią się nad wodą. Arkadia. Niewinność. Ale to tylko pozory: bohaterki, w wieku od kilku do kilkunastu lat, zamknięte są w osobliwej szkole pełnej zakazów, rywalizacji i okrucieństwa, która ma zamienić – wedle słów jednej z wychowawczyń – brzydkie poczwarki w piękne motyle. Takie jak te widoczne na strojach dziewczynek tańczących dla niewidocznych widzów w tajemniczym teatrze. Metaforyczny film, którego atmosferę kreują głównie dźwięki: tykanie zegarów, syk latarni, rozstrojone pianino, świetlisty wibrafon, beztroskie śmiechy. I wszechobecny, groźny podziemny szum”.

W tym roku specjalny ukłon skierowany jest w stronę Meksyku. Kinematografia meksykańska i kino Carlosa Reygadasa. Uwzględniałam we wstępnych planach, ale nie jest to mój priorytet. Slow cinema tak czy siak mnie dopadnie, co drugi film jest „wolny”. Ale gdy o retrospektywach mowa, poważnie brałam pod uwagę dwie: Reygadasa właśnie i Austriaka, Ulricha Seidla. A ponieważ przygotowuję się strategicznie i merytorycznie, więc obejrzałam w tym tygodniu dostępne mi filmy obu reżyserów. Są dla mnie ekstremalni. Ważni, ale w odbiorze „progowi’. Carlos Reygadas (znam Japón i Ciche światło) to wysmakowane kadry, długie ujęcia (Japón kończy się pięciominutowym obrazem torów, tak, tak, zasadne to jest i fotogeniczne i gdyby trwało trzy razy tyle też nie powinno dziwić, bo to Reygadas), cisza. Seidl – znam: Upały i Import/Export – pełen ludzkiej perwersji, hipokryzji, demaskowania brudu ukrytego w austriackich sterylnych domach, z przystrzyżoną trawą w ogrodzie i krasnalami pod drzewem. Boli to oglądanie, gwałci świadomość, wpycha się z czymś mocno nieeleganckim pod powiekę. Nie lubię oglądać ani Reygadasa, ani Seidla, ale pamiętam ich filmy i są one na swój sposób probierzem czegoś istotnego. Może więc nie retrospektywa, ale najnowsze filmy obu panów spróbuję zobaczyć.

Jak przed ucztą! Menu brzmi dobrze. Ale rozprawiać o tym dłużej nie będę. Znam lepszych od siebie w snuciu kulinarnych opowieści. I znam takich, którzy na kolację zapraszają. A notkę dedykuję Komuś, kto jest na ostrej diecie. ;)
Piszę z lekkim falstartem, bo mam
do przeżycia  jeszcze  cą dobę przed wyruszeniem. No, cóż, żywię nadzieję, że przedsmak nie minie się ze smakiem.