elena, od kuchni

Elena, reż. Andriej Zwiagincew, Rosja 2011

„nie mówię , o czym są moje filmy”

Nie tylko nie mówi, ale wręcz denerwują go pytania o temat. Bo to nie o to chodzi. Film nie jest ilustracją problemu, nie ma przypisanej tezy, przesłania, żadnego wniosku, do którego (wg zaprojektowanej percepcji) oglądający powinien dojść. Zwiagincew twierdzi, że  punktem wyjścia jest sytuacja. Dalej następuje jej rozwój, szukanie sposobów, by wyrazić  przekonująco to, co mogłoby być. Co tacy a nie inni ludzie, w takiej, nie innej, przestrzeni, poddani określonym bodźcom… mogliby zrobić.

Taka na przykład Elena. Na plakacie upozowana na Matkę Boską, wnuczek w ramionach niczym Dzieciątko. Łagodna twarz, opiekuńczy gest. A film potrafi naprawdę nieźle rozjuszyć. Mój seans zostawił mnie z myślami, że „głupie te ludzie, chodzą i brudzą”. Ślepi rodzice, matki w szczególności (naiwne do granic). A dzieci to już wyraźnie przekraczają granice. Wiem, że nie wszystkie, ale po tym filmie rozlał się we mnie sceptycyzm. I niechęć taka do poświęcania się, i ochota, by wykopać tych wszystkich leniwców z tapczana, piwo zarekwirować, nie wiem, no… szpilą żgać. Opiekuńczość ogłosić ósmym grzechem głównym i wystrzegać się, bo do zatracenia prowadzi. Siebie można zatracić tym sposobem i wszystkie wartości, z przyzwoitością na czele.

Nie mogę streszczać, bo skoro sam Zwiagincew mówi, że nie mówi o temacie, to gdzież ja bym mogła… Tylko trochę. Elena jest żoną Vladimira, a Vladimir ma pieniądze i duży piękny dom. Mają po 50, 60 lat. Są od kilku lat małżeństwem, ale wywodzą się z różnych światów. On biznesmen, trochę może cyniczny, ale bardzo trzeźwo myślący. Ona pielęgniarka, przejęta bezrobotnym synem i jego pokraczną rodziną. Elena i Vladimir. Kochają się, czy są ze sobą, bo to się opłaca? Wszystkie zapowiedzi tego filmu podkreślają, że ich więź to interesowny układ. Pukam, sprawdzam: nie wydaje mi się – ja cały czas miałam ufność, że jest coś prawdziwego w tym związku.

Jak by nie było, dzieci zawsze staną jakoś w poprzek relacji rodziców. Vladimir ma córkę pyskatą i bezczelną (ale kto wie, może po prostu szczerą i sceptyczną). A Elena… Elena ma syna-lenia, Siergieja, jego bezładną żonę Tanię i dzieci, w tym jednego delikwenta, któremu koniecznie trzeba kupić miejsce na studiach, bo (osioł jeden!) nie uczył się i sam sobie nie poradzi. I tym pytaniem zamknę opowieść: czy Vladimir pomoże nienażartym dzieciom Eleny, czy też nie? Jeśli jesteś człowiekiem, który jeszcze filmu nie widział – proszę, zgadnij.

A ja do kuchni, gdzie miejsce kobiety. Patriarchalne społeczeństwo rosyjskie taką właśnie alternatywę przed kobietą stawia: do kuchni albo do kuchni. Długo się na Elenę wybierałam i umykała moim łowom. Aż zakupiłam na dvd wraz z dołączonym półgodzinnym wywiadem z reżyserem, Andriejem Zwiagincewem. I taka kuchnia mi odpowiada. Odsłona reżyserskiej roboty, opowieść o tym, skąd się wzięły niektóre sceny, dlaczego coś wycięto, a co innego dokręcono. Mogę trochę kuchennych kruczków odsłonić.

Sprawa pierwsza: rytm. Taki, który oddaje życie. Można by dyskutować, czy to, że wg Zwiagincewa ludzie za dużo do sobie nie mówią i raczej obok siebie milczą, telewizor włączają, snują się (po kuchni czy gdzie bądź), to prawda czy nie. Ale w jego filmach słowa padają świadomie oszczędnie. Bo „mówi się” często samą obecnością, ciałem, rytmem. Na to zwracano uwagę, przy kręceniu filmu. Szukano pulsu. Nagrywano duble, aż trafiono na rytm, który może poprowadzić opowieść dalej.

Sprawa druga: przestrzeń. Ona mówi głośno i jednoznacznie. Luksusowe mieszkanie Vladimira – puste, bezproblemowo dostatnie, z perspektywą. I mała klitka, w której gnieździ się rodzina Sierioży. Przestrzeń opowiada. Trick pierwszej sekwencji: jedno długie ujęcie i seria krótkich, ale ujmujących puste mieszkanie! Przestrzeń przebija się na pierwszy plan, dopuszczając ludzi do głosu dopiero po 9 minutach. Ciekawie odsłania Zwiagnicew swój namysł nad zakończeniem filmu. Miało po prostu zgasnąć światło i (po podłączeniu) licznik prądu miał tykać jak oszalały, nabijając kolejne kilowaty. Tymczasem wygrał pomysł oparty na rytmie, na przemieszczaniu się między klitką a apartamentem. Opowieść zatacza krąg.

Cenne dla mnie było skomentowanie sceny w cerkwi. Nie odczytałam aluzji przed objaśnieniem. Rozważano usunięcie tego fragmentu. Współscenarzysta widział w nim niepotrzebną dygresję do spraw wiary, które dla bohaterów nie są na co dzień zasadnicze. Vladimir jest ateistą, Elena też wygląda na zagubioną w cerkwi – nie wie, przed którym świętym zapalić świeczkę. A jednak scena jest ważna. Podbija problem zła w przebraniu dobra. Wprowadza motyw „dobrych intencji”, czystości, niewytrzymującej później próby. Tym bardziej ma ona sens, gdy zestawić ją z sugerowanym przez Zwiagincewa epizodem z Dostojewskiego. 

(Podaję za reżyserem). W Braciach Karamazow Iwan Fiodorowicz ma sen, w którym rozmawia z diabłem. Diabeł jest zmęczony. 

– Iwanie Fiodorowiczu, gdyby pan wiedział, jaki jestem zmęczony od tych wszystkich kłopotów i trosk. Jestem tak zmęczony tym wszystkim, że mam tylko jedno marzenie, takie malutkie.  Żeby wcielić się w otyłą, siedmiopudową kupcową, która wchodzi do cerkwi, zapala świeczkę i jest święcie przekonana, że wiedzie poczciwe życie.

Bezrefleksyjne „dobro”, z diabłem pod skórą.

Jeśli nawet uznać, że przypisywanie filmowi tematu, o którym opowiada, jest przyklejaniem etykietki, to jednak tu jest ukryty ładunek. Sednem tej opowieści jest refleksja nad dobrem i złem. Albo: uświadomienie sobie, że ta refleksja jest „przeżytkiem”, że coś ją unieważnia, neutralizuje. Coś? – głupota, pazerność, zawiść, życie wśród pozorów?

20 komentarzy do “elena, od kuchni

  1. PawełW

    ” Ślepi rodzice, matki w szczególności (naiwne do granic)”
    Tak. Ślepi. Bo miłość rodzicielska bywa ślepa. Zresztą jak każda miłość. Rodzic widząc klęskę swojego Dziecka bierze winę na siebie. No chyba, że jest cyniczny.
    „Opiekuńczość ogłosić ósmym grzechem głównym i wystrzegać się, bo do zatracenia prowadzi”
    Czyli co ? Korczak, Matka Teresa…. Zgrzeszyli opiekuńczością? Świat tak jest urządzony, że jedni daj a inni biorą. Bo nie potrafią ani dawać ani radzić sobie ze sobą.
    ” I tym pytaniem zamknę opowieść: czy Vladimir pomoże nienażartym dzieciom Eleny, czy też nie? Jeśli jesteś człowiekiem, który jeszcze filmu nie widział – proszę, zgadnij.”
    Nie widziałem więc zaryzykuję odpowiedź: pomoże. Inaczej zacząłbym wątpić w ludzi.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Ojoj, łatwo nastąpić na rafę pojęciową. Macierzyństwo, ojcostwo, poświęcenie, ofiarowanie, opiekuńczość… to są słowa naznaczone dużą nadwyżką pozytywnych konotacji. Są pozytywne, ale jest w tym uproszczeniu właśnie owa „nadwyżka”. A ponieważ Zwiagincew naprawdę nieźle rzecz poprowadził, więc doświadczamy zwątpienia w pewne oczywistości.
      Ja przesadzam, gdy mówię o ósmym grzechu głównym, bo opiekuńczość sama w sobie grzechem nie jest. Ale może być, gdy jest ślepa i głupia. I powiem Ci, że nawet kiedy jest ślepa, to jestem jakoś sercem po jej stronie, ale głupota i zło, które wyrządza, przerażają mnie nie na żarty.
      Tu w ogóle nie chodzi o to, by pomóc dziecku, które (realnie!) potrzebuje pomocy. Raczej o to, ile należy dać (i za jaką cenę), by nasycić jego żądanie opieki. Czyje pieniądze powinny pójść na to, by śmierdzący leń, cham i łobuz (wiem, że to o czyimś dziecku, ale każdy człowiek jest dzieckiem…) miał ułatwiony start życiowy i niezgodnie z prawem dostał to, co mu się nie należy?
      Poruszyłeś wiele różnych kwestii. Na przykład to, że rodzic jest odpowiedzialny za błędy życiowe dzieci. Punkt wyjścia byłby dla mnie identyczny. I chyba nie kwestionuję tego, że matka (ojciec) czuje się odpowiedzialna (to mnie ujmuje w bohaterce). Czucie jedno, ale odpowiedzialność za siebie samego, bez względu na to, ile błędów zrobili przy nas nasi rodzice, to drugie. Ta podwójna perspektywa widzenia świetnie u Zwiagincewa wybrzmiewa. Patrzysz jako rodzic, który chce z miłości dać, poświęcić, wziąć na siebie całą winę. A czy z perspektywy syna też obstawałbyś przy tym, że winę i ofiarę ma ponosić tata i mama? Gdzie są granice? Albo lepiej: czy są jakieś wartości, których nie powinno się łamać, gdy poświęcamy się dla dobra najbliższych. Dobra czy „dobra”?

      Ta niejednoznaczność ofiar i tzw. dobrego serca jest naprawdę ciekawa. Nie chcę odsłaniać więcej, skoro może obejrzysz. Polecam.
      I nie tylko o samą historię tu chodzi. Bo mnie przeraził ten film, ale wcale nie potępiam nikogo jednoznacznie. Elena mnie bardzo intryguje

  2. janek

    Nie widziałem, więc zgaduję: Vladimir nie będzie chciał pomóc, ale Elena zrobi wszystko, by to uczynił.
    Opiekuńczość jako ósmy grzech główny – taka „drobna” zmiana katechizmu nawet mi się podoba. Zwłaszcza nadopiekuńczość, którą chętnie zamieniłbym np. z nieumiarkowaniem … :). Skutki tej „cnoty” mogłem obserwować niejednokrotnie na żywo.
    Film na pewno obejrzę, bo Zwiagincew to moja bajka. Pewnie wtedy coś jeszcze dodam. Chyba że już będzie „po ptokach”.
    Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Janek, nigdy nie jest „po ptokach”. ;) Obaj z Pawłem jesteście przed seansem, typujecie odmienne opcje. Inaczej definiujecie ten prawidłowy przebieg wydarzeń. Może być i tak (dość prawdopodobne), że najistotniejsze będzie pomiędzy wierszami (gdzieś w jakimś kadrze wcale nierozstrzygającym). Bo choć film otwiera oczy na przewrotność dobra, to nie daje spokoju: z dwu skrajnych postaw żadna nie jest jednoznaczna, to pęknięcie jest też w bohaterach. Tego właśnie byłabym ciekawa (co pomyślisz), czy Vladimir jest swych racji tak do końca pewien, a przede wszystkim: czy Elena będzie umiała utrzymać pewność swojej racji.

      Z opiekuńczością niełatwa sprawa. Trzeba jej doświadczyć, by być do niej zdolnym. I gdy się ją później oddaje, to zazwyczaj nie ma mowy o mierzeniu i ważeniu. Daje się pełną garścią, więc często z nadmiarem. I wcale nie wzywam do zimnej kalkulacji. Ale nie zaprzeczę, że nadmiar jest toksyczny.

      W kinach upolować coraz trudniej, bo premiera miała miejsce w marcu. Ja sięgnęłam po dvd. Ale Zwiagincew nie jest dla mnie reżyserem telewizyjnym. Lepiej się ogląda w kinie (choćby ze względu na niespieszność narracji).
      Pozdrawiam. :)

  3. marchew

    Tamaryszku, nic a nic nie przesadzasz, mówiąc o nowych grzechach głównych. Błogosławieni, którzy film widzieli … ; ) Wedle mnie również Zwiagincew nie broni Macierzyństwa jako pasma szlachetnych poświęceń. Plakat filmowy wykorzystuje motyw Madonny w sposób diabelsko ironiczny! „Elena” nie jest obroną stanowiska: „świętości nie szargać, bo trza, by świete były”. Wręcz przeciwnie. To apokryf o „miłości macierzyńskiej” – nieortodoksyjny.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Nieortodoksyjny. Tak. może stąd ta pokusa, by samozwańczo grzechy kategoryzować, choć raczej zdaję sobie sprawę, że tych 10 przykazań i 7 grzechów głównych zostało całkiem nieźle przemyślanych przede mną.
      Ciekawych kwestii uruchamia film na pęczki. Dwie chociażby.
      Czy coś by się zmieniło, gdyby niesympatyczny syn był sympatyczny i dowcipny, a wnuczek miał tych kilka kropli oleju w głowie? Czy posunięcie Eleny byłoby odrobinkę bardziej przekonujące? No, na pewno bardziej zrozumiałe, ale czy bardziej dopuszczalne? Teoretycznie nie powinno tak być, a jednak – ?
      I sprawa córki Vladimira: świetna postać. Irytująca, niejednoznaczna. Wiele się zmienia w zależności od punktu widzenia. Inne tropy są dostępne, gdy wchodzimy w skórę Eleny, a inne gdy mamy do dyspozycji kilka scen zagranych poza jej świadomością. Taka diablica z zasadami. ;)

  4. katasia_k

    Tamaryszku, bardzo się cieszę, że udało Ci się zobaczyć ten film. Przyznam, że z trudem przychodzi mi nieprzyklejanie mu etykietek. Jak nie odczytać w nim krytyki społecznej Rosji – jak napisał Le Monde – bez Boga i Putina? Kraju, w którym oprócz pieniędzy (dźwięczące wielokrotnie w ustach wszystkich bohaterów słowo „diengi”) nie wierzy się w nic?
    I jeszcze – ja nie wierzę w miłość Eleny i Vladimira. U niego widzę czysto fizyczne zainteresowanie młodszą kobietą, u niej – potrzebę stabilizacji finansowej dla siebie i niezaradnej rodziny. Po obu stronach – związek istniejący dzięki sile przyzwyczajenia. Ty naprawdę dostrzegasz coś więcej?

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Katasiu,
      nie wiem, jak mam się teraz wytłumaczyć z naiwnej wiary w miłość Eleny i Vladimira. Bo już nie wierzę.;)
      Bo ja miałam (mylne) przeczucie, że racja będzie po stronie Eleny. Jedzie kobieta z całą rentą/emeryturą do syna – myślę: niemądrze, ale widać, że serce ma miękkie. Zakładałam mieszankę dobrych chęci i nieporadności; to jeszcze nie uczucie, ale już przywiązanie. Dorzucić kilka drewienek i mamy ciepło. Może nie ogień, ale podmuch ciepełka też jest coś wart.
      Namiętności między nimi nie było… I ten telewizor! Każdy oglądał na potęgę, inne programy… To był zły omen. Ale przy szacunku jeszcze bym chciała obstawać. Vladimir jest „po rosyjsku” władczy, ale raczej patriarchalnie niż despotycznie.

      Masz rację, że diagnoza współczesnej Rosji pierwszorzędna. Zwiagincewowi chodziło (w tym wywiadzie) chyba o to, że nie interesował go film z przejrzystą fabułą, zmierzający od jednego zwrotu akcji po kolejny. To było raczej podążanie za intuicją, za rytmem odnalezionym w geście czy spojrzeniu. Coś się dzieje, bo jakaś siła ku czemuś dąży. Wcale nie jest to zamysł reżyserski, czasami impulsem jest po prostu sposób reakcji aktora.

  5. janek

    Obejrzałem film. I Mogę napisać, co pomyślałem. Czy Elena „potrafi utrzymać pewność swoich racji”? Sądzę, że tak. Dla niej liczy się przede wszystkim dobro rodziny syna. A że po trupach? Zabójstwo męża usprawiedliwi jego niewrażliwością na biedę innych. Tym bardziej, że chodzi o jej najbliższych. Dla mnie jest to postawa całkowicie nie do przyjęcia. I nic jej nie tłumaczy: ani miłość rodzicielska, ani fałszywie postrzegana niesprawiedliwość społeczna. Bo film ma jakby dwie warstwy: w jednej reżyser pokazuje stan i skutki chorego systemu społeczno-politycznego, nie tylko Rosji ale myślę całego obszaru tzw. domoludów, gdzie ci tzw biedni, a w gruncie rzeczy nie radzący sobie z nową rzeczywistością oskarżają bogatych o to, że są bogaci; w drugiej widzimy, co może być owocem miłości rodzicielskiej nie do końca dobrze pojmowanej. Syn Eleny to egoista, leń i całkowita ciamajda. Czy nie ma racji w takim razie Vladimir, że nie chce pomóc takiemu trutniowi? Nawet jeżeli jest to syn jego żony! W ogóle Vladimir ze swoją córką tworzą układ jednak dużo zdrowszy i na wyższym poziomie emocji. Scena w szpitalu jest bardzo wymowna i pokazuje, że więź między nimi nie została zerwana. O więzi między Eleną i Sieriożą nic mi nie wiadomo. Bo naprzeciwko Eleny nie stoi syn tylko darmozjad.
    Jeśli chodzi o związek Elena i Vladimira to nie zgodzę się, ze nie ma tu żadnych uczuć, a tylko wyrachowanie; choć do wielkiej miłości daleko. Pokazana rutyna mierzi, ale nie jest znów tak odległa od rzeczywistości, którą moglibyśmy zastać w wielu domach osób w tym wieku. Sądzę jednak, że reżyser, również poprzez tytuł, kładzie nacisk na analizę postawy Eleny, jej źródeł, motywów. Ale tematów jest rzeczywiście sporo i można by dużo pisać. Ciekawy film, warty obejrzenia. Choć nie powalający :).

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Janku, dziękuję za Twoje wrażenia.:) Nie wrażenia właściwie, lecz analizę. Oboje z Katasią zwracacie uwagę na temat społeczny, o którym ja tylko napomknęłam. Rzeczywiście, kluczowy. Trafnie ująłeś tę roszczeniowość, oskarżycielski ton i totalną inercję działań. Niezaradność uświęconą.
      Ja sobie myślę, że Elena będzie wiecznie wskrzeszać to, co zrobiła. Myślę o tej scenie, gdy gaśnie światło (znaczące!) i ją paraliżuje przestrach. To tak będzie. Ale jest to wersja optymistyczna. Jeśli dorobi sobie inne wytłumaczenie, takie samousprawiedliwiające, to doda goryczy całej opowieści.

      Można by się upierać, że relacja Eleny z synem jest trochę nadto groteskowa. Pewnie, że gdyby postawie syna odebrać tę negatywną poświatę, to mogłoby być wieloznaczniej. No ale nie trzeba. Taka historia też jest możliwa. Aż dreszcz przechodzi, gdy rodzinka wprowadza się do domu Vladimira.

      Aha, jesteś za rutyną, nie wyrachowaniem. Ja chyba też.
      Niepowalający,ale taki Zwiagincewowaty, prawda?
      Pozdrawiam!

  6. janek

    Napisałaś: Aż dreszcz przechodzi, gdy rodzinka wprowadza się do domu Vladimira. I coś mi się przypomniało. Na początku filmu jest długi kadr z widokiem na okna domu Vladimira. Wydaje się, że pustego, martwego. Przed oknami rośnie drzewo, a na nim siedzi ptak; potem dołącza jeszcze jeden. Kiedy film się kończy, znowu mamy ten sam kadr. Tym razem widzimy światło w oknach. Jest życie. Ale ptaków nie ma… Może niecelowe, może żaden symbol. A może to diabły były?, a może anioły? Tak czy owak, dla mnie jest to bardzo wymowne …

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Czarny ptak, wrona czy kawka (!), są nieprzypadkowo. Zwiagincew na ten temat obszernie peroruje. Podobno ptaszysko wyjątkowo rozumne było i dobrze się ustawiało w kadrze.;) idziesz dobrym śladem, to znaczy chwytasz zamierzone znaki. Bo nie wiem, czy dostęp miałeś do tego nośnika co ja, gdzie wywiad z reżyserem. Też polecam. Zwiagincew mówi tam i o tym, że drzewo było atrapą, podstawione. A jako żywe się zdaje.
      Czarne ptaki jako zło, silna sugestia. Pasuje, choć wydaje się, że w tak oszczędnym i realistycznym filmie symbole są niezamierzone.
      Anioły odpadają. :)

  7. janek

    Nie mam dostępu do kuchni… telewizyjnie tylko. A to drzewo podstawił! Dlatego tak długo kadrował (żeby się koszta zwróciły :)).
    Dopowiem, ze mi najbardziej się podobała scena rozmowy ojca z córką w szpitalu. Majstersztyk!
    Bo przecież nigdy nie jest za późno na pojednanie. Ciekawe, ze Elena tak nisko ją ocenia. Można założyć, że to ona szybciej podałaby jej szklankę wody niż jej rodzony syn…

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Tak, córka Vladimira to niezłe ziółko, ale nie beton. Szpitalna scena dobrze pomyślana. I zagrana naprawdę wiarygodnie, teraz jestem jeszcze bardziej przekonana, gdy o niej wspomniałeś. Ale – i to ciekawe – Elena nie bardzo może inaczej postrzegać tę dziewczynę, bo sama jest poza tą relacją, do niej nie dociera ta miękka część, odbiera wyłącznie cynizm. Fajnie pokazane, że oceniamy, mając różne przesłanki. Osąd idealny nie istnieje.

      Ciekawe też, czy obejrzenie Eleny działa refleksogennie na człowieka, gdy sięga po piwko z lodówki. Żaden grzech, ale tak głupawo się nakłada, włącza się cały pakiet.:)

  8. janek

    Działa, działa, a nabiera jeszcze głębszej refleksji po wypiciu kilku łyków tegoż piwa. Że trzymanie piwa w lodówce to nie grzech, tym bardziej grzech główny, to ja się cieszę. A ewentualną odpowiedzialność za skutki zawsze należy zwalać na tego kto butelki włożył do lodówki.
    Reasumują już (prawie) na poważnie kolejny raz użyję słów Twoich: osąd idealny nie istnieje! Bo gdyby istniał byłoby to gorsze chyba niż całe piwo świata – wypite lub tylko wyprodukowane. (A ja se idę po mineralną do Tesco) :).

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      (a ja do Piotra i Pawła po pifffko).;)
      ps.
      Wordpress zaklasyfikował Twój komentarz jako spam, dopiero co Cię stamtąd wyciągnęłam. Wyobrażasz sobie? Co ten WordPress wyprawia?! Dobrze, że w przedbiegach Cię nie zniszczył. :)

  9. janek

    :)) No dzięki ren za czujność, a ja w głowę zachodziłem co się dzieje? Czy moją nadaktywność nie stopujesz. Wyrażony nadmiar piwa musiał wordpressowi nie spasować. To wypijmy jego zdrufffko! :)

    Odpowiedz
  10. czara

    Dużo czytałam o tym filmie, choć i moim łowom umknął. Ale dopiero tutaj. Cieszę się, że jest już DVD, biegnę szukać. I cieszę się, że zwracasz uwagę na inne aspekty niż pozostali recenzenci, bo tym bardziej intensywne będą moje poszukiwania.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Czaro, zakładam, że pominęłaś komentarze, bo tu odsłona za odsłoną. A że w Elenie dzieje się niewiele i niespiesznie, więc mogłabyś co najwyżej przyjrzeć się pauzom w akcji. Zresztą: w nich jest sedno. Ja wciąż nie widziałam Wygnania. W odróżnieniu od dwóch pozostałych tytułów Zwiagincewa – Powrót i Elena – oceny zebrało różne. Gdy obejrzysz, to oczywiście podziel się wrażeniami. U siebie (wciąż myślę: na pomarańczach) lub tu.

      Może dołączysz do Jankowego toastu (ja wychyliłam, wzniosłam, wypiłam)?

  11. Pingback: lewiatan | tamaryszkowe pre-teksty

Dodaj odpowiedź do czara Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.