Archiwa tagu: Julie Delpy

kobieta i mężczyzna

Przed północą, reż. Richard Linklater, USA 2013 
Przed północą. plakat2Wybrałam plakat bez przesłodzenia. Większość jest pełna retuszu: młodzieńcza Julie Delpy, Ethan Hawke z balejażem. W filmie wizerunek jest realistyczny i nie fałszuje upływu czasu. To mnie ujęło. Oboje są barwną, piękną, bardzo aktywną, ekspresywną parą. Ale czas nie stoi dla nich w miejscu. Gdy rozmawiają, przekomarzając się, ona zarzeka się (nie wypierając się różnych wcześniejszych miłości), że nigdy nie spała z kimś równie starym, z facetem po czterdziestce. Gdy Jesse pyta, czy gdyby cofnąć czas, wysiadłaby dziś z pociągu, by spacerować z nim nocą po Wiedniu, Celine odpowiada, że skąd?!, ze starym kozłem, w nieznanej przestrzeni?, nie ma mowy. On nie wypomina jej wieku, lecz Delpy nie jest poddawana sztuczkom: ramiona, piersi, twarz… to ciało czterdziestoletniej (pięknej!) kobiety. 

Plakat obok reklamuje, że oto niebawem ukaże się trzecia część trylogii. U góry kadr z filmu Przed wschodem słońca (Celine i Jesse mają po 23 lata, przypadkiem się spotkali, rozpoznali w sobie bratnie dusze i ciała), w środku kadr z części drugiej, Przed zachodem słońca (mają dziewięć lat więcej, spotykają się, pamiętając o tym, co było niegdyś, lecz już w innej scenerii życia, już nie tak wolni, choć jeszcze gotowi zacząć coś od nowa). U dołu brakuje kadru, bo film był in statu nascendi, ale już można by było go uzupełnić. Minęło kolejnych dziewięć lat, ukończyli czterdziestkę, są razem, mają kilkuletnie śliczne bliźniaczki, spędzają wakacje na greckiej wyspie. I rozmawiają, czyli jest jak zwykle. 

Trudno mi sobie wyobrazić, jak to jest, gdy ktoś ogląda Przed północą, nie znając wcześniejszych filmów o tych dwojgu. Ja jestem do nich bardzo przywiązana, o obu pisałam, nie zmieniam zdania, że jest to moja najukochańsza (i chyba jedyna asymilowana) wersja romantyzmu. Czy można o kobiecie i mężczyźnie powiedzieć coś prawdziwego, pozwalając im rozmawiać, przekomarzać się, wygłupiać, kłócić, uciekać w anegdotki, mijać się w rozumieniu słów, dotykać się nimi niechcący, oczyszczać nimi pole wzajemnej relacji? Nie można. Z tego powodu, że relacja nie zamyka się w słowach. I nie każdy, ściślej: mało kto, jest tak wygadany jak tych dwoje. Tym bardziej, że oni rozmawiają nie tylko słowami. Najciekawsze (arcyromantyczne!) jest to, jak się słuchają, jak przy sobie są. Lecz w gruncie rzeczy sporo jednak można tym sposobem odsłonić. Linklater robi to fenomenalnie, Julie Delpy i Ethan Hawke są nie do zastąpienia i nie do przecenienia. Dla mnie bomba!

Celine & JessePomysł jest kontynuacją, więc sporo tu rzeczy spodziewanych. Aktorzy, konwencja rozmowy, podobne poczucie humoru, te same osobowości. Wrażliwy, inteligentny mężczyzna, pisarz. Bezpruderyjna, przejęta ekologią, kobieta niezależna (spokojnie można użyć słowa „feministka”, ale omawiam je ze względu na stereotyp). W rozmowach mnóstwo aluzji do kwestii, które pamiętamy. Podobne punkty zapalne. Analogiczne koncepty. Na przykład: w Przed wschodem słońca bohaterowie odgrywali hipotetyczną rozmowę telefoniczną (ona opowiada koleżance, a on koledze o tym, co im się przytrafiło). Tu mamy hipotetyczną przyszłość: Jesse czyta list, który rzekoma 80-letnia Celine mogłaby napisać do tej obecnej, o połowę młodszej, na temat tego, co się właśnie zdarza.

Tamte rozmowy były jednak inne: wyrwane z kontekstu codziennego życia, uwodzicielskie, podszyte radością spotkania kogoś bliskiego – po raz pierwszy, ponownie. Teraz Jesse i Celine są małżeństwem, wychowują dzieci, właśnie mija ich grecki urlop, jedyne co uzasadnia sytuację długiej romantycznej rozmowy to zafundowana im przez przyjaciół noc w hotelu, we dwoje. To jest ten trudny próg, który stał przed twórcami: wiarygodnie pokazać relację, która osiadła w codzienności, ma mnóstwo przyziemnych problemów, jest mocna, ale nie może być mocna aż tak, by nie dało się jej zerwać, by znów wszystko nie stanęło na brzeżku jakiejś bolesnej niewiadomej. 

Punktem zapalnym są dzieci i praca. I przemijanie, i niespełnienie – jedno i drugie dołączone do pakietu życia zupełnie gratis i bez szans na wymiganie się od przydziału. Nie ma sentymentalnej waty, tylko trailery plują o romansie wszech czasów. Bzdura. Po prostu kobieta i mężczyzna, i tysiące ograniczeń, które mogłyby wypuścić dżina z butelki i pozwolić ulotnić się tym nieuchwytnym fluidom. Bo to jest dużo łatwiejsze, wygodniejsze, naturalne nawet. Tymczasem oni mają kilka żelaznych atutów. Błyskotliwość, swobodę wyrażania siebie, zmysł humoru i działającą na partnera atrakcyjność. 

Przejście od sceny miłosnej do ostrej kłótni jest szybsze niż zjazd na rollercosterze. Oj. Niebezpiecznie. Ręce w górę i krzyczeć. Bo wygląda to na wywrotkę. Chyba rzeczywiście kobiety szarżują mocniej. Jak coś powiedzą, to idzie w pięty. Trzeba być mądrym, cierpliwym facetem, żeby łagodnie zapewnić, po raz enty powtórzyć, na nowo zdobyć wiarygodność, próżnością się nie unieść. I rzeczywiście być przekonanym, że warto.

Faceci, którzy tak mają, są bezcenni. Mogę tylko zalecić, że to dobry kierunek. I pozostać w nadziei, że przecież dojrzałość nie jest zarezerwowana dla starych filozofów z dziesiątym krzyżykiem na karku.

A tak serio – bo ostatnie zdania lekko ubajeczniają sytuację – Przed północą to naprawdę świetny i niegłupi podgląd na kobiecość i męskość. W jednym z możliwych wcieleń.