Archiwa tagu: Jan Karski

Karski

Karski i władcy ludzkości (dokument), reż. Sławomir Grünberg, Polska, USA
karskiMówią o nim James Bond. Mówią: „moralny arystokrata”. Książki piszą i kręcą filmy. A i tak: choćby się wzięło za to tysiąc atletów (a każdy zjadłby z tysiąc kotletów), to nie udźwigną, to i tak będą trochę nie w czas. I na pewno nie na modłę odczuć głównego bohatera. Ta ostatnia rozbieżność sprowadza się do tego, że Karski zrobił coś niezaprzeczalnie heroicznego i słusznego. Ale nie dane mu było doznać spełnienia, więc długie lata, a może całą wieczność (do końca) żył w przeświadczeniu, że doświadczył porażki.

Dokument Sławomira Grünberga ma hybrydyczny charakter. Tworzą go przede wszystkim rozmowy z Janem Karskim – i te fragmenty są nie do przecenienia. Fakty otrzymują sporą nadwyżkę dzięki sposobowi, w jaki zostają przedstawione. Tło stanowią materiały archiwalne, obrazy Zagłady – mocne, choć przecież widzimy je nie po raz pierwszy. Część z nich zaczerpnięto z filmu Lanzmanna Shoah. Trzecią materią współtworzącą film jest animacja. Pomysł świetny, wizualizacja przeszłości na pewno lepsza niż fabularyzowane wstawki. Ale liczyłam na więcej. Zasłyszałam przed seansem porównanie do Walca z Baszirem i oczekiwałam, że zobaczę coś równie oryginalnego. Otóż nie, ale i tak – jest znośnie. 

Zacznę od Bonda, bo nie na nim chcę skończyć (to raczej wabik niż sedno). Karski – i młody, i starszy – jest szalenie przystojnym, eleganckim mężczyzną. Erudytą, zwłaszcza poliglotą. Uczy się języków, bo marzy o dyplomacji. Rok 1939 gruntownie krzyżuje mu plany. Lecz Karski podchodzi do sytuacji „proaktywnie” – działa w organizacjach Polski podziemnej. Wysyłają go za granicę z przeróżnymi misjami. Ociera się kilkakrotnie o śmierć. Uniknął Katynia, wydostał się również z niewoli niemieckiej. Penetruje strefy największego zagrożenia (getto i obóz wywózek Żydów na ostateczną likwidację). Zapamiętuje, a pamięć ma fotograficzną. Ucieka, by dotrzeć tam, gdzie jeszcze nie wiedzą, jakie zło urzeczywistnia się na polskiej ziemi. Ma misję, by ujawnić niewiarygodny plan Holocaustu. Emisariusz. Wiezie na Zachód bezcenne mikrofilmy i świadectwo swoich oczu. Niczym Bond, choć ma skromniejsze gadżety. Bohater.

Karski i władcy ludzkościKarski, siedzący vis-à-vis kamery, opowiada o czymś, co zdarzyło się ponad pół wieku temu. Dla niego nie jest to rozdział zamknięty. Pamięta szczegółowo, wnikliwie i empatycznie. Ta pamięć to jego tożsamość. Więc z jednej strony: ciężar zbrodni – zła materializującego się w działaniu. Z drugiej strony – zło zaniechania, obojętności, politycznej kalkulacji. Podwójny garb. Karski nie jest winny żadnej z tych katastrof. Ale swą bezradność, niemoc, nieskuteczność nazywa porażką.

Raporty Karskiego – choć dziś można mówić, że miały swój wpływ na  bieg historii – nie wywołały jednak spektakularnej reakcji. Karski mówi, czego oczekiwał: konkretnych działań odwetowych, nagłośnionych jako odpowiedź na Holocaust, wymuszających na Niemcach (prosta wojenna kalkulacja) zmianę planów, wstrzymanie eksterminacji. Politycy, do których dociera, wybierają półśrodki, działania zastępcze. Nie dowierzają lub zmieniają temat. Po wojnie będą się dziwić, że Zagłada zdarzyła się naprawdę. Lub będą (w imię wyższych racji) usprawiedliwiać swą wstrzemięźliwość. Jak genialnie Karski parodiuje Roosevelta! Jeszcze jeden opanowany przez Karskiego język – ten, którym mówią „władcy ludzkości”, z manierycznym przeciąganiem sylab i durową tonacją.

Ogromne wrażenie robi deheroizacja, odsłona pęknięć i wątpliwości. Tu nie ma Bonda. Jest człowiek świadom własnych ograniczeń i ceny, jaką za nie płacą inni.

To zapamiętam szczególnie.
* Karski wspominający, że zaniechał reakcji, gdy jako student, przed wojną, był świadkiem szykan wobec żydowskich kolegów. Odkupił tę słabość po wielokroć, mimo to pamięta, że tak właśnie było.
* W celi na Gestapo, po torturach, jego próba samobójcza. Można by uderzyć w ton heroiczny: śmierć ratowała przed potencjalnym złamaniem. Ale Karski mówi: „straciłem wówczas pewność siebie” i pozwala mi spojrzeć na to szargnięcie się na życie jak na czyn człowieka, który dotarł do ściany.
* Opowieść o brawurowej ucieczce ze szpitala i wykiwaniu Niemców ma swój rewers w epilogu. Karski przypomina, że wzięto 32 zakładników, których rozstrzelano. On był już wówczas nieuchwytny. Sumienie zapamiętuje wykaz rachunków.
* Poczucie, że jest coś winien tym, w których cierpienie został wtajemniczony. Ginących za murami getta, tych, których kazano mu pamiętać. Dlaczego tę winę miałby nosić w sobie Karski? Nie ma w tym logiki, ale taki jest moralny odruch ludzi jego pokroju. Bo ludzie są – jak mówi w ostatnich ujęciach – potencjalnością. Coś sprawia, że jesteśmy zdolni i gotowi czynić potworne, bezgraniczne zło. Coś również każe nam przekraczać siebie i pielęgnować to, co człowiecze. Karski dodaje, że istnieje wybór. Pięknie też – dyskretnie i naturalnie – wskazuje na Boga. Jednego Boga wszystkich ludzi – tak, jak małemu chłopcu objaśniała to matka. – On jest tak Niepojęty, że ludzie nazywają Go podług tego, co są w stanie zrozumieć. Różni różnie. Ale to wciąż ten sam, jeden dla wszystkich, Bóg.

Nie po to sporządzam wykaz obciążeń, z którymi borykał się Karski, by delektować słabość. Wręcz przeciwnie. Każda z ww. „słabości” jest siłą. Może dzięki wyzwalającej świadomości, która przekracza ograniczenia. Może dzięki temu, że bohaterstwo bez skromności byłoby jałowe.

Film nie do przegapienia. Również jako inspiracja do lektury – kilka biografii może posłużyć jako przedłużenie spotkania. Np. Yannicka Haenela – Jan Karski (2010).