po drodze

Johan Theorin, Zmierzch, Wydawnictwo Czarne
Johan Theorin, Nocna zamieć, Wydawnictwo Czarne
Johan Theorin, Smuga krwi, Wydawnictwo Czarne

AUDIOBOOKI. Czyta Andrzej Mastalerz

Po drodze, czyli między punktem A i B. W drodze do kina (trwa Transatlantyk) lub z powrotem, przy prasowaniu i przy  przesadzaniu kwiatów. Pedałując lub piłując paznokcie. W zasadzie każda okoliczność jest dobra. Lektor bez zarzutu. Tym bardziej pisarz. Ponieważ wyznaję zasadę, że nigdy nie jest za późno, więc nie będę sobie wyrzucać, że dopiero teraz rozpoznaję, kim jest. O Theorinie pisało już wielu, te charakterystyczne okładki zapadły mi w pamięć. Dopełniały blogowe recenzje – ja też nimi oszpecę swój tekst, choć słuchając, nie musiałam przecież ich oglądać. Są paskudne. Jeden szkopuł: trudniej cytować ze słuchu i w zapisie nazw własnych zdaję się na to, co udało mi się potwierdzić w cudzych relacjach. Niezidentyfikowane nazwy przywołuję peryfrazą. 

Johan Theorin, Zmierzchskąd się bierze pisarz?

No właśnie: świetnie, gdy jest skądś. Johan Theorin jest z Olandii. Tu spędził dzieciństwo, tu ma korzenie, stąd wywodzi się wiele zasłyszanych historii, które przetwarza w swych powieściach.  Olandia to znak firmowy. Każda z jego czterech powieści rozgrywa się w tutejszych miasteczkach, Zmierzch – jesienią, Nocna zamieć – zimą, Smuga krwi – wiosną, a sierpniowa nowość (14.08.2013) Święty Psychol – latem. Istny Vivaldi.

OLANDIA – druga  co do wielkości (obok Gotlandii) wyspa szwedzka, położona na wschód od stałego lądu (oddzielona Cieśniną Kalmarską, połączona 6-kilometrowym mostem!).

Latem jest rajem dla turystów, pozostałe pory roku czynią z niej krainę tubylców, ludzi oswojonych z morzem, chłodem, przestrzenią (samotnością, smutkiem i ciszą). Podszewka letnich kurortów to surowy pejzaż i klimat. A więc alvaretfåk [fok]. Pierwsze to „olandzki step”, rozległa równina wapienna, poprzecinana murkami niegdyś odgraniczającymi posiadłości. Niemal bez drzew, z licznymi krzakami jałowca, wyrastającymi z ziemi kamieniami, z morskimi latarniami i wiatrakami. Latem na tych łąkach szaleją storczyki (30 gatunków!) i gnieżdżą się ptaki, miesiące wegetatywne zdają się oczyszczać przestrzeń i rozsuwać horyzont.

Jesienią zdarza się mgła gęsta jak mleko. Zimą nierzadko nadchodzi ekstremalna zamieć (fåk). Szalone nawiewy śniegu, gotowe zamrozić lub oślepić (ziarnka lodu zmieszanego z piaskiem wdzierają się pod powieki). Jedna z bohaterek Theorina maluje ją szaro-czarnymi barwami, wcale nie bielą. Zmierzyć się z naturą to wrosnąć w ten kawałek ziemi, bez sentymentu, lecz raz na zawsze. To emanuje z tych, którzy spędzają tu cały rok. Ale magię tego magnesu najlepiej oddaje obsesyjna nostalgia mordercy, który tęskni do alvaretu w dalekich portach Brazylii czy Kostaryki (Zmierzch).

wszyscy lubią Gerlofa

Dlatego tak ważni w prozie Theorina są ludzie, którzy przeżyli tu lata. Dlatego tak ważny jest stary Gerlof Davidsson. Emerytowany szyper, lubiący rozmyślać i opowiadać. Niby nie on prowadzi śledztwo, ale bez niego nitki nigdy by się nie splotły. To, co oferuje, to po pierwsze przyzwoitość, przydatny punkt odniesienia w świecie wystawionym z ram. Po drugie: pamięć. I to zwielokrotniona, bo opowieści, które zasłyszał, legendy, przekazywane przez dawno minione generacje, bywają przydatne w uruchamianiu asocjacji i naprowadzaniu na nowe tropy. Po trzecie: racjonalizm, taki „agnostyczny”, czyli dopuszczający szczeliny, ale niestawiający fundamentów na tym, co grząskie. To jest o tyle istotne, że w świat Theorina wkracza realizm magiczny. W bardzo szczególny sposób. Wyobraźnia, odczucia, przeczucia, przywidzenia i przysłuchy. Nie ma dowodów na to, że „inny świat” istnieje. Ale nikt rozsądny nie może go całkowicie zanegować. Słowem: każdemu może się zdarzyć spotkać ducha, choć to jeszcze nie dowodzi, że duchy są realne. (Parafraza słów Gerlofa).

Gdy w Nocnej zamieci wsłuchujemy się w losy nieszczęśników z domostwa Åludden, wszystkich zamordowanych, utopionych, zatraconych… wiemy, że coś z tej historii jest przetworzone przez media pośredniczące: fantazję spisującej, rozmiłowanie w grozie przeszłości, ból człowieka w żałobie, niepewność emocjonalnych rozchwiań. Sami wyznaczamy granice irracjonalności – wszystko daje się zracjonalizować, choć totalna racjonalizacja też jest obłędem.

Z każdym kolejnym tomem Theorin posuwa się ciut dalej. I nie wiem, czy mu to wychodzi na dobre. Bajdurzenia Vendeli o elfach i trollach lekko naciągają strunę wytrzymałości (Smuga krwi). Szczęście, że nic na siłę, że czytelnik może znaleźć racjonalny wytrych. Szczęście, że w pobliżu jest Gerlof, dla którego ta tytułowa smuga krwi jest pasmem tlenku żelaza osiadłym na wapiennych skałach dawno temu, gdy wyłaniały się z morskiego dna.  

Johan Theorin, Nocna zamiećwarstwy czasu

Tu można różnie: doczepić się lub pochwalić. Johan Theorin rozgrywa swe fabuły w kilku planach czasowych. W Zmierzchu mamy początek lat 90. (kilka nowych tropów do zaginięcia sprzed lat) i sprawę z 1972 roku (zaginięcie dziecka), i retrospekcję sięgającą do lat 30. (dojrzewanie zła). Podoba mi się sposób odsłaniania przeszłości. Każdy element puzzli pojawia się w punkt. Zapowiada, zwodzi, zaskakuje. Bo trzeba dodać, że Theorin jest sugestywny, naprowadza, rzuca światło na tropy, które na ostatnim zakręcie tracą ważność. W wilczej skórze odnajdujemy owieczkę, a w owcy wilka. Fajne, chociaż można by rzec, że i nieprzewidywalność może być przewidywalna. Gdy się powtarza. 

W Nocnej zamieci dzieje mieszkańców Åludden sięgają połowy XIX wieku, choć przeprowadzka ze Sztokholmu obecnych właścicieli tej posiadłości to połowa ostatniej dekady XX wieku. Tamte historie współbrzmią ze współczesnymi. A my smakujemy przekładaniec w wersji 3D. Bo to i czasy się mnożą, i wątki, i perspektywy oglądu. Zwiąże je mocny kontrapunkt – myślę, że nie zdradzam więcej niż tytuł – rozgrywający się podczas spektakularnej bożonarodzeniowej zamieci.

W Smudze krwi – podobnie – serwowane są czasowe przebitki. Dzieciństwo Pera i Ventuli (mniej więcej 35 lat wstecz), wspomnienia Gerlofa i notatki jego żony, wreszcie główna sprawa kryminalna, dotycząca przemysłu pornograficznego w Szwecji, sięgają w przeszłość. To dobry chwyt, zwalnia pisarza z mnożenia spektakularnych wydarzeń w czasie teraźniejszym. Mnie daje to oddech, odpowiednie tempo bez zadyszki. Jednak jako czytelnik marudny muszę pomarudzić, że trzeba by zaostrzyć reguły gry: raz wykorzystane pomysły zarzucamy.

Smuga krwiutrata

Wątki kryminalne to jedno. Wątki psychologiczne – drugie, nie mniej istotne. Za nietypowe uważa się u Theorina to, że główna zagadka kryminalna toczy się mimochodem, śledztwo albo nie zostaje w ogóle wszczęte albo prowadzone jest domysłami osób postronnych. Dużo ciekawszy wydaje się smutek zranionych. Właśnie o nim są powieści Theorina. I dlatego warto je czytać.

Julia piętnaście lat temu straciła syna. Nie było jej w domu, inni domownicy nie spostrzegli jak pięciolatek wyszedł za ogrodzenie, zabłądził w mgle, najpewniej utopił się w morzu. Choć nie wiadomo. Julia wciąż wyobraża sobie, że spotyka dwudziestolatka, który jest jej ukochanym, utraconym, Jensem. Nierozsądne. Minęło przecież tyle lat. A ona wciąż nie może zacząć niczego od nowa. Brakuje kropki.

Żałoba Joakima jest świeża, lecz nie zmierza do wypalenia, może się ciągnąć latami, może stać się gangreną lub trądem. Niewykluczone, że śmierć Katerine była wypadkiem. Niejasność okoliczności pozornie jest nieistotna, nic nie zmieni przecież braku w odzyskanie. A jednak stary Gerlof ma rację, gdy posyła Joakimowi nagraną na taśmę opowieść, zaczynającą się od zdania: „Nie przyniesie ci to ulgi. Wiem. Ale wszyscy czujemy się lepiej, gdy otrzymujemy odpowiedzi na zadane pytanie”. 

Bohaterowie Smugi krwi też są ludźmi, którzy stracili niejedno i którzy boją się kolejnych utrat, choć nie mają złudzeń, że życie szafuje nimi hojnie. Więc jeśli minęła miłość (Per), uleciała pewność siebie i niezależność (Ventula), sprawność ciała progresywnie zanika (Gerlof), to niechby choć udało się odzyskać zdrowie dziecka, spokój i możliwość biegania. Joging i alvaret to naczynia połączone. Kto się wybiera na Olandię, niech pamięta o butach do biegania i o dresie. Bezsprzecznie.

a ja wolę… 

Mnie najbardziej ucieszył pierwszy tom, czyli Zmierzch. Skromny, literacko może mniej urozmaicony, najmniej naszpikowany atrakcjami lokalnych wierzeń, realistyczny. Przyznaję, że Nocna zamieć ma ciut większą finezję, drugi i trzeci plan jest równie dopracowany jak pierwszy (czyli świat duchów i świat postaci z dalszego planu jak policjantka Tilda czy matka zamordowanej, Mirja). Tom trzeci jest na wyznaczonym mu przez los miejscu trzecim. Bo nawet zakończenie, które Theorin zwykł budować mistrzowsko, zaskakująco i tak, że wszystkie puzzle stykają się, gdy tylko pojawi się na planszy ten właściwy, w Smudze krwi jest co najwyżej w porządku. Ale: w porządku to nie znaczy źle. ;) Może tylko Max, mąż Venduli, jest nazbyt karykaturalny. Bo połączenie gnojka, dupka, zarozumialca, pyszałka i tępego zazdrośnika w jednym to odrobinę za dużo.

No zobaczymy, zobaczymy… Jeśli napisany został kwartet oslandzki, a ja skosztowałam jego trzech tytułów, to niewykluczone, że sięgnę po czwarty kawałek tortu.  Bo może właśnie na nim jest wisienka?

10 komentarzy do “po drodze

  1. Ojtam

    Jakoś tak w zeszłym roku zachwyciłem się Theorinem. Od „Zmierzchu” nie mogłem się oderwać. A było to krótko po przeczytaniu Millenium, więc apetyt w miarę jedzenia trochę wzrósł.
    Najbardziej intrygujący jest dla mnie ten jego sposób wprowadzania czytelnika w akcję i wciągania go w pułapki, które zastawia. A z każdą pułapką nasza ciekawość „kto zabił” wzrasta. Słusznie prawisz Tamaryszku : Theorina warto czytać.
    A swoją drogą, co ci Skandynawowie w sobie mają, że potrafią takie kryminały pisać?

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Fenomenu skandynawskich kryminałów nie zgłębimy. Trafiła im się „klęska” urodzaju.;) Ale odnalazłam w sieci wywiad z Theorinem i według niego wysyp zaczął się 20 lat temu, a ścieżki (również na rynek europejski) przecierał Henning Mankell (znam i cenię). Przedtem to nie bylo komu tradycyjnych nagród przyznawać – teraz krytycy nie nadążają z czytaniem. Sam Theorin spośród swoich rodaków wskazuje na trzy nazwiska (znane mi tylko ze słyszenia): Hakan Nesser, Karin Alvtegen, Asa Larsson. Wywiad przeczytaj, myślę, że zainteresuje Cię przynajmniej jedna odpowiedź (obstawiam).

      W porównaniu ze Stiegiem Larssonem kryminały Theorina są wolne od polityki, od spraw społecznych może nie, ale na mniejszą skalę je ukazują. To w czym siła? W psychologii? Ja bym widziała tę mocną stronę w sztuce opowieści, w nieco (nie za bardzo) smutnych bohaterach, w przywiązaniu do miejsc i do zwykłych rytmów. Wszyscy jesteśmy Olandczykami!

      Ojtam, przeczytaj Nocną zamieć. :) Pozdrawiam!

  2. ZygmuntMolikEWA

    Tamaryszku, dzięki tobie wiem, że ludzie czytaj’om a komary nie gryzą bez zwi(on)zku.
    W związku z tym też wiem, że wolę już nasze ekstrema, tym bardziej, że p. premier obiecał:
    Do 2030 zabezpieczymy ojczyznę przed tym co w przyrodzie fuj!.Tak nam…. (patrz Rota).
    Nie za zbytnio wierzę w pamięć Gerlofa niejakiego, wiem po sobie co ‚pamięć’ z nami wyrabia.
    Tak, si, si, może być obłędem.
    … zarzucam zatem autosugestie, że takie lata osiemdziesiąte (np.) mogły dać mi w kość
    i położyć się cieniem (?)
    Pomijam ‚utratę’, utraciłam za wiele. Wystarczy mi ‚co wolę’..
    Więc, czasem na pohybel wisience, wolę. Fajnistszy bywa tercet bez możliwości rozwoju.

    Co nie znaczy, że to, o tym co piszesz i piszesz udatnie, jest takie sobie. Legko zazdrośna – E

    Odpowiedz
    1. Ojtam

      podążam za nimi i patrzę, co robią, mając nadzieję, że mnie czymś zaskoczą. Dobrze obstawiłaś :))

    2. tamaryszek Autor wpisu

      Ewo, ugryzł Cię komar! Komar ortograficzny! :) Myślisz, że istnieje jakiś związek z trollami?
      Obietnicę premiera przegapiłam. Ale do 2030 chyba zdążą powtórzyć.;)

      Z Gerlofem jest tak, że w pierwszej części zbliża się do ósmej dekady, a w dalszych ją przekracza. Reumatyzm trochę go trzepie, łupie w stawach. No, maratonu Gerlof już nie przebiegnie. Rezyduje w domu opieki. Ale umysł i zęby działają mu bez zarzutu. Gdyby koniecznie trzeba było wybierać (buuuu…), to też obstawiłabym te dwie części na starość. Rany! Jeszcze nogi i żołądek! I włosy. Oż, co za głupia wyliczanka… Cała chcę być do końca.

      Co do możliwości rozwoju: pory roku się kończą, kwintetu nie będzie.;)

  3. kasjeusz

    Tak, te okładki rzucają się w oczy: sama nie wiem, czy są brzydkie, czy jednak właściwe (bo spełniają swoje zadanie: zwracają uwagę na powieści).
    Świetnie się czyta (bo i świetnie piszesz) taki zbiorczy tekst o książkach jednego autora!
    „raz wykorzystane pomysły zarzucamy” – Albo znajdujemy nowy atrakcyjny sposób podania tego samego pomysłu. ;)
    Jeśli natrafisz na wspomnianą wisienkę, daj znać. Rozważam podróż literacką (tu miałam dopisać „oczywiście”, ale podumałam chwilę i myślę sobie – kto wie, może i rzeczywistą?) na Olandię.
    Uściski,
    kasjeusz

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Kasjeusz, jeszcze zdążysz! Jeszcze ponad trzy tygodnie wakacji! Co prawda moja mobilność ostatnio się stępiła, jakiś zrzędzący duszek podpowiadałby mi, że eee…tam, latem za dużo ludzi, nie znam szwedzkiego, nie chcę na kilka dni… Obiektywnie: uważam te smęcenia za jałowe, więc nie zarażaj się.

      O co chodziło Wydawnictwu, które zdecydowało się na tak nietypową dla siebie szatę graficzną? Zagadka. Mam nadzieję, że nie kryminalna.;) Najsłabsza (jeśli brzydotę można stopniować) jest Smuga krwi: na pierwszym planie malutki podpalacz z kanistrem benzyny, na drugim elfy, dalej trolle. Co w powieści jest w sferze pogranicza (a mój czytelniczy wybór sytuuje to w sferze wyobraźni, przywidzeń) tu zostało udosłownione. Zadrżałaby mi ręka przed kupnem w księgarni.

      Słusznie, słusznie! Domaganie się od autora wciąż nowych pomysłów jest przesadą. Twoje oczekiwanie jest dużo bardziej cywilizowane. :) Powtarzalność buduje klimat. Ale i tak jestem ciekawa co dalej? Theorin opisał czwartą porę roku na Olandii. Gerlof coraz starszy. Pisarz chyba rozgląda się za nowym, niech mu elfy wkładają pomysły w sny. :)

  4. Kaye

    Świetny tekst podsumowujący trzy części kwartetu olandzkiego:) Ja również pozostaję pod wielkim wrażeniem pióra Theorina, choć najbardziej wzruszył mnie „Zmierzch” mimo że wśród dostępnych opinii przeważają zwolennicy wyższości „Nocnej zamieci” :) Ciekawa jestem, czy w czwartej części Theorin wróci do poziomu dwóch pierwszych książek. Z nazwisk twórców szwedzkich kryminałów wymienionych w wywiadzie przez Theorina zetknęłam się z Karin Alvtegen i Asą Larsson. Mimo ich niewątpliwych zalet, jednak wolę Theorina;) Pozdrawiam!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Kaye, wiem, że czytałaś i pisałaś o Theorinie. Mam podobne wrażenie, że Nocna zamieć zbiera najwięcej pochwał. I mam to samo ciążenie ku Zmierzchowi. Niektóre rozwiązania ze Smugi krwi przyjmowałam mocą kredytu, jakim obdarowałam Theorina przy wcześniejszych tytułach. Bardziej Per niż Vendula. Też wciąż mnie ciekawi, co będzie w części czwartej. Lato, więc wioski zaludnią się turystami. Szykuje się rewolucja w olandzkim klimacie.;) Chciałabym, by szybciutko pan Mastalerz przeczytał na głos Świętego Psychola, będę czekać na wersję audio. No i co też za okładkę zaproponują? Bo mimo czepialstwa z przyczyn estetycznych, pochwalam konsekwencję. ;)

      Szwedów póki co odłożę na „potem”, bo ja rzadko czytam cyklicznie. Wolę zmieniać światy. Pozdrawiam wakacyjnie!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.