drogówka

Drogówka, reż. Wojtek Smarzowski, Polska 2013

Przed seansem obejrzałam na TVP Kultura Tygodnik Kulturalny. W programie spotkanie krytyków z Arkadiuszem Jakubikiem (policjantem-erotomanem z Drogówki) i rozmowa o filmie. Zdania zróżnicowane, ale wszyscy śpiewają ten sam refren: jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat, koniecznie trzeba zobaczyć, ale: nie jest to najlepszy film Smarzowskiego. Pomyślałam: no masz ci los! Schizofrenia polskiej krytyki. Podoba im się, nie mogą jednak obyć się bez „ale”. Wolą pogrymasić (nie wiadomo konkretnie na co), bo aprobata nie brzmi tak inteligentnie. 

Dlatego (i nie tylko dlatego) wybrałam się do kina, obejrzałam i mam własne zdanie. I co myślę o Drogówce? Otóż, że to dobry film, trzeba zobaczyć, choć nie jest moim ulubionym tytułem Smarzowskiego.  ;)  Ale skupię się na tym, co jest mocne.

DrogówkaSiódemka. Spotkałam się z takim chwytem rekomendującym, że oto siedmioro policjantów, siedem dni, siedem grzechów głównych… Możliwe, że akcja trwa tydzień. Grzechów głównych popełnia się tu tyle, ile się da (a że cała lista składa się z siedmiu – więc może być siedem, choć nie było czasu zdiagnozować kategorii). Na pewno mamy podgląd na policyjny septet: sześciu mężczyzn, jedna kobieta.

Zanim akcja nabierze zawrotnego tempa (afera kryminalna, której kozłem ofiarnym jest jeden z policjantów, a której sedno rozgrywa się na szczytach – polityki i biznesu), oglądamy rozbudowaną ekspozycję. Codzienne życie drogówki. Kontrole drogowe, wypadki, interwencje policyjne…, łapówki, przekręty, puszczanie wolno nadzianych (alkoholem, pieniędzmi i stosunkami z władzą) przestępców. Pijani kierowcy, skorumpowani policjanci. Im dalej w las, tym więcej drzew. Wewnętrzny portret policji zalany i upaćkany jest brudem: wódką, spermą, błotem, podłością i zdradą.

Co ciekawe: zagęszczenie brudu nie przeszkadza w uznaniu tego obrazu za autentyczny. Rodzi się podejrzenie, że przecież nie może być aż tak. Bo w skali 1:1 trzeba by wprowadzić aneks i przypisy.
W tym rzecz, że kondensacja wsparta jest zabiegami, które przełamują (ewentualne) zastrzeżenia. Po pierwsze: scenki rodzajowe z polskich dróg, echa afer komentowanych przez media, dość powszechne w świadomości Polaków przekonanie, że mandaty nie imają się osób z immunitetem, a każdy szary łamacz przepisów też się nie podda bez próby przekupstwa… Jeśli to ma potwierdzenie w obserwacjach, to reszta korzysta ze zdobytej tym zagraniem wiarygodności. Po drugie: portret policji to ściślej mówiąc autoportret. Obsesja nagrywania: ktoś filmuje na imprezie (dla zabawy), ktoś podczas kontroli (żeby mieć dowód lub „haka”), Petrycki kręci swe podboje erotyczne (mogą posłużyć jako szantaż).

Telefony komórkowe to gadżet-bohater. Można by je umieścić w obsadzie. Będą kluczowe również w rozwiązywaniu afery kryminalnej i wówczas scenki z ekspozycji nabiorą nowego sensu. Drogówkę trzeba oglądać bardzo uważnie! Szczegóły mają znaczenie, widz sam powinien łączyć fakty i kojarzyć powiązania, nie ma rozwiązań łopatologicznych. 

Oczywiście, amatorskie nagrania wkomponowane w obraz filmowy zmieniają jego jakość. To jest argument „po trzecie’ na rzecz wiarygodności. Bardzo szybki montaż, liczne flashbacki, zdjęcia czarno-białe, brudne, celowo amatorskie. Widz oczekujący komfortowej wizualizacji jest znokautowany. Komfortu nie ma, ale ryzyko się opłaciło. Opowieść trzyma w napięciu i zostawi nas w momencie, w którym trzymamy w ręku tropy o nieznanym ciągu dalszym. Co zrobi Gołąb (Dziędziel)? Czy grany przez Maćka Stuhra policyjny dygnitarz ma moc zamiecenia wszystkiego pod dywan? A długopis-kamera, zagra swą rolę do końca, czy wylądował wśród śmieci? 

Afera. Właściwa akcja Drogówki. Tu nie wolno mi odsłaniać zbyt wielu kart. Wiadomo, że na plan pierwszy wysuwa się Ryszard Król (wyeksponowany na filmowym plakacie), to on „wygrał konkurs na kozła ofiarnego” i dotarcie do prawdy jest jego „być albo nie być”. Brudny Harry ma więc szlachetną misję, bo broniąc siebie, demaskuje (przynajmniej w oczach widza) skorumpowane szczyty. I tu dzieje się coś fenomenalnego. Policyjne łapserdaki, męty, pijaki i rasistowskie prostaki stają się ludźmi, którym można współczuć. Nadal są mali, ale małość w zestawieniu z czymś podlejszym jakoś ich uczłowiecza. Trudno mi sobie wyobrazić, by widz nie stanął po stronie Króla. Każdy wcześniejszy grzech i to, że łamie prawo, walcząc o siebie (i prawdę), dodaje mu determinacji i ostrości.

Kluczowym walorem są dialogi. Mogłabym powiedzieć szerzej, że Drogówka ma świetny scenariusz z linią główną i z licznymi scenami, które tworzą zamknięte epizody (perełki). Kto podsuwał słowa aktorom, ten tekściarz czystej wody. Cytować trudno, bo nie da się spamiętać zbyt wiele po jednym seansie. Poza tym potrzebny byłby kontekst (i wyrozumiałość dla wulgaryzmów, które na tamaryszkowym poletku mają lichy grunt).  Lecz kilka ripost pozwolę sobie przytoczyć.

Rozmowa policjantów: ” – Częste picie skraca życie. Ile masz lat? – Trzydzieści sześć. – No widzisz, jakbyś nie pił, miałbyś siedemdziesiąt cztery”. (!)
Niemal wszystkie dialogi w barze, pamiętam jedną puentę: „Jebłem, to jebłem. Nie drąż”. A na przesłuchaniu po nocnej burdzie w burdelu, z której niejeden wyszedł z ubytkiem na ciele (na duchu może też) pojawia się piękny eufemizm: „Sytuacja była dynamiczna”.
No i większość scen na drodze, gdy kierowca albo się przymila albo atakuje z furią, a najczęściej sięga jednocześnie do kieszeni. „Dwie stówki dam”.
Każdy daje, ile może. Kierowca malucha (Henryk Gołębiewski) zaniża łapówkę, ale jest gotowy do transakcji: „Mam 40 złotych”. Król grzecznie go poucza, zmierzając do kary, kierowca swoje: „Mam 40 złotych”. I nagle go olśniewa, że ma w aucie pasażera: „Ale Zgredka ma jeszcze z dychę”.
Drogówka zatrzymuje gościa, który przejechał na czerwonym świetle: „Panie, jakie czerwone! To był głęboki pomarańcz”. 

Świetni aktorzy! Siódemka: Król (Bartek Topa), Hawryluk (Robert Wabich), Banaś (Eryk Lubos), Madecka (Julia Kijowska), Petrycki (Arkadiusz Jakubik), Lisowski (Marcin Dorociński), Trybus (Jacek Braciak).

Król (Bartek Topa)Hawryluk (Robert Wabich)Banaś (Eryk Lubos)Madecka (Julia Kijowska)Petrycki (Arkadiusz Jakubik)
Lisowski (Marcin Dorociński)
Trybus (Jacek Braciak)

30 komentarzy do “drogówka

  1. szwedzkiereminiscencje

    chcialabym wierzyc, ze w PL robi sie smieszne filmy – ale zacytowane przez ciebie dialogi mnie, niestety, nie smiesza. czyzby mi zeszwedzialo poczucie humoru? albo polskie sie tak zmienilo? czytalam pare recenzji i wszystkie sa na „tak”. a mnie estetyka – to znaczy jej brak – smarzowskiego zupelnie odrzucaja. i jeszcze piszesz o wulgaryzmach – brrr!

    nadal nie rozumiem CO tam j takiego, ze warto zobaczyc?

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      ;) Nie, to nie jest zabawny film. Ani psychologicznie wyważony. Nie polecam na poprawę nastroju, na odprężenie, na czemukolwiek służącą terapię.
      Smarzowski to Smarzowski. Można omijać, gdy się nie lubi. Ja nie miałam wątpliwości, że chcę obejrzeć.
      Można by dyskutować, czy zakończenie filmu pozostawia nadzieję, czy raczej umacnia nas w poczuciu, że tego „bajzlu” nie da się posprzątać.
      Diagnoza współczesności mocna – przejaskrawiona, ale w ten specyficzny sposób (starałam się to ująć w notce), że nie sposób zanegować jej istoty.

      Ogląda się trudniej niż wcześniejsze filmy. Choćby ze względu na wstawki z nagrań komórką. Ale żeby mówić, że to jest „brak estetyki”? – no nie! To są zabiegi świadome i funkcjonalne.
      My, po seansie, rozmawialiśmy przede wszystkim o tym, czy wszystko dobrze zrozumieliśmy. Oglądałam z uwagą, ale dopiero koniec pozwala zazębić się różnym elementom układanki. I scenariusz, uważam, jest bardzo ok.

      Co do wulgaryzmów… M, hmmm… w tym świecie są na miejscu. Pozostaje tylko zamknąć oczy na taką rzeczywistość i dbać o swój komfort psychiczny. Ja jedno oko przymykam (i zaginam jedno ucho) a drugie oko (ucho) stawiam na baczność. :)

  2. czara

    Czyli brudno ale ciekawie? Zastanawiam się, kiedy uda mi się obejrzeć ten film, na razie trawię jeszcze Różę. Smarzowskiego bardzo cenię, choć może z większą ilością zastrzeżeń niż u Ciebie (zresztą nie dopatrzyłam się ich tu;) i wydaje mi się, że jego głos jest bardzo ważny w dzisiejszym kinie, choć skrajny i wpisuje się, w naszą bipolarność.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      OK, piękna prowokacja :) Nie napisałam o zastrzeżeniach. I zaznaczyłam ironicznie, że jestem równie niekonkretna w zgłaszaniu swego „ale” jak polska krytyka. Zachowując, oczywiście, stosowną miarę (bo w „Tygodniku kulturalnym” zasiadają same tuzy). Być może mam przeczucie, że moje zastrzeżenia są subiektywne, dotyczą bardziej gustu niż cech samego filmu.
      Drogówka nie była dla mnie tak ważna jak Róża, tak zaskakująca jak Wesele czy Dom zły. Może chodzi o to, że idąc do kina, przeczuwałam, co mnie czeka. W świecie Smarzowskiego jeśli może zdarzyć się zdrada, małość, czyjaś krzywda, to się zdarzy. Jakby prawo Murphy`ego było klątwą.

      Gdy sztuka podsuwa nam taką wizję świata, w której zbyt łatwo o happy end, to szczekamy, że to bujda, kicz i nowa wersja Coelho. A gdy oferuje nam wizję pozbawioną światła, to niezbyt mądrze brzmi szyderstwo. Bo a nuż widelec jest tak rzeczywiście? A mojej prywatnej nadziei i wiary nie zamierzam lokować na sztandarze i wymachiwać nimi w formie protestu. Więc przełykam spodziewaną gorycz. Nie dyskutuję z przesłaniem a zajmuję się zgrabną konstrukcją scenariusza.
      Ale! To niekoniecznie oznacza rejteradę. Oglądam film Smarzowskiego, czyli poznaję jego obraz świata. A on ma prawo być taki, jak chce twórca. Moja rzecz to przyjąć zaproszenie, docenić, uznać autentyczność – albo nie. Ja przyjmuję, doceniam, uznaję.
      Zastrzeżenia są (nie)stety w stylu tamaryszkowym. ;)

    2. czara

      Czyli oglądam, doceniam, ale nie to nie mój świat? Moje „zastrzeżenia” obudziły się przy filmie, który paradoksalnie najwięcej dla mnie znaczył (może dlatego), miałam wrażenie, że sposób pokazywania przemocy w pewnym momencie przechyla się niebezpiecznie w stronę karykatury czy stylu gier komputerowych. Taki uszczerbek z wiarygodności, który na moment wypchnął mnie z uniwersum reżysera…
      Zastanawiam się tylko, nic prawie nie wiedząc o tym filmie, oprócz Twojego tekstu, czy to nie jest taki Dom zły 2?

    3. tamaryszek Autor wpisu

      Czaro, chciałam odpowiedzieć, że nie, to jest zupełnie inny film. Mimo rozpoznawalnej ręki reżysera i łączącego te tytuły motywu śledztwa, któremu ktoś ukręca łeb. I właśnie nie jeden Ktoś, ale liczne Ktosie. Że jednak Drogówka inna. Bo ja nie miałam wrażenia autoplagiatu. Jednak odpowiem inaczej: tak, to kolejny Dom zły, bo Smarzowski jest tak spójny w tym, co robi, że kręci cały czas jeden film.;)

  3. szwedzkiereminiscencje

    renée, kiedy dla mnie to wlasnie estetyka – a dokladniej: jej brak! ogladalam tylko „dom zly” i – jak dla mnie – byla to b slaba znakomitego filmu „fargo”. niesmieszne (fargo bylo!), plastycznie ohydne, psychologicznie malo wiarygodne. polecila mi film blogozoanka, lecz ledwo do konca wytrwalam, odwracajac wzrok od ekranu co po chwile

    jakos w ogóle nie lubie filmów o policji – pamietam jeszcze MO i ZOMO, wiec nie mam najlepszych konotacji

    przeczytalam wnikliwie twoje spostrzezenia, zeby zrozumiec DLACZEGO taki film sie podoba – no i dalej nie wiem…

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Może Smarzowski nie dla Ciebie. Masz opór, nie oglądaj. Dlaczego chodzę na takie filmy? Pierwsze: bo Smarzowski kręci filmy, w których o coś chodzi (najczęściej o jakiegoś rodzaju zło, siedzące w człowieku głębiej i czepliwiej niżby się chciało przyznać). Więc idę obejrzeć, co to jest, jak się przejawia, jak koresponduje z polskim tu i teraz. Drugie: Smarzowski (nawet gdyby zostawić na boku temat) kręci filmy, którym nie sposób odmówić warsztatu. Reżyserię i scenariusz ma w swoich rękach, wie, co robi. W obsadzie świetni aktorzy.
      Tu zgoda: nawet Dorociński ma mniej uroku niż zazwyczaj. A Braciak, Lubos, Dyblik, Kiersznowski, Grabowski… w tym oświetleniu to naprawdę nie są do schrupania. W ogóle nie są apetyczni. ;)

  4. janek

    A ja tak a propos powyższej dyskusji: wzrusza mnie, Tamaryszku, gdy tłumaczysz się, dlaczego poszłaś do kina ;). Odbiór sztuki przecież zawsze był i będzie subiektywny, zależny od wrażliwości i czułości zmysłów …
    Szw_re, mam wrazenie, że patrzysz na twórczość Smarzowskiego przez pryzmat chyba jego najsłabszego (choć mocno nagradzanego) filmu. Ale porównanie Domu złego z Fargo (za Onetem.pl? http://domzly.pl) nie jest raczej trafione. O rozliczaniu z komuną u braci Coen chyba nie było mowy? ;) choć zbieżne jest oparcie fabuły i tu i tu na wątkach autentycznych (Smarzowski: „to ja urodziłem się w tytułowym domie złym”). „Dom zły” miał być nieśmieszny, brudny i zły. I taki był. Choć ja wyzej cenię „Wesele”, a zwłaszcza „Różę”. „Drogówki” jeszcze nie widziałem, jednak zachęcać mnie nie trzeba – marka reżysera wystarczy.

    Odpowiedz
    1. szwedzkiereminiscencje

      alez janku, nie badz jak ta klasyczna tesciowa! ja zapytalam, renée odpowiedziala. swiat j cudowny wlasnie dzieki swojej róznorodnosci – nie musi sie nam to samo podobac, ale fajnie j wysluchac ludzkich fascynacji

      nie czytam recenzji onetu – mam w ogóle slaby kontakt z polskim kinem na skutek zamieszkania za morzem. skojarzenie z fargo bylo natychmiastowe – cieszy mnie, ze nie tylko moje ;-)

      a jak czytam o „rozliczaniu z komuna” to mi zimne ciarki przebiegaja po grzbiecie – stzrezcie sie nie tylko id marcowych, ale rozlicznych rozliczycieli

  5. janek

    :))chwilowo miałem ochotę wystąpić w roli teściowej; opłaciło się, gdyż czytam: „ale fajnie j wysluchac ludzkich fascynacji”.
    Ja nie miałem skojarzen z Fargo, pewnie z racji tubylczej egzystencji. Smarzowski się nie przyznał, może jednak czerpał?;)
    Pomimo nierzadkich ciarek na grzbiecie z Polski może mnie wygnać tylko… ta kiepska pogoda :).
    Pozdrawiam Szwecję!

    Odpowiedz
  6. tamaryszek Autor wpisu

    O! Skoro rozdzielamy role, to może ja się załapię na zięcia? I również pozdrawiam! Całą Rodzinkę, Wszystkich Krewnych i Znajomych Królika. :)
    Co do meritum: Smarzowski ma swoich widzów. Jak na kino „brudne”, jest to spora rzesza. Aż dziw jak bardzo spora. Ale przekonywać może tylko obraz. „Róża” zdecydowanie jest moim numerem jeden. Bo to jedyny jego film, w którym bohaterowie są otwarci na nadzieję. Niespełnioną, niemożliwą, trudną, ale taką, która daje przestrzeń do (wewnętrznego) życia.
    A propos „marki” nazwiska: w „Drogówce” pojawia się „pies marki Wilczur”, jak ze starych dowcipów. ;)

    Odpowiedz
    1. szwedzkiereminiscencje

      witaj, zieciu, na lonie rodziny ;-)

      czyli wychodzi – jak zwykle – na to, ze jeden lubi pomidorowa, a drugi schabowego. ja tam, po nedznikach, lubie ostatnio eddiego redmayna!

  7. ZygmuntMolikEWA

    tamaryszku, dobrnęłam. Niełatwo było, bo i lista korespondencyjna rozrosła się imponująco.
    Ja jak zwykle, jako blondynka, co to postrzega świat cudnym, ale i jego fuj, fuj, widzi (niestety) kątem oczka. Szczególnie od kiedy kupiła sobie ‚genialne’ serum na „pod i nad”. Owe oczko oczywiście!
    Lubię jak są momenty, lubię gdy słowo jest zgrabne; uczyłam się na barejach różnych.
    Jedno jest pewne, co by o naszych ‚służbach mundurowych’ nie wyciągnąć na wierzch, i tak będzie mało. Nawet akcja „zupa była za słona”, ma tam właśnie – najspektakularniejsze pole do popisu. W ‚drogówkach’, są po prostu cud-chłopaki, ledwie radzą sobie sami z sobą; sie wie, od lat niepamiętnych. Aż dziw, że nikt tego dotychczas nie ruszył.
    Szkoda tylko, że obraz się tam tak strasznie ‚giba’, jako zabieg artystyczny. Tak więc jestem za, a nawet przeciw, jak nasz szeroko znany – klasyk.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Na to wygląda: albo post albo komentarze. Jeśli Taki Zawodnik (jak TY) wymięka, to szary użytkownik Netu nie ma szans. A długość nie przekracza standardu. Tylko tekst mało poprzedzielany obrazkami.
      Między nami, Blondynkami, ustalmy coś w sprawie zasadniczej. Oko się otwiera, ale jak bardzo? Jaką sprężystość ma kremik? Tak mi, wiesz, lekko uświadamiasz, że bardzo zaniedbaną kobietą jestem: w ogóle nie namaszczam powieki górnej! Ze strachu, że mogłabym kotary ocznej nie unieść.
      Czy gibanie przesądza ostatecznie na nie? Bo to się tylko tak wydaje, że my drogówkę znamy na wylot. Są tajemnice, można się bawić w szyfranta. Było nie było – polecam!

  8. ZygmuntMolikEWA

    si, oui, kumam. Co do oka… mój przedział ‚zastosowalności specyfiku’ różni się (oczywiście) znacznie! Są jednak sposoby i na górną, sérieusement. Się popisuję, bo wiadomo, co francuskie na oko, najlepsze. Gibanie jest spoko… po zastosowaniu specyfiku.
    Przypatrzę się zatem drogówce. Po kolejnej aplikacji, mam nadzieję mylić się sromotnie…Biorę!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Ale będzie Ci smutno jak obejrzysz. Zgłaszam, żeby nie brać na siebie winy za jakąś zmarszczkę na czole. Od tego filmu robią się pionowe. ;)

  9. la-di-da

    Twoje zdanie z jednego z powyższych komentarzy – Smarzowski to Smarzowski – trafia w sedno. Gniecie, drąży trzewia, uwiera. Dobrze, że jest. A „Drogówka” jeszcze przede mną.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      La-di-da, gdybym wiedziała! Trzeba było postawić na sedno. A ja tu z takim arsenałem słów…;)
      Myślę, że Drogówka moje trzewia zostawiła w spokoju. Nie szarpie tak, jak Róża. Po prostu ma się po wyjściu wrażenie, że wszystko się lepi, że jest mocno brudno. Trudno życzyć miłego seansu – uważnego życzę. :)

  10. Ojtam

    Syf, dno i wodorosty. Nie film, tylko ta nasza rzeczywistość. Tak wynika z filmu i … dużo/mało/wiele/tyci prawdy w tym jest. W zależności od tego, jak widzimy szklankę: do połowy wypełnioną, czy do połowy pustą. Ja wybieram tę drugą wersję. I tak sobie myślę, że dla kogoś, kto nie zderza się na co dzień z polskimi problemami, to ten film będzie… hm… no właśnie, może nawet niestrawny? A może tylko uśmiechnie się taki ktoś i powie, że to niemożliwe, żeby było aż tak. Filmy, muzykę, książki dzielę na takie, które chciałbym mieć w domu pod ręką, żeby móc je obejrzeć, posłuchać i przeczytać ponownie i na takie, których nie chcę mieć. Ten film należy do kategorii drugiej. Bo tych wodorostów oblepiających człowieka mam wystarczająco wokół siebie na co dzień.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Ojtam, oglądamy tę samą szklankę. Ty widzisz tę pustą część? To na mnie wypada ta pełna. Dobry układ. ;)
      I zgrabnie rzecz ująłeś. Zaraz też zaczęłam się zastanawiać, czy Drogówka jest do jednorazowej konsumpcji, czy jak bigos do odgrzewania. A jeśli odgrzeję, to czy się nie struję? Nie wiem. Fakty są takie, że: 1) Różę widziałam tylko raz, kupiłam dvd, ale nie obejrzałam; 2) Drogówki nie muszę doświadczać po raz drugi (nie ma imperatywu), za bilet nie zapłacę, ale powrót nie jest wykluczony.
      Może głoszę herezję, mnie się jednak wydaje, że można by jak Bareję oglądać. Wiem, wiem, nie ten kaliber, zbyt mało ciepła i rozgrzeszenia, śmieszne inaczej. Coś jednak jest w tych nieporadnych chłopakach z policji: w przepitym głosie Trybusia, w maślanych oczkach Petryckiego, w rasistowskich tekstach Banasia, w groźnej skądinąd tępocie Walczaka etc. (w aneksie są jeszcze kontrolowani kierowcy). Wodorosty też, ale i czarny humor, fanfaronada, potykanie się o własne pięty. Ja bym może mogła do tego wracać. Oczywiście, pod warunkiem, że jest dostęp do kąpieli po seansie. ;)

  11. bezrobotna.pl

    Spisałaś tu w zasadzie wszystko to, do czego sama doszłam po seansie. Nie mam już nic więcej do dodania. Może jedynie tekst, który tuż obok tych wymienionych przez Ciebie, utkwił mi w głowie: „pies marki wilczur” :). Ach ta polska rzeczywistość. Dobry film, ale nie najlepszy w karierze Smarzowkiego – z tym też się zgadzam :)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      To wygląda na jakąś zmowę. Na miejscu Smarzowskiego zaczęłabym węszyć. Wszyscy tylko: dobry, ale nie najlepszy. Ja też. A w gruncie rzeczy cały czas ten sam równy poziom, tylko sympatia oscyluje. Raport policyjny (z psem marki wilczur) jak z peerelowskich dowcipów o milicjantach. :)

  12. lyks

    nie ogladalem filmu dom zly ale po gorzkim przelknieciu i przepraszam za slowo wyzyganiu drogowki moge domniemywac ze film smarzowskiego nie miesci sie na skali rankingu,w ktorym to fargo zasluguje na 9. Ze smarzowskim jest jak z z koterskim, mozna lubic jego filmy albo niemawidziec.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Można chodzić na jego filmy i na nie czekać lub omijać z daleka. W tej alternatywie ja lokuję siebie po lewej (chodzę i czekam). Lubienie to inna planeta. Ale wydaje mi się, że wzbudzanie tak wyraźnej reakcji (o ile nie jest celem samym w sobie) nie świadczy o twórcy źle. Czasem odruch wymiotny wywołuje coś do bólu mdłego, grzeczniutkiego, jakaś przeżuta sieczka. Dlatego Smarzowski (Koterski również) w kinie jest potrzebny. :)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.