Tytuł w sam raz dla mnie. I właśnie tytuł jest kluczem do opowieści Villenueve`a. Polska wersja zwłaszcza. W oryginale – Arrival – po prostu przyjazd, przybycie Obcych na Ziemię. Dwanaście kosmicznych obiektów zawisło nad dwunastoma ziemskimi obszarami. Wybór miejsc nie jest oczywisty (USA, Rosja, Chiny, Sudan etc.). Obcy! Po co przybyli? Czyżby inwazja? Są domniemanym zagrożeniem – bez względu na to, czy okażą się prymitywni czy po stokroć doskonalsi od Ziemian. Nieważne co nam chcą zabrać, na pewno coś. Z mnogości możliwych strategii i postaw – ta jedna pojawia się zawsze. Boję się, więc atakuję. Zanim jednak zabrzmi vox populi, zanim demagodzy chwycą za mikrofon (czytaj jak chcesz: za broń, media, bęben), ktoś pod presją acz spokojnie wypracuje drogę mediacji. Dlatego możliwy jest ciąg dalszy. Dlatego, że frontmenom konfrontacji nałożono cugle.
Tuzin obcych obiektów. Pięknych jak kamień. Doskonale niedostępnych.
„Pukam do drzwi kamienia.
– To ja, wpuść mnie. (…)
– Nie wejdziesz – mówi kamień –
Brak ci zmysłu udziału”.
(Szymborska, Rozmowa z kamieniem)
***
Louise Banks (Amy Adams), utalentowana lingwistka rozszyfrowuje język przybyszów. Towarzyszy jej fizyk, który ma kosmitów za język pociągnąć i zdobyć kilka technologicznych patentów. W języku tkwi sekret i nadzieja. Jest bronią i darem jednocześnie. W jednej z początkowych scen on podczytuje wstęp do jej językoznawczej książki – o tym, że początek tkwi w języku (może inicjować spotkanie lub konflikt). Truizm? Louise mówi, że wstępy książek zawsze są pełne banału. Villeneuve ogrywa potencjalny zarzut. Skutecznie. Nie będzie truizmów. Ta historia – z nietypowym dla sci-fi rozłożeniem akcentów – jest przygodą lingwistyczną! Najpierw mozolną rozgrzewką z wyczuwaniem konstrukcji zdań pytających i oznajmiających, z podawaniem imion, ustalaniem czy wypowiedziane znaczy dla odbiorcy to samo, co dla nadawcy. A później dzieją się cuda. Nie tyle w akcji, bo ta jest dość niespieszna, co w sferze estetyki i w percepcji czasu (a każdy manewr z czasem, to działanie o rewolucyjnych skutkach!).
Po pierwsze estetyka: przybysze posługują się pismem sejsmograficznym (!). Z macek wypuszczają czarny dym, który zastyga w formie amplitud zamkniętych w okrąg. Różniących się od siebie jak płatki śniegu – niby takie same, a każdy inny. Dopóki są pojedyncze, Louise je oswaja. Wystarczy do tego otwarcie na drugiego, zdjęcie maski (kombinezonu), uważność. To, co zwykle w komunikacji. Plus dodatek ekstra: talent lingwistyczny i chyba nieświadome wejście w rolę medium. Gdy Louise zacznie śnić w nowym języku, zobaczy swoje życie w innym świetle. Słychać echo Wittgensteina. Poznając język, rozsuwasz granice świata. Język to klucz do zrozumienia tego, co wokół i tego, co w środku.
Po drugie – czas. By coś powiedzieć, słowa muszą wydobyć się z nas w określonym porządku: litera, słowo, zdanie, tekst. Gdy zaczynam pisać, nie wiem, dokąd dobrnę. Percepcja też jest procesem. I tu pulsuje źródło kosmicznej innowacji. Gdy kosmici przekazują komunikat (rozbudowane memento), czynią to synchronicznie. Wystarczą dwie sekundy. Jednocześnie pojawia się wstęp i akord końcowy. Tysiące znaków wyświetlających się naraz, choć w określonej sekwencji. Wykres rozedrganych czarnych ikonek. Oszałamiający! Tłumacz nie da sobie z tym rady dopóty, dopóki ta równoczesność nie przekoduje mu mózgu. Czas przestaje być linearny. Nie jest też w znany nam już sposób cykliczny. Czas po prostu jest: trwa teraźniejszość i – jak zawsze – tylko ją można przeżywać. Ale drgania przeszłości i przyszłości są na wyciągnięcie ręki, na okamgnienie.
Wydawało się podczas seansu, że Louise ma za sobą intensywne doświadczenia szczęścia i bólu, (narodziny i dzieciństwo córki, potem jej śmierć), że wracają do niej w pamięci. Tymczasem ich początek jest dopiero przed nią. To znaczy, że w tym wyimaginowanym świecie Villenueve`a, jeśli skorzysta się z daru synchronii, można nosić w sobie przeszłość i przyszłość. Można nawet przeżywać szczęście, mając świadomość, że jest śmiertelne. Zaczynać z nadzieją, choć bez złudzeń, że uda się uniknąć rozpadu.
Nie mam patentu na wyjaśnianie tytułu, ale wrócę do zapowiedzi, że uznaję go za znaczący. Nie w tym rzecz, że po „przybyciu” Istot z Kosmosu zmieniło się życie na Ziemi. Nie trzeba by było wówczas dodawać przymiotnika. Tymczasem „nowy” znaczyć może „inny niż sądzisz”, taki pra-, pra-, prapoczątek. Niewykluczone, że wszystko ma swój początek gdzie indziej niż się zdaje.
Nowy początek (Arrival) – reż. Denis Villeneuve, USA 2016
***
Są dwa filmy, które z przekonaniem dedykuję na nadchodzące Święta. Nowy początek jest jednym z nich. Niech będzie, że potwierdzę to życzeniami, do których mnie zainspirował.
∼ DLA TAMARYSZKOWYCH GOŚCI ∼
By czas sacrum sprzyjał szczęściu i pozwalał ujrzeć niejedno w innym świetle.
By dało się wierzyć, że nie każda inność jest inwazją.
By odkryć język, którym możemy mówić do siebie pięknie i zrozumiale.
Niech teraźniejszość ma swój czas,
pomimo cieni z przeszłości i obaw o przyszłość.
Może jeszcze…, by dało się zacytować postać z tego filmu:
– Niesamowite! Nie to, że spotkałem kosmitów, lecz że udało mi się spotkać Ciebie –
z pozdrowieniami świątecznymi,
tamaryszek
‚Nowy początek’ to bardzo symboliczny tytuł, a przy tym świąteczny – wszak Boże Narodzenie to też początek. Filmu nie znam, może kiedyś uda się obejrzeć ;). Ale życzenia: CUDNE. Dziękuję. I … to niesamowite, że jesteś, Tamaryszku. Bądź i opisuj nam pięknie i zrozumiale to, co widzisz w różnym świetle, pomimo cieni i obaw.
Radosnych Świąt.
Dzięki za szybki odzew i tak uważne przyjęcie życzeń. Odwrócone brzmią jak wyzwanie. ;)
Podejmuję :)
Dobry początek nie jest zły. A najlepsze są „nowe początki”, gdy coś już trwa i zyskuje lepsze światło, by to dostrzec.
Radości i jasności, również na Święta :)
Widziałam, i uważam pomysł za genialny; oczywiście realizacja też świetna, ale pomysł – zachwycający! Aż strach, że gdyby nie mój towarzysz życia, pewnie machnęłabym na ten film ręką, „bo o kosmitach”. Ja też, widać, muszę popracować nad otwartością :). Tamaryszku, odwzajemniam Twoje piękne życzenia! Wszystkiego dobrego w Święta i w nowym roku!
Naio,
dziękuję za wzajemność i za ciepło. :)
Co do kosmitów:
primo – aura kataklizmu i przygody w ogóle na mnie nie działa, science nie inaczej; ale trzeba przyznać, że cały margines kwestii filozoficznych świetnie się w takim kinie rozszerza i żyje własnym życiem; partner z uchem na te sprawy jest bezcenny. :)
secundo – Villeneuve (po Sicario!) skręca coraz mocniej w stronę s-f; za chwilę będzie gotowy Blade Runner 2049, a potem jeszcze ekranizacja Diuny.
Może trzeba się będzie przekonać?
Pozdrawiam :)
W reżyserię Villenueve zaczynam wierzyć ślepo, i oby Blade Runnerem w nowej odsłonie mnie nie zawiódł, bo równego cuda się nie spodziewam, ale może uchroni mnie przed klaskaniem ręką w czoło.
A „Nowy Początek” bardzo dobry. I ten moment, w którym zaczęłam się orientować, że to może nie jest film o kosmitach :)
Wesołych Świąt Tamaryszku!
O rany!!! Liritio! Czy to Halloween?! Od marca tak u Ciebie posucha, że litości! Myślałam, że nie masz dostępu do Internetu. ;)
Ależ się cieszę, że jesteś! Wesołych!!
Łowcę androidów szanuję wielce. Liczę, że bez klasku w czoło się obejdzie. Ryzyko Villeneuve wysoko. ;)
A ja staroświeckiego zdrowia i świętego spokoju życzę :)
Obu łatwo o deficyty. Uciekają jak przez sito. Przyda się każda ilość :)
Dziękuję :) Tobie i wokół Ciebie też samej obfitości!
Ciesze się, że Villeneuve tak się rozkreca (zwrócil moja uwagę jeszcze swoim Pogorzeliskiem). Zaskoczeniem dla mnie jest to, ze robi to idac w kierunku sci-fi. Ale muszę powiedziec, ze nie mam nic przeciwko temu, bo od dziecka mam sentyment do tego gatunku (a od kiedy poznalem Lema, to również powazanie :) )
Dzięki Villeneuve zdecydowanie zyskuje genre’owa psychologia przez co znacznie przesuwa się akcent historii z elementow science i fiction na watek humanistyczno-filozoficzny (ze tak to niezgrabnie nazwe). Ale i tak caly film „niesie” znakomita kreacja Amy Adams.
Trochę moim zdaniem kuleje fabula tego filmu, ale na szczęście nie az tak bardzo, by go calkiem „polozyc”.
A przy okazji: dzięki za piekne i – jak zwykle u Ciebie – niebanalne zyczenia. Szczerze je odwzajemniam.
I przepraszam za brak niektórych znaczkow ale nie mam teraz dostepu do normalnej klawiatury.
Właśnie, znaczące są te przesunięcia: 1) reżyserów sprawdzonych w thrillerach społecznych (?) w stronę kina sci-fi i 2) kina sci-fi w stronę filozofii i humanistyki. Przynajmniej mnie to zaskakuje, bo fanką futurologii nie jestem i być może dotąd nie doceniałam tej nadwyżki znaczeniowej.
W „filmach o kosmitach/o kosmosie” każde dzwonki brzmią jak dzwony. W Nowym początku – jeśli uwzględnimy końcowe wielkie pojednanie Ziemian – też brzmi ta nuta.I prawda, że w scenariuszu są pod koniec pewne skróty, przyspieszenia. Mnie by nie przeszkadzało, by przy języku i sejsmografii pozostać dłużej. A wygląda na to, że reżyser/producent z zadyszką biegnie do finału.
Jestem jednak pod bardzo pozytywnym wrażeniem. :)
Dziękuję za wpis w roboczych warunkach. :) Pozdrawiam :)