A jeśli Bóg jest (Tore Tanzt), reż. Katrin Gebbe, Niemcy 2013
Transatlantyk Poznań Festival 8 – 14.08.2014
***
TRANSATLANTYK
Festiwalowe kategorie, kierunki i specyfika to rzecz trudna na zdrowy rozum do ogarnięcia. Jest „Sundance na Transatlantyku” – zrozumiałe i pożądane. Jest „Panorama”, „Transatlantyk Docs” – jasne. Do „Kina Kulinarnego” przywykłam, bo nagłośnione medialnie i wzbogacone o pozafilmowe atrakcje, robi tu za maskotkę. Wygląda jednak na to, że im więcej sponsorów, tym więcej sekcji. A póki biznes rządzi, póty merytoryczne racje można sobie schować do kieszeni. Takie na przykład Kino Trzeciego Wieku – co łączy Tajemnicę Filomeny i Pół żartem, pół serio? Z czapy kategoria i tyle.
Transatlantykowi partnerzy to m.in.: Piotr i Paweł (Kino kulinarne), Škoda (sprawdzone hity w ramach Mobilnego Kina Škody), Aquanet (Kino Ekologiczne), Nivea (Kino dla Matek) etc. A propos ostatniego: wybrałam się, nieświadomie, młodą matką nie będąc, na Ulicę w Palermo. Film opowiada o tym, jak na cichej sycylijskiej uliczce zawrzało, gdy zaklinowały się nadjeżdżające z naprzeciwka auta. Nikt nie będzie chciał się wycofać, sąsiedzi zrobią zakłady, kto jest twardszy: paniusie z miasta czy stara matka, której zięć pogroził, by karnie broniła swego. Ja bym tej opowieści młodym mamusiom nie zalecała – wszystkie kiedyś będą teściowymi i oby im los oszczędził analogii. W czym rzecz? Wzbogacona o „szamponik” i „balsamik” firmy Nivea, dostałam w pakiecie muzyczny podkład do scen rozgrywających się w milczeniu. Berbecie informowały, że są i nie wszystko im się podoba. Dzieciątka z metryką najdalej kilkumiesięczną. Sporo z nich miało wymieniane pieluchy (trzy stanowiska pod ekranem – mocno obstawione!). Ładnie, pięknie, ale złośliwie dodam: niezdrowo. Senior, mama czy osesek – też człowiek, po co wyodrębniać?
I dla kontrastu wspomnę o patronie, który sobie oddzielnej sekcji na Transatlantyku nie wyznacza, lecz kilka filmów nagłaśnia i poprzedza prelekcją. Wydawnictwo miesięcznika „W drodze” tradycyjnie wytypowało tytuły budzące religijne konotacje czy kontrowersje. Prelekcję wygłaszał dominikanin, redaktor naczelny, o. Roman Bielecki. W tym roku (a śledzę ten cykl corocznie) były to: Gloria, Droga krzyżowa i A jeśli Bóg jest. Przyzwyczaiłam się, że na tych seansach czeka mnie coś drażniącego.
Bardzo taktowne są prelekcje – skoncentrowane na filmie, nie nazbyt „religijne”, nie wyprzedzające zdarzeń. Przywołany przed filmem Katrin Gebbe Dostojewski nasunąłby się być może sam. Dużo, dużo z Fiodora D. Nawet tytuł jest jakąś grą z tezą jednego z braci Karamazowów: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko dozwolone”. Jeśli jest…, jeśli nie ma…, czy brak zakłada dowolność a obecność nieustającą interwencję? Tytuł A jeśli Bóg jest ma swoje altenatywne tłumaczenia. Najbliższe oryginału: „Tore tańczy”. Z prelekcji wiem, że film budził kontrowersje, że często opuszczano seans nim dobrzmiały sceny i wątki. Potwierdzam – był ruch na sali. I została mi w pamięci uwaga o alegoryczności tej historii. Niepokojąca. Odrzucam interpretację alegoryczną, trzymam się tego, co przedstawione. Niech Tore będzie sobą – bo kim mógłby być? (Chrystusem?). Fabuła zainspirowana faktami.
Tore jest znikąd. Nie wiadomo, w jakiej wyrósł rodzinie i od kiedy żyje jak hipis. Dwudziestolatek (?). Przylgnął do Fanatyków Jezusa, samozwańczej wspólnoty, szukającej w swym życiu potwierdzenia obecności Pana. Tore chłonie religijne impulsy całym sobą, bez intelektualnych barier czy zdroworozsądkowych asekuracji. Jezus jest jego przyjacielem. Modli się do Niego, dziękuje za wszystko, prosi o dar obecności, oddaje Bogu każdą swą myśl i emocję. Święty?
Zawiązaniem akcji jest przypadkowe spotkanie z rodziną, której pomaga naprawić auto. Nie zna się na samochodach, ale: Jezus działa! Tore wydaje się tym ludziom dziwny. Co zrozumiałe: twarz cherubina, wyrośnięte, chude ciało, chodzi jakby potykał się o skrzydła. To, co mówi, brzmi jak nawiedzone majaki, ale dla niego jest czymś naturalnym, czymś, czym żyje. Dziwak? Wariat?
Niebawem Tore straci kontakt z Fanatykami Jezusa – grupa okaże się efemerydą i zniknie po niej ślad. Trafi natomiast do letniego domku poznanej rodziny. I tam przejdzie próbę charakteru, wiary, życia i śmierci. Tu kończą się odsłony katalogowe, więc nie będę relacjonować dalszego ciągu. Jest straszny.
Tekst z plakatu: „Nothing Bad Can Happen” oddaje mniej więcej credo Tore`a. Wszystko, co go spotyka ma jakiś sens, czemuś służy. Nic nie może być złem, skoro nad światem czuwa Bóg. Wszystko jest znakiem. Cierpienie można zamienić w poświęcenie lub ofiarę. Ofiara z siebie musi być bezgraniczna. Z Bogiem nie sposób się targować. Bunt jest nie z tego porządku.
To, co najtrudniej znieść, to brak instynktu samozachowawczego. I przeczucie, że ta ufność bez asekuracji prowokuje zło. Wydobywa je z ludzi. Im bardziej…, tym bardziej. Może gdyby ofiara nie była tak niewinna, trudniej byłoby znaleźć oprawców? Dostojewski. U niego te chodzące świętości – Sonia Marmieładowa, Lizawieta, Alosza etc. były figurami z porządku serca. Kontrpostaciami dla Raskolnikowa, Iwana Karamazowa, Łużyna czy Swidrygajłowa. Dostojewski chciał w nich widzieć ocalenie dla świata. Po seansie filmu Katrin Gebbe przeraża mnie Dostojewski.
Ale odrzucić Dostojewskiego, to jakby wylać z kąpielą wszystko, co czyste, niepojęte, irracjonalnie pokorne. Strasznie mnie irytował główny bohater A jeśli Bóg jest. W sferze rozumu odrzucam taką postawę absolutnie. W ogóle: ta cała bezkompromisowość, dualizm z przeakcentowaniem na duszę, wyzbywanie się „ja”… W takim świetle chrześcijaństwo wymaga przedefiniowania. Jest zdecydowanie mniej wygodne niż to się na ogół sądzi. Jest też niebezpieczne! Może pomieszać zmysły lub nakręcić tych, którym nie daje spokoju cudza ufność.
Czy ktoś z Czytających tamaryszka widział ten film? Warto było, choć może się wydawać, po tym, co piszę, że nie zachęcam.