Najświeższe filmowe poruszenie: film Xawiera Legranda. Dlaczego go przeoczyłam? Był w kinach między zimą a wiosną, a dla mnie zaistniał ledwie wczoraj. Można go już obejrzeć w telewizji lub na dvd. Jeśli ktoś – tak jak ja – nie musi oglądać w wakacje wyłącznie kina rozrywkowego, oto tytuł wart uwagi.
Fotos 1 (początek)
W izolowanej od życia sali rozpraw trwa przesłuchanie eksmałżonków w temacie opieki nad dwojgiem ich dzieci. Sędzina wysłuchuje obu stron. Za mało danych, by orzec, kto ma rację. Wszystko może okazać się inne niż się zdaje. Ukłon w stronę Farhadiego, który przed laty analogicznie rozpoczął swoje Rozstanie. Tam jednak rzeczywistość miała wiele warstw, bieg zdarzeń mógł podążyć w tę lub inną stronę, postaci przekonując w jednej scenie, budziły podejrzenia w kolejnej. Paradoksalnie: to, że w filmie Legranda role są rozdzielone, niczego nie upraszcza. Chodzi właśnie o to, że domniemana złożoność sytuacji pozwala zawiesić rozstrzygnięcia. Pozwala trwać niebezpiecznej sytuacji, odbiera słabszej stronie nadzieję, że można wyjść z potrzasku.
Sąd się nie spisał. A sekwencja przesłuchania – trwająca długo, ok. 20 minut – świetnie gra nastawieniem widza. Odizolowani od codzienności patrzymy na bohaterów jak na strony. Kto ma rację: drobna blondynka o zgaszonych emocjach, niemająca twardych dowodów na znęcanie się męża czy zwalisty mężczyzna, chcący praw do dzieci, możliwości współwychowywania syna (córka za moment skończy osiemnastkę). A może blondynka coś rozgrywa, nastawia dzieci przeciw ojcu, zawłaszcza je, by korzystając z uprzywilejowanej (?) pozycji matki, dopiec mężczyźnie, który ją zawiódł – odebrać mu wszystko. A może odwrotnie: mężczyzna kryje się jak wilk w owczej skórze w tej misiowatej niezgrabności. Przedstawia swoje wersje zdarzeń i jedno proste pragnienie – nie stracić syna – by legalnym orzeczeniem instytucji wciąż mieć dostęp do swej własności. Głowa rodziny nie odpuści, jeszcze wszystko będzie chodzić jak w zegarku (który on sam nakręci). Ku której wersji skłania ogląd zdjęcia? Ogląd sądu wcale nie jest wnikliwszy.
Fotos 2 (ucieczka i dybanie)
Dwunastoletni Julien zadeklarował co prawda, że nie chce mieć nic wspólnego z „tym facetem”, ale to właśnie on jest na pierwszej linii frontu, gdy ojciec pojawia się, by wyegzekwować czas, do którego uprawnił go sąd. Może kilka pierwszych chwil w samochodzie wstrzymuje osąd. Mur niechęci ze strony dziecka. Próba przełamania dystansu, niełatwe przejęcie syna, z którym nie jest się na co dzień. Ciąg dalszy jest przerażająco oczywisty: Julien jest jak paczka do przechowania: odebrało się ją, posadziło w wygodnym miejscu, zwróci się na czas. Można na nią huknąć, wymuszać potrzebne informacje, można nie odpowiadać na pytania, wgapiając się w telewizor. Nie jest to apogeum zła. Napięcie buduje dramaturgia zdarzeń. Aż po moment, gdy jest już bardzo niebezpiecznie. Wtedy to, co uciążliwe objawia się jak stężona patologia. Dlaczego tak długo tyle sytuacji jest „do zniesienia”?
Jedna rzecz nabrać antypatii do ojca, druga – przyglądać się, jak rozgrywki dorosłych kaleczą dziecko. Strach i niechęć w oczach Juliena (Thomas Gioria). Bezradność – nie może nie przyjąć opieki, choć mu ona nie w smak. Nawet ten zabrany mu wolny czas budzi sprzeciw, a to niewiele wobec sedna sprawy.
Ukłon w stronę Niemiłości Zwiagincewa. Tam co prawda Alosza nie miał wsparcia w żadnym z rodziców. Był niewidzialny i niemy. Julien mógłby liczyć na matkę, gdyby ona miała siły liczyć na siebie. Obaj stłamszeni, mierzą się z własnym strachem.
Fotos 3 (samotność)
Thomas Gioria… Jeszcze nie koniec zdobył pulę nagród (Wenecja, San Sebastian) – w kategoriach: film, reżyser, debiut. Opowieść rozgrywa się kameralnie, bez spektakularnych scen (poza finałem), więc jej siłę tworzą aktorzy. Pierwszoplanowe trio: Denis Ménochet, Léa Drucker i – w roli syna – Thomas Gioria. Niesamowicie rozgrywa to Legrand, pierwszorzędnie odgrywają to aktorzy. Sceny niemych konfrontacji, strachu, tłumionej agresji. Zwłaszcza twarz Juliena zapada w pamięć. Gdy wyszukiwałam informacji o młodym aktorze, wyskoczyły jego zdjęcia z gali – jaki kontrast z twarzą znaną mi z filmu! Roześmiany, beztroski, nieskrępowany. Pozafilmowy komentarz do pozbawionej tej swobody postaci Juliena.
Napięcie między trojgiem głównych postaci odsuwa na drugi plan pozostałe. Lecz drugi plan to nie żaden drugi sort, też przeprowadzony znakomicie. Skoro główne postaci nie mogą się wykrzyczeć, to i osoby towarzyszące tragedii nie wypowiadają się wprost. Nie wiemy o nich wiele, ale widzimy, że są sytuacją naznaczeni. Córka wchodząca w dorosłość szybkim krokiem uciekiniera. Siostra głównej bohaterki – zdeterminowana bardziej niż ofiara (bezradna, bo poza tragicznym trójkątem). Rodzice Antoine`a, czyli dziadkowie Juliena, wściekli na syna, że tępy i destrukcyjny, i że przez niego tracą wnuka.
Zniuansowana jest też postać Antoine`a (ojca/męża). Coś jednak gasi we mnie potrzebę rozumienia jego słabości. Bo tak jak na rozprawie z początku filmu – można się rozczulić złożonością sytuacji, a czasem lepiej widzieć prosto i nie niuansować winy, gdy w obiegu jest przemoc.
Jeszcze nie koniec (Jusqu’à la garde) – reż. Xavier Legrand, Francja 2017