wypełnić pustkę

Wypełnić pustkę, reż. Rama Burshtein, Izrael 2012 

W polskich kinach ten film pojawił się latem (lipiec 2013). Kto to widział, by taki film wprowadzać w obieg w takim czasie?! I właśnie dlatego niejeden może westchnąć, że nie widział. A szkoda, bo warto. Ja mogę dodać, że nawet nie słyszałam, choć zapewne mogłam, bo tytuł został doceniony m.in. Pucharem Volpi (Wenecja 2012), czyli nagrodą dla najlepszej aktorki – Hadas Yaron w roli Shiry.
I tak jak wszystko w życiu przydarza się parami, tak jednym przypadkiem zobaczyłam ten film w sali kinowej, a drugim przypadkiem dostrzegłam go dwa dni później w roli gadżetu przy najświeższym numerze „Focusa”. I już go mam.

Chasydzi

Wchodzimy w świat współczesnych chasydów. Brzmi co prawda jak oksymoron: jaka tam współczesność, skoro rytuały i styl życia wywodzą się z najstarszych tradycji, a celowe zamykanie się na wpływy świata (media, kontakty z gojami, modne trendy) tworzy warstwę impregnującą przed nowoczesnością. Ważne, że poznajemy współczesnych chasydów z perspektywy reżyserki, która się z tego środowiska wywodzi. I darzy je zrozumieniem, które i widzowi może się udzielić. Rzecz jasna oglądam świat egzotyczny. Rozumienie bierze się stąd, że w tę opowieść nie wkracza „obce oko”, więc to, co się zdarza, przyjmowane jest naturalnie, osadzone w zrębach, które nikogo tu nie dziwią.

Uderza mnie zwłaszcza silne poczucie wspólnoty. W czas jednego z chasydzkich świąt mężczyźni tłoczą się w domu rabina, wchodzą gromadnie do salonu, gdzie dzielą się problemami, otrzymując po wysłuchaniu stosowne finansowe wsparcie. Jak – nie przymierzając – na seansie u Vito Corleone ;). Śpiewa się przy tym i energicznie wystukuje rytmy. Śpiew i muzyka są fenomenalne. I te oryginalne pieśni chasydzkie, i to, co przygotowano specjalnie do filmu. Akordeonowa muzyka Shiry czy tło muzyczne ilustrujące wybrane sceny. Proszę posłuchać motywu przewodniego.

Drugie, na co zwracam uwagę, to określony model rodziny. Małżeństwa kojarzone przez swatów, tworzone pod czujnym okiem starszyzny, z konieczną aprobatą rabina. Spojrzenie człowieka Zachodu bywa w tym temacie sceptyczne. Bo mamy w głowach inne wzorce: miłość, która wiąże nie czekając na błogosławieństwo, która rodzi się z ognia i bez przymusu albo ze wspólnoty przeżyć, z bliskości, manifestującej się na tysiąc sposobów zanim okrzepnie w decyzji na tak. Różne tam mieć możemy w głowie i sercu matryce, ale na ogół chcemy spontaniczności i nieskrępowania w wyborze. A tu: swaty, ślub z człowiekiem, o którym więcej nie wiesz niż wiesz i w ogóle… ta gotowość do małżeństwa jakby ono było jedyną możliwą drogą i jakby trzeba było na nią wstąpić najszybciej jak się da. Powiem tak: nie będę tu roztrząsać wolności człowieka zanurzonego we wspólnocie i tradycji, bo nie starczyłoby mi kompetencji i mogłoby zabraknąć wirtualnej przestrzeni. W tym konkretnym przypadku, którego dotyczy opowieść, ujmuje mnie dojrzałość, gotowość do miłości i świadomość, że ona możliwa jest wtedy, gdy nie zatracasz siebie.

Fotografia powyżej, „portret rodziny we wnętrzu”, jest dobrym punktem wyjścia. Panowie w czarnych chałatach, z obowiązkowym nakryciem głowy – żonaci w futrzanych sztrajmlach, kawaler ma kapelusz. Kobiety ubrane skromnie, odświętnie, więc na biało, również z nakryciem głowy (na co dzień ten zmyślny kapelusik bywa weselszy). Niezasłonięte włosy może mieć tylko panna.
Plan pierwszy: rabin i jego żona, Rivka. Ich córki: niezamężna Shira z zaproponowanym przez swata kawalerem oraz (po prawej) Esther z mężem Yochayem. 

W środku drugiego rzędu – ciotka, nie ma rąk, nigdy nie wyszła za mąż, a mimo to w kapeluszu, bo tak doradził rabin. To unik od uciążliwych pytań. Nie unika ich nieobecna na zdjęciu Frieda – piękna i dobra, ale niemająca szczęścia do swatów. Gdy zaręcza się jej młodsza siostra, słyszy zewsząd: „obyś ty była następna”. Słowa ciepłe i współczujące, ale nie wątpię, że doprowadzające do szału („myślisz, że nie mam życia, bo nie wyszłam za mąż?!” – odpowie później i brzmi to tak, że chętnie obejrzałabym film o Friedzie).

Esther jest w ciąży, niestety, umrze przy połogu. A jej (przystojny jak sto diabłów!) mąż, który wyznawał: „Kocham cię, jesteś moją Torą”, pogrąży się w rozpaczy. Pustka, którą w sobie odnajdzie, wyda się nie do wypełnienia. Pustkę, równie dotkliwą, choć inaczej doskwierającą, czuje również ojciec i matka Esther. I jej osiemnastoletnia siostra, Shira, której swatanie usunie się na dalszy plan, by móc wpierw przeżyć ból i stratę. Tylko co dalej z pustką? Życie domaga się, by ją wypełnić.

Shira, Yochay, Rivka i MordechajŚmierć Esther jest jedną z początkowych scen, to pierwszy moment zwrotny. Dalsze wydarzenia koncentrują się na tytułowym wypełnianiu pustki  i priorytet ma to, co dzieje się wewnątrz bohaterów. Jeśli zdążyłam zaakceptować chasydzkie otwarcie się na wspólnotę, która wkracza i porządkuje świat każdego brata i siostry od spraw najprozaiczniejszych (kupno kuchenki) po egzystencjalne, to teraz muszę to przyzwyczajenie porzucić. Są propozycje i sugestie, ale też mocne veto samych zainteresowanych, którzy znają cenę życiowych decyzji. Nie podejmują ich nim dorosną, by je udźwignąć i zaakceptować skutki. 

Nietrudno się domyślić, że równolegle do swatania Shiry pojawi się temat szukania drugiej żony dla Yochaya. I że prędzej czy później pojawi się pomysł, by… Ale ani on tego nie chce, ani ona. Nie będzie fabularnych atrakcji, które zawiłością perypetii przekonałyby widza do nieuchronności tego związku. Paradoksalnie: ograniczenie akcji na rzecz subtelnej ilustracji dojrzewania i rodzenia się szansy na szczęście okazuje się czymś fenomenalnym. Kilka rozmów, spojrzenia, obecność i znikanie. Konieczność odsłonięcia swych pragnień, a najpierw rozpoznanie ich w sobie. Pomaga w tym prowadzenie kamery. Przewaga ujęć bliskich, zbliżenia twarzy. Dialog musi być oszczędny, by nie dublować obrazu. 

Oglądałam z dużymi emocjami. To bardzo kobiecy film – choć ma niejedno do powiedzenia mężczyznom.

Ujęły mnie dwie rzeczy. Pierwsza dotyczy gotowości serca, która poprzedza cały ciąg dalszy (i której brak ów „cdn” uniemożliwia). Druga to lęk, by nie być kimś zastępczym, nie wypełniać pustki po kimś innym. Dopóki nie zabliźnią się rany, nic nie jest możliwe. Zabliźnienie nie oznacza tu zapomnienia, zwłaszcza, że istnieje Mordechaj, synek Esther i Yochaya – to stan, w którym potrafimy widzieć tę drugą osobę bez potrzeby konfrontacji z własną (i jej) przeszłością. 

Yochay i Shira

27 komentarzy do “wypełnić pustkę

    1. tamaryszek Autor wpisu

      Ano, przynagla mnie to, że niebawem ten „Focus” zniknie. Choć obserwując politykę gadżetów, można się domyślić, że wróci dodany do innego tytułu. Szalej, Igorze i Morświnie, nic sobie nie żałuj. Bo myślę, że nie pożałujesz. ;) No i ciekawam, czy męski punkt widzenia czymś się od mojego różni. ;)

    1. tamaryszek Autor wpisu

      Tak to widzę. Babskie rozmowy, jedność losu, zwłaszcza więź matki z córką – dość niesamowite.
      Inna rzecz: co znaczy kobiecy? Jaka tam ze mnie prorokini jednolitej wykładni?! Nie kobiecy w sensie feministycznym, ani nawet w sensie matko-dzieckowym. Już raczej: kobieco emocjonalny i kobieco rozterkowy i kobiecy w sensie brania sprawy w swoje ręce. Bez tego, wiadomo, ani rusz.
      Nie wiem, kiedy pojawi się nowy numer „Focusa”, jak się pojawi, to film zniknie, ale nie ma próżni w naturze, więc wcześniej czy później wypłynie. :)

  1. szwedzkiereminiscencje

    mysle, ze chetnie bym obejrzala, a potem odetchnela: jakie szczescie, ze nie mój swiat! wspólczesni chasydzi jawia mi sie jako eskapisci. pewnie, ze moga zyc, jak uwazaja – tylko ze rezygnuja z roli aktywnej w spoleczenstwie. a kobiety sa szczesliwe pod warunkiem, iz sie znajduja w roli (kontrolowanej) gospodyni i matki – czesto jeszcze pracujacej zawodowo

    metoda rabiego i kozy czuje sie od razu szczesliwsza w swoim zyciu!

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      :) M. ten film, o dziwo, pokazuje chasydki jako kobiety wolne. (Warunek: zamążpójście). Ale coś czuję, że Ty byś tę wolność rozsadziła i spotęgowała. No, jakoś tak, żeby eksplodowały formy i by pojawił się jakiś socjologiczny imperatyw zmiany i otwarcia. ;)
      Metody rabiego i kozy nie kojarzę. – ?
      Natomiast sceny męskich spotkań przy stole, ze śpiewem, wódeczką i wspólnotową wymianą bolączek, to dla mnie egzotyka bez dwóch zdań. :)

  2. maria

    Ten film widziałam właśnie w lipcowy upalny wieczór i jestem jak najbardziej za, żeby nowe filmy pokazywać latem :) Przecież większość pracujących ma tylko 2 tygodnie letniego urlopu ! Wracając do filmu : piękne zdjęcia, cudna scena kiedy Shira z Yochayem i chłopcem odpoczywają w ogrodzie. Scena ostatnia, kiedy Shira czyta Psalmy, jakby sama siebie przekonywała o słuszności decyzji. I ta muzyka. Jest to dla nas pewnego rodzaju egzotyka, ale byłam w Izraelu i widok modlących się Żydów po Ścianą Płaczu był jednym z najbardziej wzruszających momentów w moim życiu. Widziałam mnóstwo par ortodoksyjnych : młode kobiety z kilkorgiem dzieci, mężczyzna tradycyjnie ubrany, ale jest w tym obrazie jakaś magia i spokój. Z tego co wiem młodzi ludzi z ortodoksyjnych rodzin mają wolny wybór co do przyszłości. Niejednokrotnie wyjeżdżają za granicę na studia. Tam robią kariery : naukowe, prawnicze. Podobno większość z nich po jakimś czasie wraca do wspólnoty, żeby toczyć życie zgodnie z tradycją…

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Tak, coś podobnego czytałam a propos reżyserki, powracającej na łono chasydyzmu. Nie dziwi mnie to – można dostrzec w tej wspólnocie jedną z możliwych życiowych dróg, wyrazistą i opozycyjną wobec światowego chaosu. Co nie znaczy, że świat jest wyłącznie chaosem, chasydyzm jedynym ładem, ani że komuś spoza tej wspólnoty łatwo (o ile w ogóle możliwe) byłoby się w niej odnaleźć. Wypełnić pustkę też sugeruje ową wolność, o której wspominasz. Myślę, że czasem schemat naszych wyobrażeń idzie dalej niż to jest konieczne.

      Co do scen (moja ulubiona część komentowania filmów!)… Ja bardzo lubię tę, gdy Shira idzie z ojcem i Yochayem do rabina. Przedtem nie chciala, teraz chce. Świetne jest samo spotkanie z rabinem, przerywane akcją z kuchenką. Ale mam w pamięci rozmowę przed wejściem, gdy oboje siedzą przedzieleni jakąś firaną. Nie patrzą więc sobie w oczy, choć mocno ku sobie spoglądają. Yochay pyta, dlaczego Shira go chce. „Z tych samych powodów, co ty”. Yochay: „Chcesz mnie o coś zapytać?” Shira: „Nie, nic mi nie przychodzi do głowy” (milczenie) „Może ty chcesz mnie o coś zapytać?” Yochay (ponownie, z uśmiechem i upartą dociekliwością): „Dlaczego chcesz wziąć ze mną ślub?” i dalszy ciąg: „Przecież powiedziałam”. „Nie, nic nie powiedziałaś”.
      Bardzo to lubię. Wiem, że nie brzmi efektownie bez obrazu. Zbliżenie na twarz Yochaya (uśmiech, spokój, ciekawość) i Shira ujęta z profilu, nieco niedostępna, tak jak widzi ja Yochay. No cóż, za moment wszystko się posypie, ale ta chwila nadziei jest ok. I widać (!), że dzieje się więcej niż to relacjonują słowa.

      I jeszcze zacytuję Liritio, jej wskazanie: „Dwie sceny: rozmowa z Yochayem, i potem „randka” z tym młodym człowiekiem, który był dla Yochaya tak bolesnym kontrastem. Bardzo subtelne i bardzo ładne, ze śmiechem Shiry na końcu”. Bo Liritio też pisała o tym filmie, dużo wcześniej niż ja, bo w sierpniu: KALEJDOSKOP

    2. maria

      Nie wiem, czy widziałaś w podobnym klimacie ‚Oczy szeroko otwarte’ Haima Tabakmana, ostatnio często pokazywany także w TVP Kultura. Ale to już zupełnie inna bajka …

    3. tamaryszek Autor wpisu

      Nie widziałam. Zajrzałam na FilmWeb, a tam zbił mnie z tropu opis dystrybutora. Cenne znalezisko, przyda się do zajęć z nowomowy. Muszę tylko rozszyfrować o co chodzi. O co chodzi autorwi notki. Film jest pewnie bardziej przejrzysty. A tak jakoś nie daję radę z tv, czasu nie starcza. Ale będę miala tytul na uwadze.

  3. szwedzkiereminiscencje

    egzotyka j bez watpienia – szczególnie egzotycznymi uczuciami napelniaja mnie meskie lydki wbite w biale ponczochy ;-)

    wiem, ze niektórym to pasuje. w stanach mieszkalam u polskich zydów. zona, z warszawy, chwalila sobie krótkotrwaly pobyt w kibucu – mieli za zadanie hodoac kury. ale polskie (krakowskie) usposobienie malzonka (z urodzenia takze zyd) wygnalo ich do USA, gdzie ona zrobila doktorat z chemii, a on zostal profesorem na uniwersytecie. Nie znasz historii o rabinie i kozie? Pewien pobozny zyd udal sie po rade do rabina. Rabi, mam takie starsznie male mieszkanie, poradz cos! No, to sobie wstaw tam jeszcze jedno lózko. Za jakis czas petent wraca: rabi, a u mnie jeszcze ciasniej! To sobie jeszcze wstaw stól do pokoju! Za jakis czas to samo – i znowu: wstaw sobie jeszcze czery krzesla. Ostatni raz interesant przychodzi z placzem: rabi, ja nie mam sie juz jak ruszyc! No, to wstaw sobie jeszcze koze! Petent wraca, niczym pileczka tenisowa, a rabi mu na to: a teraz wystaw wszystko na raz, z koza wlacznie! Za chwile wdzieczny petent wraca: rabi, jaki ty madry – ja mam teraz tak duzo miejsca w pokoju!

    co do

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      O, coś dla mnie! Też mi się zdaje, że mam za mało przestrzeni życiowej. Rady rabina wezmę pod uwagę. Może nawet już biorę. Bo czasami narastają mi pod bokiem różne sterty, co to wyrzucone dają wrażenie odzysku. :)

  4. liritio

    Nie wiedziałąm, trzeba będzie focusa kupić. Swoją drogą, ja to pisałam, Ty to pisałaś (u mnie), kto by nie stał za zdjęciami do „Wypełnić pustkę”, wiedział co robi, rewelacja.
    Podoba mi się, jak zwykle, Twój punkt widzenia. I skromność, że może kompetencji brak, ale swoje jednak uważasz.
    Określony model mnie nie wydaje się zgubny, chociaż tak naprawdę pojęcia nie mam, jak to wygląda. Wychowana ani specjalnie konserwatywnie, ani specjalnie religijnie w kulturze zachodu czuję się jak ryba w wodzie. Ale od jakby popkulturalnego „Skrzypka na dachu” zaczynając, na „Wypełnić pustkę” kończąc, wychodzi na to, że ludzie są tylko ludźmi i jakie obostrzenia by ich nie kierunkowały, finalnie liczy się charakter człowieka i bliskich, którzy go otaczają. I takie jest życie, niezależnie, z głupim nie pogadasz, może z poczciwym ostatecznie. A rodzina, szczególnie inteligentna rodzina, to wartość największa i nie ma co zaprzeczać, nosząc futrzane czapy czy nie.
    „Przystojny jak sto diabłów”, oj tak. Zdecydowanie tak.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      A wiesz, że w pejsach nawet bardziej niż bez? Dziwne.
      Właśnie to bardzo mi odpowiada w tym filmie, że nie ma tu tropienia chasydzkich „anomalii” i oryginalności, bo gdy się na nie spojrzy od środka, to wcale nie kłują i dają sporo swobody. I prawda, że tata bardzo oświecony (Twój ulubiony bohater). Ja bym obstawiała Friedę, jeśli oczywiście pominąć parę głównych postaci. Bo ta Frieda to nie jest monolit (czasem trochę za bardzo chce walczyć o swoje). Taki raróg w tym rodzinnym środowisku. ;)

  5. Ojtam

    Jak przeczytałem, że to kobiecy film, to pomyślałem, że będę unikał Focusa. Ale na szczęście wyjaśnienie tego określenia wzbudziło moje zainteresowanie filmem i już wiem, że pożyczę go od dobrej duszy.
    „Natomiast sceny męskich spotkań przy stole, ze śpiewem, wódeczką i wspólnotową wymianą bolączek, to dla mnie egzotyka bez dwóch zdań. :)” No popatrz, jaki świat jest dziwnie skonstruowany. Myślałem, że takie „rytuały”, to w co drugiej polskiej rodzinie są w każdy weekend ;)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Oj, Ojtam, czmychasz przed kobiecym! To błąd. Na szczęście – być może – naprawialny. Niewiele jest kwestii, które mogą Cię zainteresować bardziej niż niepokój dorastającego dziewczęcia, które czym prędzej chce wiedzieć, kto jej pisany. Jedną z moich ulubionych scen jest scena pierwsza, absolutne preludium. Supermarket. Shira z mamą chodzą między półkami i polują. Podobno w sklepie jest zaproponowany przez swata kawaler. Shira za chwilę go ujrzy i już będzie wiedziała, kogo pokocha (siłą woli). Znajdują go w końcu na nabiale, w pozycji niezniewalającej i zapowiadającej siedem nieszczęść. I myślisz może, że osiemnastoletnie dziewczę odwróci się na pięcie i poszybuje dalej??? To by było nietrafne myślenie. Kobieta jak się uprze, że pokocha, to nie ma zmiłuj. Jak Eliza pana Sułka. No tu nastąpią większe zamieszki, ale gdyby nie nastąpiły, byłaby Eliza i Sułek. Bardzo prawdziwe, bardzo. Ino obejrzyj.;)

  6. PawełW

    No i obejrzałem. Było warto. Dla mnie to dobry portret mądrych Kobiet, które wypełniają pustkę otaczającą Mężczyzn. Mężczyzn, którzy z tej ‚pustki’ nie zawsze zdają sobie sprawę.
    Spodobała mi się jedna z pierwszych scen: święto Purim, senior rodu prosi żonę o klucze do sejfu – i gdzie tu przysłowiowa drugorzędność kobiet w judaiźmie – a ta rzucając mu je pyta ‚ile?’ i skwapliwie zapisuje kwotę :) Masz rację Tamaryszku, że to piękny portret Rodziny. Wyważony, spokojny. Piękna scena u rabina, który przerywa ważną naradę tylko po to by pomóc kobiecie wybrać…kuchenkę gazową – mistrzostwo. Jest to film ‚kobiecy’ bo to one prowadzą nas przez całą historię. W dodatku mężczyźni, nawet diablo przystojni, inteligencją w sferze uczuć nie grzeszą. Zastanawiałem się dlaczego Yochai nie odpowie Shirze na zadane pytanie ‚bo Cię Kocham’ tylko gasi jej nadzieję słowami ‚bo będziesz dobrą matką dla Mordechaja’. Ech ci faceci…. wstyd

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Widzisz, mnie wstrzemięźliwość deklaracji uczuciowych dziwi dużo mniej. A gdy oboje (niezbyt równolegle) wyznają swoje przeczucie i nadzieję, że może im się udać, że widzą w tej relacji szansę na szczęście – to już wydaje mi się czymś pełnym i wystarczającym. W tym jest też ogromne wyczucie reżyserki, że zawiesza happy end na życzeniach mazel tov i na pięknej scenie spotkania w sypialni, gdy znów są onieśmieleni i niepewni.

      Stanę w obronie męskiej emocjonalności. Jasne, że są wzmacniani przez kobiety. Ale mają wyczucie delikatności. I gdy tylko sprzyjają okoliczności, ich receptory bezbłędnie wyczuwają kruchość. I są gotowi ją chronić. Myślę o rabinie, ojcu Shiry, i o samym Yochayu też.

  7. la-di-da

    Widziałam i byłam zachwycona tym filmem. Ale gdy przyszło do pisania, ogarnęła mnie niemoc. I do dziś trzyma. Za to Twój tekst czyta się świetnie :)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Tak. Zawsze wraca to pytanie: po co w ogóle pisać? By się zamienić w drogowskaz kierujący na film (książkę)…? By coś dla siebie uchwycić (co może nawet bardziej zawarte jest w tej próbie zmierzenia się z dziełem niż w tym, co ostatecznie ujmie się w słowa)? Bo przecież film żadnego opisu nie potrzebuje. A kto ma obejrzeć, ten nie recenzji szuka. Można tak gonić za własnym ogonem. Czy uszanować niemoc, czy ją przełamywać? Naprawdę to be or not to be…:)

  8. peregrinopl

    Tamaryszku ,,przeczytałem jednym tchem .. wspaniała notka i Twoje obserwacje
    Widziałem ten flim w lecie w kinie studyjnym w Austin i zrobił na mnie wielkie wrażenie .. plastycznie przez zdjecia i ich intymność niemalże przypominały mi malarstwo może Vermeera .. na pewno to też, że akcja rozgrywa się we wnętrzach a liczba osób jest niewielka (jak w teatrze) a mało w plenerze i kamera bardzo uważnie obserwuje postacie i ich twarze …

    .. film miał dla mnie wagę jakby przypowieści biblijnej i gdzie proste oceny zawodzą .. oszczędna narracja i przypowieść przypominała mi troszkę ‚Separację’

    poruszyłaś bardzo ciekawy temat, że ludzie bardzo pragną być ‚oryginałem’ a nie kopią jest to takie naturalne dążenie aby móc napisać swój życiowy scenariusz choćby miałby on być ograniczony przez środowisko .. a to zamążpójście Shiry zdefiniuje jej życie chyba już do końca .. dla kobiet w tej społeczności to nie edukacja, talent, kariera, czy podróże ale małżeństwo jest definicją ich życia .. takie są ich realia .. dla mnie obce ale szanuję je

    mnie rozbawiły ‚wywiady’ z adoratorami i ich zabawna dziecinność :^) .. no i powaliłaś mnie porównaniem z Don Corleone :^))) .. tak troszkę chyba tak minus karabiny i trupy (choć wykluczenie z tej społecznośći to dla kogoś prawie jak śmierć) ..

    bardzo ciepło pozdrawiam :^)

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Peregrino,
      ciepłe pozdrowienie jest bardzo akuratne, bo zrobiło się deszczowo, zimno i tak, że zmęczenie tylko czyha, by się skumulować i zaszczekać.
      Więc: ciepełko. :)

      Ja sobie nie zdawałam sprawy, że Wypełnić pustkę jest tak znanym i docenionym filmem. W najnowszej „Polityce” na przykład znajduje się wśród 10 najlepszych zagranicznych filmów roku. Lista subiektywna, ale nieblogerska przecież, więc niemająca aż takiego prawa do widzimisię.
      Świetnie, że widziałeś! Zgadzam się, że zdjęcia (i muzyka!) to siła tego filmu. I kontekst Vermeera bardzo mi się podoba.
      Co do wypełniania pustki (zajmowania miejsca po kimś, łatania braku etc.) to bardzo mnie to wciąga, bo przecież nosimy swoje bagaże i nie wchodzimy w nowe bez obciążeń. A to, co zrobili Shira i Yochay było oczyszczaniem pola, przygotowywaniem siebie na wejście w relację. Fascynujące.

      Pozdrawiam!

    2. peregrinopl

      tak to jest fascynujący temat .. film pokazał też bardzo prawdziwie tak myślę, że często to nie ten ‚pierwszy raz’ ma krytyczne znaczenie .. że byc może często fascynacja sobą i uczucie potrzebują czasu .. no ale Yochay to super przystojny facet a Shira bardzo kobieca :^)

      a to bardzo ciekawie z Polityką .. przyznam Ci się, że nie czytałem Polityki od lat .. raczej unikam tygodników bo bardzo gonią za sensacją .. ale kiedy byłem 2 tygodnie temu w Waw i Krakowie to przeczytałem od dechy do dechy miesięcznik Warsaw Voice – był w nim piękny wywiad (byc może ostatnie przed śmiercią) z Tadeuszem Mazowieckim i bardzo mnie wzruszył .. może zmienię zdanie i o tygodnikach :^))

      Tamaryszku a zatem wiele dobrych ciepłych fal zza oceanu ~~~~~~~~~~~:^)

  9. Gama

    Widziałam ten film kilka razy. Scenariusz , sposób nakręcenia , gra aktorska i muzyka – wywołują na mnie wielkie wrażenie. Za każdym razem można odkryć coś nowego , skupić się na jakimś innym aspekcie sytuacji życiowej , kultury , reakcji bohaterów..Przeczytałam „Najtrudniej znaleźć Lilith” Anki Grupińskiej i zrozumiałam z tego filmu o wiele więcej. Zwróciłam uwagę na dwie sceny : zachowanie Friedy gotowej wręcz( w mojej ocenie) stanąć do walki o Jochaja jako męża – skwapliwe, gorączkowe wręcz poinformowanie Shiry o tym ,że to ją Esther wskazała na żonę Jochaja i spłoszone , przerażone oczy Shiry w ostatniej scenie…Wcale nie jest to sielskie , anielskie zakończenie.To nie jest happy end. Shira zdaje się dopiero myśleć ” co ja zrobiłam!” albo ” co ja tu robię?”. To matka Shiry chcąc zapobiec oddaleniu wnuka ( ona mówi coś szalonego : „zabija mnie to”) robi z Shiry narzędzie do wypełnienia pustki po Esther. Przekonuje do swego pomysłu całe otoczenie. Wobec oporu córki zauważa w końcu do czego doprowadzają jej plany i niby pociesza Shirę mówiąc „nic nie musisz”, ale jest już za późno. Dziewczyna widzi jak bardzo wszyscy oczekują od niej zgody na ten ślub. I nie ma lepszej alternatywy – inny kandydat na męża jest nieciekawy, a wyjście za mąż to najważniejsze dla żydowskiej dziewczyny. Jak ogromne emocje towarzyszą temu tematowi to widać poprzez porównanie powściągliwego zachowania kobiet na co dzień w zwykłych sprawach i niesłychanie emocjonalnych reakcji gdy mowa o zamążpójściu , o kandydacie.
    Frieda chce wyjść za mąż za wszelką cenę i posuwa się nawet do takiego „wybiegania przed szereg”. Oczywiście rozumiem tło tego zachowania.
    Pani reżyser Rama Bursthein nie bez powodu zakończyła ten film sceną bez słów , gdzie krzyczą oczy Shiry.

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Gama, jaką ten film ma intensywną aurę! Czytam i znów go sobie przypominam. :)
      Ciekawe. Podobnie chyba widzę Friedę. Jest dwuznaczna, choć ja mam dla niej sympatię. Twarda szkoła – tak znosić cudzą życzliwość (czasami czyjaś troska mocno uświadamia nam problem). Wyrywa się, przegrywa, może niepotrzebnie cieszy się z pierwszej fortunnej propozycji… Ale kto wie? Związek ze swatem jest związkiem w ciemno nie bardziej niż każdy inny.

      To, jak widzisz Shirę i jej matkę jest inne niż mój ogląd. Ale to subiektywe. „Na moje oko” matka się wycofuje, ojciec bardzo wspiera wolność Shiry. A ona sama najpierw rzeczywiście ulega sugestii, ale potem się z tego wyplątuje. Myślę, że gdy walczy o Yochaja, to już z własnej inicjatywy.

      Scena końcowa podnosi walory filmu bez dwóch zdań. Bo najpierw jest szczęście. Modlitwa, życzenia, piękna oprawa, wzruszenia. A potem pokój, w którym stoją sam na sam, bez zaplecza (tradycji, sprawdzonych gestów etc.). Piękne, bo pierwsze (zwłaszcza dla Shiry, ale mam nadzieję, że dla Yochaja też – że zechce wejść w spotkanie z Shirą jak w zupełnie świeże doświadczenie). Dlatego dobry koniec, bo niczego nie przesądza. I wreszcie pozwala im się odnaleźć. Myślisz, że wzrok Shiry skrywa strach? Może niepewność (nieśmiałość) – a to naturalne. Trudno żeby taka chwila była dla niej okazją do wyzwolonego szału.
      Niewiadoma raczej.

      Pozdrawiam

  10. gamaska

    Witam i z góry sorry za drążenie dziury w temacie – ja znów o tym samym. Zaraz się usprawiedliwię – po pierwszym poście zaczęłam czytać recenzje na Twoim blogu i….z radością odkryłam wiele filmów i książek , które i na mnie zrobiły wrażenie. I teraz chciałabym zwrócić uwagę na zetknięcie dwóch filmów : Dziewczynka w trampkach i Wypełnić pustkę. Otóż obejrzałam te dwa filmy (przypadkowo) w okolicy zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, kiedy bardziej otwieram się na duchowość i wiarę.
    I nagle zobaczyłam co to znaczy wierzyć i żyć zgodnie z religią. Zobaczyłam całkowite zanurzenie,które jest naturalne i oczywiste dla bohaterów. Nie chodzi mi tu o te wszystkie uciążliwe „przymusy” ( choć nie da się ich oddzielić) – ale o to nie udawanie ,że jest się wierzącym. Wiesz o co chodzi….? Było to dla mnie piękne i pouczające odkrycie.
    Pozostaję Twoim czytelnikiem.
    Serdeczności.
    Gama-ska

    Odpowiedz
    1. tamaryszek Autor wpisu

      Czytelniku :)
      Zanurzenie w wiarę – chyba – rozumiem. Bardzo mnie przekonało zwłaszcza w filmie chasydzkim. Tam forma (jak to forma: zawsze trochę ogranicza) jest pełna treści i ustawia życie. Nawet jeśli z perspektywy bycia poza tym kręgiem coś wydawać się może sztywne, to rozumiem, że jest taki poziom akceptacji reguł, który wypełnia formę sensem. I tak odbieram film izraelski.
      Dziewczynka w trampkach mocniej się dystansuje… może nie od samej wiary (choć Koran pojawia się tam jako narzędzie do zdobycia roweru), ale od formy podszytej sporej dawką obłudy. A oba filmy świetnie przenoszą do świata, w którym religia nie jest tylko prywatną sprawą, zepchnietą tak bardzo pod powierzchnię, że niemal nieuchwytną dla osoby, która jej w sobie szuka.
      Pozdrawiam.

Dodaj odpowiedź do PawełW Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.