Ten rok zakończę filmowym rankingiem. Nietypowo dołączę do działań typowych. Rankingi – rzecz dobra. Na cudze chętnie zerkam, swoich się wystrzegam. Przyczyn kilka. Choćby taka, że nie wszystko jest dobre na każdą sytuację, że każdy z typów zaspokaja jedną potrzebę, zaniedbując inne, że w gruncie rzeczy lista domagałaby się gloss wyjaśniających.
A bez ściemniania – chodzi o to, by jak najmniej oceniać. Chleb codzienny to żaden cymes.
Trudno uwierzyć, że w tym roku premierę kinową miały takie filmy jak Niemiłość, Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, I tak cię kocham. Wydaje się, że to tytuły nieco starsze. Wrażenie jest racjonalne – niektóre filmy widziałam przecież na Nowych Horyzontach lub na American Film Festival w 2017.
Mam kilka istotnych przegapień. Są też tytuły, które widziałam czterokrotnie (Zimną wojnę i W ułamku sekundy), całkiem sporo dwukrotnie. Wspominam ze względu na kryterium wyboru: mój ranking gromadzi filmy, które bardzo chętnie obejrzę po raz kolejny. Nie znudzą mnie. Powody mogą być liczne, podam jeden, bo przecież jeśli sięgnę po jakiś tytuł, to raczej instynktownie niż z rozmysłem. Tytułów tyle, ile w roku miesięcy. Kolejność zgodna z chronologią ich pojawiania się w kinie. Jeśli któryś tytuł przeszedł mimo, warto wykorzystać okazję, gdy się nadarzy.
- Dusza i ciało
Ze względu na sen, który śni się w dwóch głowach tak samo. I na pomysł, by śnić go razem. - Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
Na przykład za listy szeryfa, które nie są najważniejsze, ale warto wspomnieć. - W ułamku sekundy
Bo tłumaczy, że terroryzm rodzi się z fanatyzmu, ale też z poczucia bezradności. - Wieża. Jasny dzień
Trudno wskazać. Wszystkie ślady rozplatania się tego, co uporządkowane. - Nigdy cię tu nie było
Za piosenkę śpiewaną przez Joego i człowieka, który minutę wcześniej był jego wrogiem. Nadal jest, ale piosenkę śpiewają wespół. - Zimna wojna
Za Dwa serduszka w kilku aranżacjach i za scenę na łące. Na przykład. - Człowiek, który zabił Don Kichota
Kupuję w całości.„Wszystko będzie dobrze. Czeka nas dzień pełen pięknych przygód”. - Loveling
Tu nie umiem rozdzielić scen. Lubię postać Irene (Karine Teles). Krzątającą się, wzruszoną, śpiewającą w słuchawkach na uszach, przeganiającą agresywnego szwagra, przygarniającą nieporadnego męża i godzącą się na to, co zaskakuje najbardziej – że dzieci wkroczą w dorosłość, choć jest to rzecz najbardziej oczywista pod słońcem. - Lato
Lubię wszystkie animowane wstawki o tym, co mogło się zdarzyć, choć z jakichś powodów jednak się nie zdarzyło. Ale też koncerty rockowe, na których władza pilnowała, by siedziano grzecznie na krzesłach. I jeszcze za scenę, w której Mike przekonuje cenzorkę, by doceniła walory tekstów Victora (o walorach symetrycznie odwrotnych). I pomysł, by zespół rockowy nazywał się Kino (!). - Pierwszy człowiek
Za scenę, w której Armstrong tłumaczy dzieciom, że może nie wrócić. Albo nie: za bransoletkę. Nie: przede wszystkim za Claire Foy w roli Janet Armstrong. - Jeszcze dzień życia
Oczywistość: Kapuściński. Szczególnie za niezłą diagnozę współczesności ujętą w jedno słowo: confuso. - Fuga
Za taniec do Lovers are Strangers, za leginsy w panterkę i … za scenę, w której Alicja-Kinga ubrana jest tylko w kurtkę.
Aneks na długie, rozrastające się jak u Schulza, pędy miesięcy dodatkowych. Nie było w kinach, ale przecież muszą tam w końcu trafić: Siedzący słoń i Dzika grusza.
Przeczytałam z ciekawością, warto czasem zrobić coś nietypowego ;) Dla mnie najczęściej oglądanym w tym roku filmem (cztery seanse w tym dwa w kinie) było „Dziedzictwo” z Toni Colette, ale mogę go polecić tylko horror-freakom takim jak ja. „Ciało i dusza” – piękny, poetycki, zaskoczył mnie i długo o nim myślałam. „Trzy bilboardy…” – ogień. „Zimna wojna” porwała, szczególnie sceny muzyczne. „Fuga” nie tak dobra jak „Wieża…”, ta to mi zrobiła w mózgu burzę. Resztę tytułów muszę nadrobić. Dzięki za inspiracje. Pozdrawiam filmowo :D
;) nietypowo typowego – rankingi to powszechność. Mówisz, że Hereditary? Mam na oku od niedawna. Nie zauważyłam premiery (to był czerwiec), zerka na mnie od jakiegoś czasu okładka dvd w empiku, ale dopiero od kilku dni zaczynam łączyć fakty. Niebawem nadrobię.;)
Wśród tych, które wymieniam, nie ma kilku ważnych i dobrych. Do tych swoich wiem, że wrócę. Chciałam to nawet jakoś uzasadniać, ale kliknęłam niechcący na publikację i poszło. Dodałam więc szybkie adnotacje – i może dobrze.
Zimna wojna ma dziwny odbiór – połowa chwali, połowa odrzuca. Słucham uważnie tych głosów na nie i nawet gdy dostrzegam jakąś logikę w tłumaczeniach, to pojąć nie mogę. Ja lubię bardzo. Zwłaszcza tę nieciągłość, fragmentaryczność historii. Słuszna nagroda za montaż! Kompozycyjny majstersztyk (to już ukłon w stronę Pawlikowskiego).
Fuga i Wieża… – mocne filmy. Teraz działa na mnie film Smoczyńskiej. Też ma wiele szczelin, bardzo silnych… napięć czy stłamszeń, czy emocji po prostu. Lubię oglądać mainstream, ale dopiero takie filmy dają prawdziwego kopa. Film Jagody Szelc – jak to ona sama ujmuje – rozumieniu się wymyka, wcale go nie potrzebuje. Widziałam raz, w kinie. To była frajda. Taki splot wrażeń – wszystko „pojmowałam”, choć pewnie z połowy nie umiałabym wytłumaczyć. Żadnych podpowiedzi mi nie było trzeba. To jest uderzenie! Wchodzisz w coś na tyle, że niesie cię opowieść, pytania pojawiają się później. Ale dziś mi bliżej do Fugi – pewnie z racji świeżości doznań.
Pozdrawiam :)
Nie jestem takim kinomaniakiem, jak Ty, więc nie oglądałam większości z podanych przez Ciebie filmów. Na Fugę się wybieram. Zimną wojnę oglądałam dwa razy i za każdym z dużą przyjemnością, za drugim nawet z większą niż za pierwszym razem. Też mi się podobał ten urwany, szarpany sposób narracji, to niedopowiedzenie, no i warstwa muzyczna. Aranżacje Dwóch serduszek przecudne. Życzę dobrego filmowo i nie tylko Nowego Roku
Małgosiu,
mam na dzieję, że z tych wybranych, choć jeden film jest dla kogoś nieoczywisty. ;)
Zdecydowanie częściej zdarza mi się ponownie obejrzeć film niż ponownie przeczytać książkę (nie liczę lektur szkolnych). Bardzo żałuję, że na taki ogląd literatury nie znajduję czasu, bo naprawdę wiele się zmienia przy kolejnym podejściu. Ono dopiero jest sprawdzianem jakości.
Zimna wojna ma wiele zalet, choć – zauważyłam – że nieszczególnie podoba się Małolatom, których uczę. Nie wierzą w historię miłosną. Mam w głowie pytajnik bez odpowiedzi. Strona muzyczna – rewelacyjna. Także te etnograficzne, reportażowe wstawki we wstępnej części, gdy zbierano materiał do obróbki.
Pozdrawiam noworocznie :)
Niech będzie to po prostu dobry rok, z dostatkiem wrażeń, namysłów, spotkań.
Ja, oczywiście, widziałem raptem może 50% z twojego rankingu, co i tak uważam za sukces :). Zimna wojna to mój film ubiegłoroczny – Joasia (którą miałem okazję kiedyś widzieć na żywo i to śpiewającą) wspaniała! Film w moim ulubionym klimacie, cóż dodać. Szyc, w roli Towarzysza, bardzo ciekawie wyrysowany. Taki film, w starym dobrym stylu, to raczej nie dla małolatów, choć mojej córce się podobał :).
Na pewno będę chciał zobaczyć Fugę i może z Twojego posteru jeszcze Duszę i ciało? Tytuł zachęcający ;).
A Trzy billboardy też świetne – bardzo lubię takie filmy. I panią F. McDormand.
Zobaczymy, zobaczymy co z tą Zimną wojną. Do puli nominacji Złotych Globów nie weszła, na Oscary zacieramy ręce, ale myślę, że to raczej wtórne rozstrzygnięcia. Niech będą, a jak nie, to nic nie zmienia w naszym rozsmakowaniu muzyką, obrazem i grą.
Szyc został mi w głowie w tych scenach „mówionych” – gdy zaprasza ludową młodzież do pałacu i na zebraniu z sekretarzem partyjnym, gdy sugeruje, że w folklorze nie ma piosenek o Stalinie tylko przez nieuwagę (że w każdej chwili mogą powstać), i w tej przemowie w drodze do Berlina. To zresztą dobry chwyt – partyjność to gadanie i mowa-trawa, jak niegdyś, tak dzisiaj i po wieki wieków (zapewne).
Wciąż mi się wydaje, że Billboardy są sprzed co najmniej roku. Po prostu czas płynie nierówno.