Brooklyn

Co by tu… jak by tu… od czego zacząć…? Ale ładna ta bajka. Ech…
Między światami. Między sercami. Między zagubieniem a odnalezieniem. Może jeszcze warto przywołać Rodziewiczównę – „między ustami a brzegiem pucharu”. Melodramat na sto dwa, jak się patrzy i z przytupem. Dlatego ci, którzy lubią horrory, kino polityczne czy jakieś slow cinema, powinni się mieć na baczności. Rzecz uszyta wedle miary gatunku. Wzrusza, budzi uśmiech i nostalgię. Mnie się Brooklyn podoba. I wierzę, że to będzie film o zasięgu Pretty Woman, że będzie wracał na jakichś wieczornych domowych seansach, że będziemy się uśmiechać, widząc go w telewizyjnej ramówce (o ile mamy telewizor) i że może kiedyś, na pewno nie od razu, zastąpi nam Znachora

Saoirse Ronan as "Eilis" in BROOKLYN. Photo by Kerry Brown. © 2

Serio: może się spodobać, nawet jeśli na co dzień hołdujemy innym gustom. Ale trzeba pamiętać, że wiele potencjalnych tematów zostało przyciętych przez scenarzystę, by było ładniej. Drapieżność kwestii społecznych, głębia wyobcowania imigrantów, zawiłość podwójnej tożsamości uległy stemperowaniu. Za scenariusz odpowiada Nick Hornby (który ma różności na koncie, ale też cudeńko: Była sobie dziewczyna). To adaptacja powieści Colma Toibina, Irlandczyka. 

Co do konstrukcji opowieści: jest nieco banalnie. Lata 50. Młoda Irlandka – Eilis – nie ma perspektyw. Tacy jak ona muszą szukać szczęścia za wielką wodą. Ma farta, bo płynie do Nowego Jorku z adresem i namiarem na pracę w sklepie. Będzie jej trudno, dopóki serce nie znajdzie drugiego serca. A później nagły powrót do Irlandii i wybór: który powrót ma być tym ostatecznym. Ten z Brooklynu do Irlandii, czy może z Irlandii na Brooklyn. Serce bije tu i tam.

Ciekawie się robi, gdy spojrzeć w skali mikro – na konkretne sceny i sytuacje. Sporo tu przerysowań, całkiem zabawnych, nieco Dickensowskich. Straszna właścicielka sklepu w Irlandii, to jędza, która każdemu chce dogryźć. Nawet klientom, jeśli w niedziele kupują nie to, co najpotrzebniejsze. Mniej karykaturalna, lecz również zarysowana humorystycznie, jest właścicielka „pensjonatu” na Brooklynie i współlokatorki młodej Eilis. Scenki rozmów kolacyjnych, w których starsza pani jest to szeryfem, to kaznodzieją, to wyciągaczką plotek są niezłe. Świetna jest potańcówka organizowana dla młodych przez irlandzki kościół. Na podium dobrze wymyślonych scenek stawiam tę z nauką jedzenia spaghetti. Eilis została zaproszona na rodzinny obiad w domu swego chłopaka. Tony jest Włochem, więc można obstawiać makaron. Ale jak go jeść elegancko? Lokatorki uczą Eilis  na sucho, czyli bez sosu, bo tak oszczędniej. I odgrywają, jak zachowa się sos, gdy makaron nie zawinie się jak trzeba. „Pluuum! Właśnie opryskałaś suknię jego matki i zostawiłaś plamę na ścianie”.

Walorem jest dobór aktorów. I pomysł na główne postacie, które ujmują bezpretensjonalnością, niepewnością siebie i świata. Główną bohaterkę uwielbiam. Wciela się w nią 21-letnia Saoirse Ronan (jak wymawiać?!), cudna Agatha z Grand Budapest Hotelu. W Brooklynie ma co najmniej tyle wdzięku, co u Andersona, gdy wyrabiała ciastka u Mendl`sa. I cudowny jest nieśmiały zakochany Tony (Emory Cohen). Tony jest hydraulikiem, Eilis chodzi na kurs dla księgowych. Rozmawiają niewinnie o tym, co wypełnia im dzień. To całkiem wielka sprawa móc podzielić się tym, co najprostsze. Tony jest zauroczony od początku. Eilis nie może nie ulec uroczemu Tony`emu. A wszystko jest niewinnie zwykłe i w tej zwykłości dramatyczne, że aż łza się kręci. Bo jednak z perspektywy świata, w którym – choćby potencjalnie – każdy może mieć kilka awatarów, profil na fejsbuku i na kilku randkowych portalach, takie cudowne spotkanie dwojga dopiero mających przy sobie rozkwitnąć osób wzrusza i już.

Brooklyn 1

Brooklyn, reż. John Crowley, Irlandia&Wlk.Brytania 2015

7 komentarzy do “Brooklyn

  1. Stanisław Błaszczyna

    Mnie również ten film się podobał… mimo banału, który wolałbym tutaj nazwać prostotą.
    Tak się złożyło, że widziałem go zaraz po „Carol” i – sam się zdziwiłem – porównanie wypadło na korzyść „Brooklynu” (mimo tego, że przecież bardzo lubię Cate Blanchett i Rooney Marę, które i w tym filmie były świetne). Być może dlatego, że – mimo schematu i zupełnego poddania się konwencji – scenariusz „Brooklynu’ wydał mi się ciekawszy i jakby… pełniejszy.
    Ale „Dziewczyna” była chyba jeszcze lepsza ;)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      O, podobał Ci się Brooklyn? Świetnie. Trochę mnie zaskoczyłeś rezerwą wobec Carol. U nas dopiero w marcu, ale czekam, wiele sobie obiecując. Tak, An Education było niezwykłe. Brooklyn ujmuje właśnie tą czystą nutą, która w obu tych filmach występuje. Wdzięk, czystość, nieśmiałość (ale bez pruderii i zahamowań).

      I tak jak główna linia opowieści jest dość schematyczna, tak uroda scen i epizodów rozbraja. Zamierzałam początkowo wynotować tych scen więcej. Powstrzymała mnie obawa, że za dużo zaspojleruję. No i to, że co innego scenę zobaczyć, a co innego ja „przeczytać”. A dużo tych fajności. Wyjście na plażę (tyle powściągliwości a tu nagle odsłonięcie ciała w kostiumie!). I listy od Tony`ego zalegające w irlandzkiej szufladzie. I biegunka na statku.;) etc.

    2. Stanisław Błaszczyna

      „Carol” też może się podobać – mnie się ten film dobrze oglądało, głównie ze względu na Blanchett i Marę, które znowu pokazały się z innej (nowej) strony.
      Niech Cię więc moja rezerwa nie zrazi (mam nadzieję, że do czasu kiedy będziesz mogła obejrzeć ten film w kinie, o niej zapomnisz ;) )

    3. tamaryszek Autor wpisu

      Albo sobie przypomnę, jeśli coś mi zazgrzyta.
      Może mogłam napisać o Brooklynie, że „prosty”, nie „banalny”, bo to słowo wartościuje. Ale to o konstrukcji, która naprawdę nie gra zaskoczeniem. Film natomiast broni się prostotą. Obejrzę Carol już po Oscarach, więc na mój odbiór może mieć wpływ kreacja Blanchett i Mary. A obie zdolne są do szaleństwa. ;)

    1. tamaryszek Autor wpisu

      Słusznie! Warto się wybrać. Dla samej historii, a jakby nie – to dla kilku innych walorów. Już kilka tygodni minęło i kilka innych filmów zaprzątnęło mą uwagę, a nadal mogę z czystym sumieniem polecić. :)

  2. Pingback: sercowe. Carol & Planeta… | tamaryszkowe pre-teksty

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.