ARCHIPELAG nr 5.
Temat przewodni: Droga.
Od kilku dni jest do ściągnięcia piąty numer ARCHIPELAGU. Polecam.
Jest kolorowy, przyjemny, czasem zaskakujący dla oka. Choćby okładka: bezmiar błękitu, droga po horyzont, podróż… jakby powidok sytuacji, w której każdy z nas kiedyś był.
Mnie smakuje ona wolnością, ale drogi są różne: czasem uciążliwe, niekiedy mistyczne, według szlaku i drogowskazów lub po omacku, w nieznane.
Udać się można dokąd dusza zapragnie. Zapraszam na wspólne wędrowanie. Magazyn jest pękaty: 138 stron wypełnionych artykułami, wywiadami, recenzjami, konkursami.
Polecić wywiad z Mariuszem Szczygłem (a może z Tomkiem Michniewiczem?), czy spotkanie z Colinem Thubronem (chyba nie każdy kojarzy, więc tym bardziej warto)? Artykuł Pauliny Surniak o „grzecznych niegrzecznych dziewczynkach” (podróżujących pisarkach), czy spacer po Stambule śladami Orphana Pamuka według Karoliny Kundy-Kuwieckij, a może opowieść Ani Maślanki odświeżającą znane postacie (Martina Edena i Stanisława Wokulskiego)? A dlaczego nie wspomnieć o tym, co dla mnie nowe, nieznane: rozmowa z przyswajającą czytelnikom anglojęzycznym literaturę polską Antonią Lloyd-Jones (tłumaczyła: Huellego, Kapuścińskiego, Tochmana, Tokarczuk, Olczak-Ronikier, Hugo-Badera etc)? Tekst Justyny Kowalczyk o najświeższym tomiku poetyckim Zagajewskiego czy rozmowę Zuzanny Orlińskiej ze swymi (sławnymi) Rodzicami – ilustratorami książek dla dzieci?
Dopiero teraz widzę, że ta wyliczanka nie ogarnie całości, jedynie uświadomi mi, ile pomijam. Warto zajrzeć, warto zatrzymać się na dłużej.
Nie jest to lektura na jeden haust. By ogarnąć całość, potrzeba powrotów. Wiem, jak pośpiesznie żyjemy, jak trudno zatrzymać się, gdy nowe bodźce wabią. Tym bardziej ważne są dla nas wszystkie ściągnięcia pdf-u ze strony, wertowanie, poczytywanie i powracanie do tekstów, wcale niespiesznych, którymi dzielimy się z Wami, licząc na chwilę uwagi.
Poza tematem wiodącym w numerze znaleźć można stałe rubryki. Ja szczególną rekomendacją otaczam dział W OBJĘCIACH X MUZY, a w nim tekst Joanny Marchewki: W ich metodzie jest szaleństwo. Rzecz o trzech splecionych ze sobą tekstach kultury: XVI-wiecznym obrazie Petera Breugla Droga krzyżowa, eseju Michaela F. Gibsona, interpretującym Breugla, oraz filmie Lecha Majewskiego o tytule zapożyczonym z eseju – Młyn i krzyż – który jest transformacją obrazu i słowa na język filmu.
„Zestaw karkołomnych pomysłów. Sfilmować esej krytyczny, będący analizą formy i symboliki dzieła malarskiego; dopowiedzieć zdarzenia, które mogły przytrafić się postaciom przed tym, zanim zostały uwiecznione na obrazie w różnych sytuacjach i pozach oraz po tym, gdy mistrz pędzla już stracił dla nich zainteresowanie; pochwycić w sidła codziennych epizodów metafizykę egzystencjalnego konkretu; przekonać, że powtarzający się w porządku tego świata triumf okrucieństwa nad miłosierdziem nie zaprzecza wartości życia „tu i teraz” i nie odbiera nadziei na j a k i ś ostateczny sens.”
Malarstwo, literatura, film… Joanna odsłania związki i gry między dziełami. Do trzech wymienionych dołącza teatr (pasyjny, buffo i theatrum mundi). I poezja. Świetna erudycyjna przygoda!
A tamaryszkowy tekst tym razem mieści się w nurcie głównym i o nim słów kilka.
Droga powrotna. Ucieczka z jądra ciemności.
Punktem wyjścia – albo rusztowaniem – są dla mnie Czas apokalipsy Coppoli i jego inspiracja: Jądro ciemności Conrada. Nie stawiam ich w centrum uwagi, odwołuję się do zdiagnozowanej w nich archetypicznej sytuacji. Teksty te mówią o doświadczeniu spotkania ze złem, uczestniczenia w nieludzkiej wyprawie do kresu człowieczeństwa. Czym innym są współczesne reportaże lub filmy relacjonujące XX-wieczne wojny? Nie zamierzałam opisywać grozy „jądra ciemności”. Bardzo oszczędnie dzielę się emocjami lektury, raczej przyglądam się powrotom.
„Powrót ma tu znaczenie podwójne. Jest drogą do siebie sprzed kataklizmu, do utraconego raju, do świata, w którym na nowo przywraca się stare prawa. Często będzie też znaczyło drogę powrotną do źródeł zła. I chociaż wydawać by się mogło, że drogi te biegną w przeciwnych kierunkach, podąża się nimi jednocześnie.
Droga czasami jest podróżą dosłowną. Trzeba raz jeszcze dotrzeć do okaleczonych miejsc.
Bywa też, że wędrówka przebiega w przestrzeni wewnętrznej, jest penetracją własnej pamięci lub dotykaniem pręg, które, choć zabliźnione, potrafią niespodziewanie boleśnie się otwierać.
Wybrałam kilka przykładów z literatury faktu i filmu dokumentalnego. Mapą podróży będą reportaże Wojciecha Tochmana – Dzisiaj narysujemy śmierć oraz Jeana Heathfelda – Strategia antylop, a także animowany dokument Ariego Folmana – Walc z Baszirem. W tle rozgrywa się nieodległa historia: wojna libańska (1982) i wojna domowa w Rwandzie (1994).”
Zapraszam na drogi ARCHIPELAGU.
Na internetowej stronie pisma znajduje się adres redakcji, zachęcam do współpracy.
Moje szczególne zainteresowanie budzą potencjalni autorzy tekstów o związkach literatury i filmu, literatury i sztuki.
Cudowny ten nowy „Archipelag”, cudowny! Faktycznie wymaga powrotów, ale co to są za powroty! Gratuluję :)
Monia, chyba mój tytuł, choć o czym innym traktuje, mógłby być alternatywnym logo Archipelagu. Droga powrotna. ;)
Nie dla reklamy czy zachwalanki o tym wspominam, po prostu tak jest – również z prasą, w której ledwie rozpoznane artykuły czekają na swoją kolej, przeczekując swą świeżość i czasami wpadając do czarnej dziury Wiecznego Nigdy.
Pozdrawiam!
Oj, tak Ren :) Artykuły i czarna, wielka i nawet kosmiczna dziura. Staram się prasę ograniczyć do trzech-czterech tytułów: T.Powszechnego, Dużego Formatu, czasami Wysokich Obcasów, no i oczywiście „Archipelag” :) Bez ograniczeń przepadłabym niczym śliwka w kompocie a artykuły obrodziłyby niczym gruszki na wierzbie.
PS Może roboczo „Droga z Archipelagów” ;) Serdeczności na weekend
Bardzo chętnie przeczytam Twój artykuł. Póki co, znowu miałam jakieś problemy ze ściągnięciem pdfu na Ipad, ale spróbuję jeszcze raz.
:)
Będzie mi miło. Coś na pewno dla siebie znajdziesz, bo ten numer naprawdę jest bardzo różnorodny. Dziwne, że są problemy. Jeśli nadal, to daj znak.
Pozdrawiam!
Miło mi poinformować, że nominowałam Cię do One Lovely Blog Award. Szczegóły zabawy na mojej stronie. Pozdrawiam cieplutko:)
ren – wlasnie otwarlam archipelag i mnie od razu wciagnal pan szczygiel. dla mnie to jeden wielki opad szczeki: ze facet z domu gdzie sie ksiazek nie czytalo tak dobrze pisze! zeby bylo smieszniej pamietamy podobne ksiazki: edith nesbith o piaskoludku, zycie przed soba, amatorki jelinek.
powoli, powoli dojde i do ciebie. w kazdym razie dziekuje za link!
feedback cd – no i ten allain de botton u szczygla! tez jeden z moich pieszczoszków
jadro ciemnosci przezylam gleboko nie tak dawno – i opisalam na blogu
jak rzucilas tytulem numeru to mi sie od razu skojarzyl film „the way back”, bo tam rzeczywiscie ida, ida i ida. fajny pomysl z powtórzeniem ich drogi i ciekawy wywiad
antonia cudowna, ze wysoce ceni iwadzkiewicza – zupelnie moje klimaty! a tak na marginesie, gdyz lubisz mariaz kino-literatura to cytaty ze slawy i chwaly podobne sa do komentarzy z filmów ternece’a mallicka; zwlaszcza cienkiej czerownej linii
no i wspanialy wywiad z ilustratorami! ilustarcja graficzna ksiazki to jej dopelnienie – wychowana jestem na „poczytaj mi mamo”, szancerze, uniechowskim itp. TEZ uwazam, ze ksiazki mojego dziecinstwa byly pieknie zdobione
ogólnie: gratulacje za numer
M., Czytelniczko kochana!
Szczygieł wymiata! Ten numer rzeczywiście jest jego, ale cieszę się niezmiernie, że nie poprzestajesz i szukasz dalej.
Antonia Lloyd-Jones imponuje mi swoją niezależnością i zaradnością. Żyć z tłumaczeń i umieć sobie zaaranżować działanie w sensowny i efektywny sposób… podziwiam.
Rzeczywiście Iwaszkiewicz to postać, której chyba wciąż nie doceniamy. Był u szczytu, bilans historyczny wymusił upadek ze schodów… a powroty są nieuniknione. Chyba że literatura piękna popadnie w jakiś szczególny regres, w odstawkę. Ale póki będzie się chciało czytać, póty Iwaszkiewicz będzie w obrocie. Jestem fanką opowiadań. I nawet nie dlatego, że miały szczęście do genialnych adaptacji filmowych (a miały!). Ze Sławą i chwałą natomiast przydarzyło mi się zaniedbanie. Czytałam w czasach licealnych, podobał mi się klimat, ale coś tę lekturę przerwało i nie doczytałam. Lepiej pamiętam aurę opowieści niż przyczynę jej zarzucenia. Powinnam wrócić.
Ale zachodzę w głowę, co z tą analogią do Malicka… Że refleksyjność podobnego kroju, tak?
Dumna jestem z Archipelagu. To taki żyworodek, któremu bardzo dobrze życzę. Tworzy się numer jesienny. :)
Pozdrawiam, już z wielkopolskich nizin (a wróciłam ze szczytów).
witaj z powrotem na nizinach! ja jestem niemal z gór (kraków), a mieszkam teraz nad morzem – mozna mówic o degradacji poziomicowej ;-)
to bylo tak: niedawno w TV dawali „the new world”. malicka charakteryzuje dbalosc o detal i duza wrazliwosc na piekno. indianie mieli wspamiale, unikalne malunki na twarzach i kazdy z nich zostal wystylizowany inaczej. przyroda wokól – istna bajka. w tle muzyka wagnera. to j takie piekne, ze az sie nie da przyswoic. o ile pamietan w cienkiej czerwonej linii ktos (narrator?) mówi na wyzwalanych wyspach pacyfiku wlasnie cos o wszechogarniajacym pieknie (choc swiat wojny kontrastuje brutalnie). podobna wrazliwosc znajduje u iwaszkiewicza (koncze wlasnie „SIC”). zreszta takze milosz i kolakowski podkreslali duza wrazliwosc iwaszkiewicza na przyrode. podobnie jak mallicka, u JI samotnosc czlowieka i dramatyczne wydarzenia stoja w ostrym kontrascie z budzaca sie do zycia przyroda na wiosne itp. z jednej strony nasze machanie lapkami, zeby przezyc, a z drugiej niemal monolit sztuki – porazajace piekno sztuk plastycznych, glebokie pzrezycia teatru czy wywolane muzyka (rodzice edgara szyllera to tez wagnerysci). czlowiek idacy na smierc dostrzega pysznosc i wspanialosc przyrody. z tym, ze JI j lepszym dramaturgiem niz TM
M., ale to fajnie ujęłaś. :)
„to jest takie piekne, ze az sie nie da przyswoić” ….
I ten kontrast. Romantycy uwielbiali wyszukiwać analogię między stanem ducha a aurą świata natury. Budzi się miłość – rozkwita ogród, ktoś zdesperowany rozmyśla o samobójstwie – garść uwiędłych liści i kikuty drzew. Kontrast poraża swoją prawdą, przełamuje ten romantyczny egocentryzm.
Ach, to na świeżo jesteś ze znajomością IJ. Czekam aż wrażenia spiszesz i ogarniesz. :)
dziekuje serdecznie za kompliment! „slawe i chwale” czytam niemal co lato – teraz akurat jestem przy powstaniu warszawskim (tak sobie zazwyczaj planuje timing). to ksiazka mojego zycia i za KAZDYM razem cos nowego dla siebie znajduje! ale pisac o tym nie bede na blogu – bo to, powiedzialabym, zbyt intymne. dla mnie to polska w pigulce – przynajmniej ta polska, z kt sie identyfikuje